Mastodon

Premiera iPada 2 w Nowym Jorku

29
Dodane: 13 lat temu

Sądny dzień zbliżał się szybkimi krokami. Już kolejną noc poszukiwałem satysfakcjonującej mnie promocji na bilety do USA. Pod uwagę brane były wszystkie większe miasta, nawet leżące na zachodnim wybrzeżu — nie będę przecież wybrzydzał. Kolejna noc i coraz wyższe ceny. Zaczęło się od wstępnie zachęcających 2,100 PLN, które momentami osiągały absurdalne poziomy blisko 10K PLN. Myślicie pewnie, że szukałem biznes klasę … Mylicie się.

Środowy wieczór, w telewizji nie było nic ciekawego, więc przystąpiłem do śledzenia losów bohatera mieszkającego w Kalifornii i jeżdżącego klasykiem. Poza wychowywaniem córki i ciągłym zdradzaniem żony, udaje mu się spełniać marzenia niemal każdego faceta — ma wolny zawód, zdarza mu się zarabiać duże pieniądze, a piękne i młode “damy” lgną do niego jak ćmy do płomienia. Miłe sny już prawie mnie opanowywały, jednak przemogłem się i Safari jeszcze raz rozpoczęło poszukiwania … W zasadzie pogodziłem się już z faktem, że nie będę miał iPada w dniu premiery, a tu na złość pojawiła się oferta poniżej wcześniej założonego progu. Progu, którego miała nie przekroczyć … Do trzeciej w nocy walczyłem ze sobą, wmawiałem sobie, że nie ma to najmniejszego sensu. To przecież tylko dwa tygodnie. Miną szybko, a w kolejce poczekam pod rodzimym centrum handlowym. Może nawet trochę ciepłej będzie? Dopiero dwie godziny później, po przypomnieniu sobie spontanicznych wyjazdów z młodości, postanowiłem jechać.

Ogromnym bonusem był niewątpliwie cel podróży, Nowy Jork, którego nie miałem jeszcze okazji zwiedzić. Gdyby to było każde inne miasto to cena musiałaby być znacznie bardziej atrakcyjna. Mówię tutaj o cenach zbliżonych do kosztów wzięcia udziału w konkursie SMSowym. O ile długość pobytu, zapewniającego ponad trzy pełne dni na miejscu (pięć licząc loty), była idealna … dla mnie, bo Naczelny nie był zadowolony z odłożenia dwóch recenzji “na potem”, to godzina przylotu martwiła mnie. Otóż lądowanie miało mieć miejsce na JFK zaledwie 30 minut przed otworzeniem śluzy na tłum ludzi pochodzących z całego świata. Nie dość, że samo miasto składa się z chyba każdej narodowości, to jak się później okazało, miejscowi też mieli podobne zamiary do moich.

Na dzień dobry miałem złe przeczucia co do skuteczności celu podróży — samolot wystartował z ponad piętnastominutowym opóźnieniem, a na ekranie monitorów pokazujących wszelkie zbędne dane, jak temperatura na zewnątrz samolotu dobijająca do arktycznych liczb, pojawiła się godzina lądowania: 16:57. Trzy minuty przed premierą. Do tego trzeba było oczywiście doliczyć godzinę na dojazd do Piątej Alei. Zapomniałem, ze zdenerwowania, o kontroli wjeżdżających na teren Stanów Zjednoczonych. Kolejki dla przybywających gościnnie, dla posiadaczy zielonych kart jak i dla samych obywateli, były ogromne. Skończyło się na 60-70 minutach zgrzytania zębów.

Skrzyżowanie Fifth Avenue i 59th Street to nie tylko luksusowy Plaza Hotel. Dla mnie to przede wszystkim jeden z najbardziej interesujących architektonicznie Apple Store’ów na świecie. Wysiadłem z taksówki i przywitał mnie tłum. Było już kilka minut po 19:00, a ludzie nadal wyczekiwali zbawienia w kilkuset metrowej kolejce wijącej się niczym pyton wśród traw. Na samym placyku było ich grubo ponad setka, a końca nie było widać — znikali za rogiem. Udałem się czym prędzej do pana w niebieskiej koszulce i czarnej czapce, obie opatrzone odpowiednim logo, i podpytałem o dostępność drugiej generacji największej zabawki od czasów klocków Lego.
— “Wszystkie modele są nadal dostępne. Proszę udać się na koniec kolejki. Powinieneś się załapać.”
— “A gdzie znajdę ten koniec?”
— “Tam, po lewej, na rogu.”
Odwrociłem wzrok … i rzecywiście w tamtym kierunku podążał sznur ludzi. Obeszliśmy pół przecznicy zanim dotarliśmy do jej końca przy Park Avenue. Jeśli nie znacie okolicy to podpowiem tylko, że do wspomnianego placyku z ponad setką ludzi było ponad 400 metrów, a tak na oko to na jednym metrze mieściło się więcej niż jedna osoba. Sporo więcej.

