Mastodon

Recenzja Chromebook Pixel

5
Dodane: 11 lat temu

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 6/2013

Komputer z przeglądarką internetową oraz podstawową obsługą plików za $1299? To musi być jakiś żart…

Gdy pierwszy raz usłyszałem o Pixelu, a konkretnie o jego cenie, to w pierwszej sekundzie opadła mi szczęka i z hukiem uderzyła o podłogę, strasząc żonę i kota. To znaczy przestraszyłaby kota, gdybym go miał, a nie mam. Po pozbieraniu zębów zaśmiałem się na głos i następnie napisałem kilka niecenzuralnych słów na ten temat. Kto o zdrowych zmysłach wyda równowartość MacBooka Pro 13,3″ z ekranem Retina lub bez, skoro zamiast „prawdziwego” systemu operacyjnego otrzymujemy jedynie przeglądarkę, aplikacje webowe oraz możliwość podstawowej obsługi plików na 32 lub 64 GB SSD? W cenie jednak jest jedna mała niespodzianka – 1 TB przestrzeni w Google Drive na dwa lata, co stanowi prawie równowartość tańszej wersji Pixela, który to dostępny jest w dwóch inkarnacjach, minimalnie różniących się od siebie.

Pixel dostępny jest w dwóch wersjach

blogPW1_7467_2000px

Kwota 1299 amerykańskich, zielonych dolarów wystarczy na opłacenie podstawowej wersji, która ma 32 GB SSD, ekran o rozdzielczości 2560×1700 pikseli i przekątnej 12,85″, Intela Core i5 1,8 GHz, 4 GB RAM-u i wspomniany 1 TB przestrzeni w Google Drive (na dwa lata przypominam).

Za kolejne $150 ($1449 w sumie) otrzymujemy moduł LTE wraz z pakietem danych wynoszącym 100 megabajtów miesięcznie za darmo w Verizon (w USA) oraz 64 GB SSD. Pozostałe parametry są dokładnie takie same, jak w przypadku modelu tańszego.

Jeśli już, to który?

blogPW1_7465_2000px

Jeśli nie mieszkacie w USA, to polecam tańszą opcję z jednego prostego powodu – na dziś kompatybilność z innymi sieciami komórkowymi stoi pod znakiem zapytania, a poza tym bez sensu opłacać transfer w USA, skoro z niego nie skorzystamy. Jeśli jednak okazałoby się, że Pixel działa również z sieciami w Polsce, to osobiście wolałbym wersję z LTE.

Chrome OS

blogPW1_7468_2000px

To jeden z najdziwniejszych tworów, z jakim się w życiu spotkałem. Jest przede wszystkim przeglądarką internetową, ale wspiera wszelkiej maści aplikacje. Do edycji zdjęć wybrałem Pixlr Express i jestem pod wrażeniem jego działania, biorąc pod uwagę, że jest aplikacją webową. Nie da się tego oczywiście porównać do Pixelmatora, a już na pewno nie do Photoshopa, niemniej jednak podstawowe rzeczy wykonuje prawidłowo. Sam Chrome jest błyskawicznie szybki. Pracowałem w różnych przeglądarkach, na różnych konfiguracjach sprzętowych, w tym kilkunastokrotnie mocniejszych od tego Chromebooka i subiektywnie jest lepiej. To chyba rzecz, która mnie najbardziej zaskoczyła – prędkość całości jest naprawdę imponująca, włączając w to wszystkie inne czynności, takie jak bootowanie się systemu w kilka sekund.

W dzisiejszych czasach można zaskakująco dużo zrobić w przeglądarce. Gdybym nie zajmował się obróbką zdjęć, montażem filmów i tym podobnymi czynnościami, to podejrzewam, że potrafiłbym korzystać tylko i wyłącznie z Chromebooka. Flickr dzisiaj oferuje mnóstwo miejsca na nasze zdjęcia, za darmo, a przestrzeń w Dropboxie, Copy i Google Drive wystarczy na pozostałe. Pod warunkiem, że im zaufamy oczywiście. To, ile jestem w stanie zrobić na tym komputerze, to było moje drugie zaskoczenie. W dalszym ciągu jest to uciążliwy proces i daleko mu do wygody prawdziwego systemu operacyjnego, ale da się. Na upartego.

Brzmi pozytywnie, prawda?

blogPW1_7462_2000px

Niektórych z Was zapewne dziwi mój optymizm oraz niewielka doza nienawiści do tego produktu. Powodem jest oczywiście ekran, który jest prawie tak dobry jak w MacBookach z Retiną. Jego jedyną wadą jest to, że odbija więcej światła niż produkt Apple. Świeci jednak na tyle jasno, a kolory wyświetla na tyle prawidłowo, że da się go używać w pełnym słońcu i widzieć jego zawartość tak, jak twórcy sobie życzyli… lub na tyle blisko, że nie będzie miało to dla większości żadnego znaczenia. To, jak renderowane są fonty, jest nie do opisania, a zdecydowanie największym plusem jest jego format. Proporcje ekranu wynoszą 3:2 i wydaje się to być idealnym kompromisem pomiędzy popularnym 16:9 oraz przestarzałym 4:3. W praktyce otrzymujemy powierzchnię roboczą odpowiadającą rozdzielczości 1280×850 pikseli (każdy „wirtualny” piksel jest wyświetlany za pomocą czterech fizycznych, zupełnie jak pod OS X, na komputerze z Retiną). Te pięćdziesiąt dodatkowych pionowych pikseli robi ogromną różnicę przy pisaniu lub przeglądaniu stron internetowych.

