Mastodon

Nadgryzione jabłuszko

12
Dodane: 13 lat temu

Jaka to była frajda, ustrzelić na mieście samochód z przyklejonym jabłuszkiem. Od razu leciało się na forum i pytało: „Czyje to?!” Zwykle znajdował się właściciel, bo makowców było niewielu i wszyscy spotykali się w tych samych miejscach.

Na każdym internetowym forum można było znaleźć wątek o jabłkach na samochodach. Ba, żeby tylko na samochodach – również na rowerach, oknach i głowach. Białych, tych nowych i kolorowych, tych starych. Ludzie wymieniali się naklejkami, wrzucali zdjęcia i generalnie, było bardzo rodzinnie. Bo jak tu nie czuć się jak w rodzinie, kiedy relatywnie rzecz biorąc, macuserów było tyle, co kot napłakał?

To jabłuszko coś oznaczało. Nie tylko to, że kupiłeś produkt Apple, do którego wsadzili Ci naklejki. Naklejone na szybę jabłuszko było znakiem rozpoznawczym. Oznaczało, że możesz do tej osoby podejść na ulicy i zagadać. I że nie dostaniesz w zęby.

Małe środowiska mają niezaprzeczalny urok. Ludzie czują się ze sobą bardziej związani. Lepiej się znają. Tak samo było z początkami polskiego Internetu. Nazwiska i nicki przewijały się w sieci latami. Na przykład Krzyśka Młynarskiego pamiętam z pełnienia 15 lat temu zupełnie innej funkcji, niż bycie właścicielem „Szarlotki” i specem od bezpieczeństwa. Taki ten Internet mały.

Ale wracając do nadgryzionych jabłuszek. Ta mała naklejka na szybie była znakiem porozumiewawczym. Oto mamy do czynienia z pokrewną duszą, kimś, kogo możemy zapytać o radę. W każdej sytuacji i bez wahania.

Na porządku dziennym były przypadki ludzi wpadających na fora czy grupę dyskusyjną, poszukujących „kogoś‐skądś”. Macusera w Warszawie, Krakowie, Poznaniu lub w okolicach. Kogoś, do kogo można wpaść ze sprzętem, bo coś się akurat sfajczyło.

Wyobrażacie sobie, umawianie się z nieznajomą osobą z Internetu, w zupełnie obcym mieście, głównie w domu, bo tam stoi sprzęt? Naprawdę, były takie czasy. A wszystko przez to małe jabłuszko. Dziwna rzecz, że mała, niepozorna naklejka potrafiła tak zbliżać ludzi do siebie. Oczywiście nie sama naklejka. Na taki stan rzeczy składało się wiele czynników – niewielkie środowisko, trudność w zdobywaniu pomocy i informacji, łatwość w identyfikacji użytkowników. Jednak, mimo wszystko, taki mały cud w świecie technologii.

Obecnie, trudno by było zaproponować komuś na ulicy wizytę w domu, tylko dlatego, że posiada iPhone’a i nakleił sobie jabłuszko na samochód. Przyznacie sami, sama myśl brzmi idiotycznie.

Po przyjeździe do Anglii, na pierwszym samochodzie, miałam naklejone jabłuszko. Na drugim też, chyba z przyzwyczajenia. Obecnie nie mam. I zastanawiam się, dlaczego?

Może dlatego, że nie ma do kogo puszczać porozumiewawczego oczka? Może dlatego, że to już nie taki symbol? Może dlatego, że nie naprawiam już sprzętu Apple? Czy sprzęt Apple jest jeszcze naprawialny czy tylko „wymienialny”? Czy symbolika pochodzi ze źródła czy też nadawana jest dowolnie, przez grupy użytkowników?
Moim zdaniem, idea symbolu rodzi się w filozofii produktu. Następnie użytkownicy naginają ją do własnych potrzeb. Im mniejsza, hermetyczna grupa, tym większy nacisk na symbolikę. Obecnie, wraz ze wzrostem popularności produktów Apple, symbolika przechodzi metamorfozę, dokładnie taką samą, jaką przechodzą użytkownicy marki.