Życie straciło sens, pojawiły się negatywne myśli … Prawdopodobieństwo, że załapię się na iPada, a co dopiero dwa, była nikła. Przez te dwie godziny pomiędzy 17:00, a 19:00, patrząc na tempo w jakim poruszaliśmy się do przodu, do sklepu musiało wejść przynajmniej 500 do tysiąca osób. A drugie tyle od momentu, gdy do nich dołączyłem. Tempo było imponujące, bo około pół godziny później stanąłem na końcu wspomnianego węża na placyku i do drzwi pozostało mi już tylko drugie tyle — stosunek ludzi do metra kwadratowego zdecydowanie się zwiększył na placu: Tokio, zamiast NYC.

Jak tylko znalazłem się na górze krótkich schodów to pojawił się pracownik Apple’a i skończywszy liczyć kilka osób za mną, poprosił ochronę o zamknięcie kolejki! Wcześniej różni pracownicy kręcili się i pilnując porządku, informowali o stanach magazynowych. Na pierwszy ogień skończyła się 16-tka WiFi. Chwilę później wersja czarna. Następnie zniknęły zupełnie modele 3G w wersji GSM. W każdym razie John, ten który kazał odciąć kolejkę od życiodajnego gadżetu, poinformował nas, że prawdopodobnie dla wszystkich wystarczy iPadów, ale nie ma gwarancji dopóki nie dostaniemy specjalnego biletu. Kolejne minuty przeciągały się niemiłosiernie długo, aż wreszcie upragniony kartonik z pięknie wykonanym, błyszczącym logo Apple, wylądował w naszych rękach. Jeden bilecik to jeden iPad — dostaliśmy po dwa.

Po zejściu do “podziemia”, czyli sklepu, zostaliśmy skierowani do odpowiedniej kolejki — były dwie: płacący gotówką byli odstawiani pod tradycyjne kasy, a kartami kredytowymi do sprzedawców z mobilnymi terminalami, składającymi się z iPodów touch w obudowie z czytnikiem kodów kreskowych i kart kredytowych. Jesse najpierw poinformował o dostępności jedynie białych i czarnych modeli WiFi w odmianach 32 i 64 GB, po czym przyjął zamówienie. Po chwili pojawił się z odpowiednim towarem, przyjął plastik i zaproponował “Personal Setup”. Szybciutko rozpakowałem swojego i udałem się do Petera, który podłączył mnie pod iTunes i zapytał czy ma mi skonfigurować wszystkie moje konta i preferencje — powiedział, że wystarczy żebym pamiętał swoje hasła, a on wszystko za mnie zrobi. Podziękowałem i udałem się na ławkę przy schodach celem dodania ich osobiście. Chwilę później słyszałem już okrzyki o skończeniu się zapasów modeli WiFi — pozostały już tylko Verizon, które w żadnym wypadku nie zbliżyły się popularnością do GSMowych 3G.

Sporo było osób z zagranicy z najprzeróżniejszych zakątków świata. Rosyjski nastolatek czekał z mamą i nie udało mu się załapać, niemiecki businessman kupił tylko jedną sztukę dla siebie — czarny model 3G (GSM), angielscy “dresiarze” brali najtańsze WiFi 16GB. Nic jednak nie przebiło ilość azjatów stojących na zamówienie. W znacznej większości biedni ludzie, zachęceni zarobkiem $50-100 za każdego doręczonego iPada, dosłownie opanowali każdą kolejkę w Nowym Jorku. Jak czytałem później w innych raportach, podobnie było w każdym większym mieście USA. Cały towar oczywiście idzie na handel, zapewne w większości do Chin (w tym Hong Kongu) i tym podobnych rejonów.