Zapomniałbym o jednym – ekran ma wbudowany touchpad, z którego próbowałem korzystać. Niestety, nie jestem fanem odcisków palców, a rąk nie mam na tyle silnych, żeby trzymać je w powietrzu przez dłuższy czas, więc na tej próbie się zakończyło. Jest to zupełnie zbędny element w laptopach, podobnie jak 3D w telewizorach.

Klawiatura oraz trackpad również zapowiadają się solidnie. Ten ostatni, pokryty szkłem, pomimo że nie sprawia takiego wrażenia, jest prawie tak dobry jak ten oferowany z MacBookami. Mam jednak zastrzeżenia do czterech rzeczy. Po pierwsze, przy scrollowaniu dwoma palcami strona czasami przeskoczy na samą górę, bez wyraźnego powodu. Po drugie, cała powierzchnia trackpada jest fizycznie „klikalna” (w odróżnieniu od MacBooków), co powoduje, że regularnie i niechcący zdarza mi klikać w rzeczy, w które klikać nie chcę. Powodem tego jest trzecia wada, czyli fakt, że trackpad jest umiejscowiony na środku względem obudowy, zamiast względem klawiatury. Niestety, dochodzimy tym samym do czwartej wady. Jeśli przypadkiem opieram dłoń lub palec na trackpadzie, co zdarza się notorycznie ze względu na wadę numer trzy, to nie reaguje on na dotyk drugą ręką. Apple poradził sobie z tym, ignorując przypadkowe dotknięcia, więc skoro da się to zrobić, to chciałbym zobaczyć uaktualnienie sterowników przez Google.

Ma jednak swoje wady

blogPW1_7458_2000px

Ten artykuł piszę w bardzo atrakcyjnym, edytorze online Markdown o nazwie Draft i pomimo że komputer ma 4 GB RAM i otwartą tylko przeglądarkę, to przed chwilą straciłem ze dwa akapity tej recenzji. Bo jej nie zapisałem. Mam otwartych dokładnie trzynaście kart i widocznie okazały się pechowe, ponieważ zostały przeładowane. Podejrzewam, że zabrakło RAM-u oraz, że przydałaby się optymalizacja kodu w Chrome.

Drugim problemem, jaki napotkałem, są strony oparte o technologię Flash, wraz z samym YouTube’em, należącym przecież do Google. Niestety, powodują prawie natychmiastowe rozkręcanie się wiatraków, które bardzo hałasują, a spód komputera (lewy róg przy ekranie) zaczyna rozgrzewać się do temperatury, która grozi poparzeniem lub podpaleniem stołu, jeśli korzystamy z drewnianego. Jest jeszcze gorzej w przypadku gier webowych. Niestety, należy unikać tego typu stron.

Jako że Chromebook Pixel działa pod kontrolą ultralekkiego systemu operacyjnego, jakim jest Chrome OS, to spodziewałem się bardzo dobrych czasów pracy na akumulatorze. Niestety okazało się, że nie jestem w stanie wyciągnąć z niego więcej niż trzy i pół godziny przy moim workflow. Przeważnie oscyluję wokół trzech godzin, więc należy się z nim obchodzić szczególnie delikatnie, gdy jesteśmy poza zasięgiem prądu. Nie mam pojęcia, z czego to wynika. Być może bateria ma za małą pojemność lub ekran jest zbyt prądożerny, ale są to wartości dla mnie nie do zaakceptowania.

Podsumowanie

Chromebook Pixel mógłby być znakomitą maszyną do pisania lub drugim/trzecim komputerem w domu. Mógłby, gdyby kosztował nie więcej niż $800. Przy takiej cenie nie zwracałbym nawet większej uwagi na jego wady. Niestety rzeczywistość jest inna i historia zapisze go w swoich kronikach jako ciekawostkę, którą kiedyś stworzyło Google. Ciekawostkę o piekielnie uzależniającym ekranie.

Dane techniczne

Producent: Google
Model: Chromebook Pixel (WiFi)
OS: Chrome OS
Procesor: Intel Core i5 1,8 GHz (3472U)
RAM: 4 GB, DDR3
SSD: 32 GB
Ekran: 12,85″, 2560×1700 px
Wymiary (szer. × gł. × wys.): 297,7 × 224,6 × 16,2 mm
Waga: 1,52 kg
Kamera: 720p
Klawiatura: podświetlana
We/Wy: 3,5 mm, 2 × USB 2.0, Mini DisplayPort, SD
Łączność: Bluetooth 3.0, 802,11a/b/g/n 2,4 & 5 GHz
Akumulator: 59 Wh
Dodatkowo: 1 TB przestrzeni w Google Drive na dwa lata

Ocena

Design: 5/6
Jakość wykonania: 5/6
Oprogramowanie: 3/6
Wydajność: 4/6

Ocena końcowa: 4/6

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 5

Zdjęcia jak najbardziej dobre, ale ja też czytając recenzję/opis z miłą chęcią ujrzałbym opisywane urządzenie w pełnej krasie.
Artykuł krótki, ale treściwy :)