Pomimo niewyobrażalnej ilości chętnych, okazało się że nie wszystko zostało wyprzedane. Otóż inne sklepy Apple w NYC nie zdążyły wyprzedać całego zapasu przed zamknięciem i na przykład w Apple Store SoHo na Prince Street ostało się kilkanaście sztuk. Niestety zmęczenie podróżą zrobiło swoje i przed sklepem pojawiłem się dopiero około 8:00. Na godzinę przed otwarciem stało już ponad 50 osób, gdzie ponownie większość stanowili zaopatrujący masowych eksporterów. Rozmawiałem z kilkoma szczęściarzami z pierwszych miejsc i czatowali pod drzwiami od mniej więcej 5:00 rano … Co ciekawe: po iPady CDMA wpuszczali bez kolejki, ponieważ chętnych było jak na lekarstwo … A w sumie u nas z niego można uczynić droższego iPada WiFi z GPSem … Ze dwie godziny później, jak kupujący z innych sklepów dowiedzieli się o dostępności czegokolwiek w tym stosunkowo małym Apple Store, nie było już nic.

W niedzielę pracownicy od razu wszystkich informowali, że dzisiaj nie będzie żadnych dostaw i nie ma po co ustawiać się w kolejki. Nie wszystkich to zniechęciło — zgadnijcie kogo. Poniedziałek z kolei był dniem wielkiego wyczekiwania przez wielu na kolejne dostawy. Tłum w Apple Store’ach przerastał wszelkie wyobrażenia. Na Fifth Avenue było ciasno niczym w puszce z sardynkami.

Poruszyłem przy okazji temat z pracownikami Apple o sprzedaży poniedziałkowych dostaw dopiero we wtorek. Ponoć niektóre sklepy miały się otworzyć o godzinę wcześniej. Manager Apple Store na 5th Avenue — Taf — zdecydowanie odparł, że są to plotki bloggerów i dziennikarzy. Dowiadują się o dostawie dopiero jak ciężarówka wita pod rampą. Przy okazji zdementował także plotki o wcześniejszym otwarciu jako odgórnym przykazaniu i nie mógł ręczyć za całe USA, ale jednoznacznie powiedział, że w NYC na pewno nie ma mowy o takim postępowaniu, chyba że kierownik danego sklepu podejmie taką decyzję. Nie jest ona również podjęta dlatego, że coś więcej wiedzą. Na koniec dodał, że zawsze starają się jak najszybciej dostarczać towar klientom i w żadnym wypadku nie chodzi o tworzenie kolejek pod media i jako reklamę.

Kolejny temat był dosyć mocno wałkowany na forach, blogach i w podcastach: dlaczego nie było w tym roku preorderów? Jestem zdecydowanie przekonany, że jednym, jeśli nie najważniejszym powodem, był fakt, że Apple’owi zależało na zaspokojeniu przede wszystkim potrzeb osób, które pofatygowały się do ich sklepów. Gdyby były preordery to trzeba by było tworzyć dwie osobne kolejki: dla osób, które na pewno wyjdą z iPadem i dla tych którzy być może z nim wyjdą. Mogłoby w mniejszych sklepach, z mniejszym stanem magazynowym, dojść do sytuacji, w której żadna osoba z kolejki bez rezerwacji nie otrzymałaby tabletu. Są oczywiście plusy i minusy takiego rozwiązania, ale nie zmieniają one faktu, że Apple eksperymentuje. Z jednej strony preordery prawdopodobnie wyeliminowałby zmasowany eksport na daleki wschód, ponieważ kolejkowicze byli pozyskiwani przede wszystkim poprzez znajomych. Nie wierzę, żeby boss stojący za tym przedsięwzięciem opanował zakładanie takiej ilości Apple ID. Z drugiej jednak strony, pojawiłoby się kilka kolejnych problemów, w tym oskarżenia o celowym działaniu przeciwko mediom. Uważam, że akurat taki dodatkowy “hype” nie jest priorytetem działu marketingu Apple, ponieważ i bez tego nie brakuje im darmowej reklamy — podobne zdanie ma zresztą kilka innych osób.

Apple rzekomo sprzedał million iPadów przez weekend … a przynajmniej o takich liczbach mówiło się jeszcze dzisiaj (15/03) przed paroma godzinami. Nie wiem niestety jaki procent zakupów trafi poza rynek USA, ale wierzę, że nawet 3 miliony rozeszłyby się jak ciepłe bułeczki. Bułeczki z darmowym, 1-karatowym brylantem.

O moich kilku pierwszych dniach z iPadem będziecie mogli bardziej szczegółowo przeczytać w nadchodzącym dużymi krokami kolejnym wydaniu iMagazine oraz posłuchać (wraz z wrażeniami Norbiego) w jutrzejszym odcinku naszego podcastu — Nadgryzieni.

P.S. Tak, waga robi ogromną różnicę. Te niby, tylko, tycie 80g mniej to kolosalna różnica dla mięśni rąk. Przynajmniej dla osób nie zbudowanych jak “Hardkorowy Koksu” …

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 29

Ja lubię takie teksty. Niby spokojne, a człowiek cały czas się stresuje: uda się Wojtkowi, uda się…

Kurcze, z tą wagą to nie wiadomo w końcu jak jest. Na Ars Technica piszą, że różnica jest prawie nie odczuwalna i nadal czytanie za pomocą jednej ręki jest niewygodne. Z podobną opinią spotkałem się na Macworld. Sam muszę to chyba sprawdzić. Dla mnie waga to jedyny “ficzer” który może mnie zmusić do zmiany na drugą generację. Różnice w szybkosci działania przy moim sposobie korzystania z tabletu będą praktycznie nie odczuwalne a kamerka jest mi kompletnie obojętna…

Powiem tak ten tekst z jednej strony zafascynował mnie, z drugiej zaś przeraził.Sam używam produktów Apple od około ponad dwóch lat, czytam regularnie pare blogów,pare magazynów i przez ten czas doszedłem do wniosku , że nad wielką grupą ludzi zakochanych w produktach Apple wisi niczym sekciarska otoczka…Zauważyłem to szczególnie podczas stania w kolejce po iPhona 4, dla mnie wiązało się to z przybyciem do lokalnego sklepu Apple dwie godziny przed otwarciem, sam sklep mam od domu około 30 min na piechotę.Widok ludzi ze spiworami, klaszczacych gdy ktoś wychodził ze sklepu, skaczacych jak małpy z telefonem w ręce przeraził mnie i uzmyslowil w jakże chorych czasach żyjemy , kiedyś podobna radość sprawiały narodziny dziecka, dziś zastapilo to kupno iPhona, czy iPada.Kiedyś ludzie stali za mięsem całą noc, dzisiaj za produktami Apple…Z drugiej strony bardzo przypomina to kolejki powstające w środku nocy w przeddzień wyprzedaży przed sklepami soprzedajacymi ekskluzywne ciuchy firm typu Prada, czy Emporio Armani, ludzie stoją za nimi bo chcą wyglądać trendy, cool, bogato, Apple tez jest trendy, cool – posiadanie iPhona czy iPada dodaje swego rodzaju prestżu szczególnie ciagle w takich krajach jak Polska.Myślę, ze tylko sam autor jest w stanie sam stojąc przed lustrem odpowiedzieć na pytanie czy naprawdę było warto, ile stracił na tym kasy i ile w tym wszystkim było czystej próżności.Wcześniej wyobrażałem sobie, ze ten wyjazd będzie bardziej skierowany na poznanie Nowego Jorku i wtedy moim zdaniem ten wyjazd byłby bardziej usprawiedliwiony – nie sadze by wiele można było zobaczyć w 3 dni, większość czasu spedzajac na lataniu od jednego Apple Store do drugiego, podobnie byłby usprawiedliwiony gdyby udało się przywieźć około 10 szt. I sprzedać je z odpowiednim zyskiem, usprawiedliwiony byłby gdyby był to pierwszy iPad , który był czymś całkiem nowym, nie zaś w przypadku produktu nie mającego w sobie jak ocenia wielu krytyków niczego rewolucyjnego i jest niczym iPhone 3G do iPhona 3GS, co wiecej bardziej usprawiedliwione są dwie noce spędzone przed Nowo Jorskim Apple Store pewnej kobiety , która była pierwsza w kolejce i sprzedała swoje miejsce za 900$ …Teraz iPada w USA już nie ma i myśle , ze w połowie jest to wynikiem polityki Apple w połowie zaś za sprawą ludzi którzy wiedza , ze skoro są ludzie którzy są w stanie stać godzinami w kolejce i przejechać pól swiata tonzawsze znajda się podobni, którzy zapłacą za najnowszy produkt Apple 300-400$ wiecej (dotyczy to tylko dwóch produktów iPada i iPhona bo za resztą kolejki się nie ustawiają, a cześć z nich przechodzi bez większego echa). Teraz sam stoję przed wyborem sprzedać swojego iPada i stracić na nim około 800-700 zł co stanowi spora stratę w ciagu roku i dopłacić tyle do nowej wersji tylko po to by pozbyć się 80 g ( szybkość można odczuć pewnie podczas używania iMovie , którego nawet raz nie dotknalem na Maku a co dopiero na iPhonie, czy iPadzie, w grach do których iPad moim zdaniem zupełnie się nie nadaje, no i w Garage Band którego nigdy tez nie używam), posiadanie dwóch słabej jakości kamer także nie przybliża mnie do zakupu szczególnie, ze Face Time jest aplikacją ograniczoną przez to , ze znajduje się jedynie w produktach Apple.Jednak na dzień dzisiejszy może pod wpływem chwili wybiorę się w następny piątek o 6 rano na 3 godz do lokalnego Apple Store , nie będzie się to wiązało jednak podejzewam ze zbyt wielkim zachwytem jaki spotkał mnie chociażby po zakupie iMaca , jeśli nie zrobię tego tez świat się nie zawali.Jak napisał Steve’a Jobs w jednym mailu w odpowiedzi na jakieś upierdliwe pytanie : Świat nie ogranicza się do Apple, idź się zabaw, pobawić się z dziećmi i ciesz się …

Ps.Nie każdy musi się zgodzić z tym co napisałem , po to jest miejsce na komentarz by każdy mógł wyrazić swoją opinie i co ważniejsze nie mam zamiaru się spierać biały czy czarny i kto ma gdzie iPada 2 jako pierwszy bo to naprawdę sprawy niegodne uwagi

Wcześniej wyobrażałem sobie, ze ten wyjazd będzie bardziej skierowany na poznanie Nowego Jorku i wtedy moim zdaniem ten wyjazd byłby bardziej usprawiedliwiony

Był na to skierowany. Napisałem wyraźnie:

“Ogromnym bonusem był niewątpliwie cel podróży, Nowy Jork, którego nie miałem jeszcze okazji zwiedzić. Gdyby to było każde inne miasto to cena musiałaby być znacznie bardziej atrakcyjna.”

Prędkość iPada 2 jest odczuwalna wszędzie.

Ciekawe przemyślenia opisałeś :) Sam pracuje na komputerach Apple od prawie samego początku dostępności w EU w mojej pracy, a osobiście stosunkowo nie dawno od tego czasu prywatnie.Magia i otaczający mnie ludzie, spowodowało amok i zatracenie się dla produktów apple jak dobre np.whisky Coś w tym jest,jest to zapewne i nie do podważenia niezawodność produktów w skali cyfr w porównaniu z innymi firmami i błędami podczas produkcji,ależ najlepsze firmy mają wpadki np.samochodowe.Prawda jest taka, nie mówi się o firmach które nie znaczą nic na ryku, najważniejsze jest to,czy mówią o Tobie źle czy dobrze ale jak mówią to istniejesz! Sam czekam na iPada 2 i zastanawiam się do czego mi się przyda? mając 3 produkty Apple, ten czwarty hmm. mam kilka pomysłów na spożytkowanie jego możliwości a jak się nie sprawdzi to będzie jako ramka do zdjęć :)

Moridin, nie bądź taki “bułkę przez bibułkę” bez powodu, bo zniewieściejesz! ;) W końcu koszt przelotu i pobytu to żadna tajemnica. Co innego gdyby padło pytanie o twoje zarobki w iMagazine. Z próżności sprawdziłem ceny biletów, po twojej informacji o eskapadzie do NY i w klasie ekonomicznej była oferta LOTu za niecałe 1600 pln w obie strony. Zakładam więc, że tyle mniej więcej cię to kosztowało. IMO niedrogo i może nawet bym się kiedyś turystycznie wybrał (przy okazji robiąc iZaqpy afkoz ;)), ale szczerze mówiąc poniżająca polityka wizowa jaką nas raczą Amerykanie skutecznie mnie odpycha od wycieczek do USA. Kompletnie nie przekonuje mnie idiotyczne zwalanie winy na przepisy – gdyby chcieli, to nie odrzucaliby wniosków wizowych i tym samym spełniony byłby wymóg, na który się tak chętnie powołują. OK, koniec polityki ;)

W przeciwieństwie do Jakuba O. nie zamierzam cię krytykować za napalenie się iPada2 co skończyło się spontanicznym wypadem do NY. Nie oszukujmy się – w 3 dni za wiele zobaczyć nie można, szczególnie odwiedzając codziennie Apple Store, ale zawsze “bonus” to jakiś jest ;) Nie zgadzam się z jego malkontenctwem i skłonnościami do przesadnych porównań (łagodnie mówiąc), np. zastąpienia narodzin dziecka premierą iGadżetu. Nie widzę tu żadnego konfliktu. To nie jest sugerowany substytut, a IMO dodatkowa radość w czyimś życiu. To chyba dobrze, prawda? Nie ma tu żadnej patologii. Sam też emocjonowałem się bardzo wyczekiwaniem na dostawę i w końcu zakupem w składnicy harcerskiej upragnionego Timexa 2048. Podobne emocje pewnie odczuwałbym zapewne lecąc do obcego kraju po iPada2, co nie wyklucza radości z ojcostwa. Jakubie O. przestań patrzeć na świat przez laboratoryjne okulary, przeliczać wszystko na $. To, że Moridinowi się chciało zapakować tyłek w samolot świadczy właśnie o odrobinie szaleństwa i spontaniczności, której ci najwyraźniej brakuje. Nie powinno to być jednak powodem do krytykowania go, poddawania w wątpliwość sensu eskapady. Nie szukaj dziury w całym. Sprawiło mu to frajdę, nikomu nie zaszkodził tym wypadem, więc wszystko ma pozytywny wymiar. Więcej – przysporzył swoim działaniem wypieków na twarzy kolegom redakcyjnym, którzy napaleni czekali jak na szpilkach na jego powrót. Odrobina pozytywnych emocji, zwięczonych radością z nowej zabawki. Niech będzie im i nam na zdrowie! :)

Moridin – trzeba było cyknąć fotki w samolocie, żeby pokazać w jakich warunkach musiałeś się męczyć przez 9 godzin lotu ;) No i jeszcze historia jak przewiozłeś tą furę iPdów2 bez clenia. Były emocje? Z tekstu i 4 sztuk iPadów2 wnoszę, że nie byłeś sam? Co do eksportu na daleki wschód – myślę, że to była raczej chęć zarobienia na eBayu. Azjaci widocznie kombinują podobnie do np. Polaków. Owszem, pewnie sporo było takich jak ty “eksporterów”, ale większość “słupów” stała zapewne na zamówienie spekulantów z USA, którzy postanowili dorobić próbując sprzedać np. iPada 32GB WiFi za $1099: http://goo.gl/UiYWF
BTW: Nie korciło cię, żeby kupić nowego MB Pro? Nawet przez chwilę przebiegła mi myśl, żeby napisać do ciebie w tej sprawie, ale pewnie i tak miałeś już wystarczającą ilość klamotów. Nie ma z tym problemu przy kontroli na lotnisku?

Było całkiem wygodnie. Jest więcej miejsca na kolana na lotach transatlantyckich, a wracając miałem przed sobą dobre 2m wolnej przestrzeni. Samoloty oba 1/2 pełne więc można było się rozłożyć na 3 fotelach w poprzek.

Nie mam dzieci, mam wszystko co potrzebuję to resztę wydaję na hobby. Chyba lepiej niż na seks, drugs & rock ‘n’ roll? Oh wait ….

Z moją kobietą, dziewczyną, narzeczoną, Panią, TZ lub konkubentką – jak komu wygodniej. :)

Emocji brak. Cła nie ma.

Skad leciales dokladnie, z przesiadka? Byl to LOT czy codeshare np z LH?

Jakim typem maszyn lata Lot do stanow? Sa stare czy w miare nowe? Co z rozrywka? Kazdy ma swoj ekran czy wspolny na cala klase Eco? Wypytuje bo powiem szczerze ze 500 Euro to w miare tanio rezerwujac krotkoterminowo, a nigdy nie wiadomo :)

@rokipat:

Boeing 767. Jeden nowszy, drugi starszy. Były filmy rożne itp. Spałem. :)
Kilka ekranów co kilka rzędów i projektory. Latałem też lotem z LCD przed każdym.