Już nie jesteśmy hermetyczną, niszową grupą. Nie tylko w krajach zachodnich, ale i w Polsce. Trudno policzyć ludzi, którzy nie mieli żadnego kontaktu z Apple. W sumie iPody, iPhone’y i iPady, to teraz najbardziej popularne prezenty komunijne. Trudno więc idealizować filozofię naklejki, podczas gdy firma‐matka wypłynęła na szerokie wody komercji. Nadal jednak widujemy jabłuszka, naklejone na tylnych szybach i zderzakach. Myśli, które przychodzą do głowy są jednak zupełnie inne.

Już nie biegniemy ze swoim znaleziskiem na forum, dopytując się o właściciela, bo przecież nie wypada. Zastanawiamy się może, czy to jeden ze „starych” czy ktoś zupełnie nowy. Zwłaszcza, jeśli naklejone na szybie jabłuszko jest kolorowe. Właśnie wtedy, kiedy naklejka wabi oczy wszystkimi kolorami tęczy, zwiększa się prawdopodobieństwo, że właściciel nie pogoni nam kota, jeśli przystaniemy i zawiesimy na nim wzrok. W sumie – co tradycja, to tradycja.

Mam w domu kilkanaście różnych naklejek i czasem przychodzi mi do głowy, żeby nakleić jedną na tylną szybę. Jednak zawsze rezygnuję. W sumie rezyduje tam naklejka, nawołująca do odstąpienia od zamknięcia lokalnej straży przeciwpożarowej, przepustka na moje ukochane górki oraz wjazdówka do parków narodowych. Wystarczy tych naklejek. No i do tego, używanie Apple to teraz rzecz na topie. Aż strach się przyznać, żeby nie wyjść na szpanera. A tłumaczyć historię jabłuszka – przyznacie – niezręczne. Niech więc leżą spokojnie w pudełku. Zresztą, nadają się doskonale do naklejania na walizki, w celu łatwego odróżnienia swojego bagażu na lotniskowym transporterze. Wszystko znajdzie jakieś zastosowanie, jeśli nawet zabraknie filozofii. Także nadgryzione jabłuszka.

Wcale nie ukrywam, że nostalgicznie wspominam dawne czasy. Ze wszystkim tak bywa, kiedy kończy się jedna era, a zaczyna inna. Z taką samą nostalgią wspominamy przecież chińskie gumki i piórniki z PRL‐u. A i po latach wydaje się, że ludzie ze sobą jakoś inaczej żyli, mimo że na półkach królował ocet.

W tych dawnych czasach nie było aplikacji, integracji, sterowników i części. Nawet wymiana pamięci, na taką kompatybilną, była problemem. Ceny, szkoda gadać, rozwalały na łopatki. Jeśli myślicie, że teraz jest drogo, spróbowalibyście kupić PM G3 prosto z fabryki. Albo PISMO.

Za to ludzie byli fajni. Kreatywni. Pomocni. Szczerzy. Teraz też pewnie są. Tyle, że giną w tłumie.

Pewnie też idealizujemy trochę czasy, które minęły. Zapominamy o waśniach i niezgodach. Tak właśnie musi być, byśmy mogli zachować piękne wspomnienia, by móc o nich opowiadać. A jabłuszka na szybach to część naszej historii. Napisaliśmy wstęp, kolejne rozdziały należą do Was.

A swoją drogą, ciekawe, jak potoczy się ta historia. @

Felieton ten pochodzi z lutowego wydania iMagazine – 2/2011

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 12

Przyznam się, jestem posiadaczem jabłka na tylnej klapie :) Znajomi też prócz jednej osoby która ma dużo maców we własnej firmie i nie czuje takiej potrzeby by dzielić się z innymi jabłuszkami :( ps. osobiście uważam że jest to miłe , widzieć na drodze inne jabłuszko :) a jeśli jest za kierownicą kobieta tym bardziej.

Jak się czyta ten tekst to łzy kręcą się w oku. Jednak z moich dobrych doświadczeń wynika, że nadal na makowca można liczycz. Tych co poznałem na jakichś tam spotkaniach zawsze w potrzebie pomogą. Jednak nadal makowcami nazywałbym ludzi, którzy używają komputer, a nie ipada czy iphona.

A ja czekałem, kiedy będę mógł nakleić swoje jabłuszko na klapę, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Po prostu – jest bardzo ładne. No i nadal niezbyt często jednak się je widuje, nawet jeśli macuserów przybyło. Jak zawsze dla jednych, to będzie tylko sprzęt, dla innych mieszanka filozofii ‘być’ z ‘mieć’. I swoje jabłko mam zamiar naklejać, nawet jeśli zmienię klapę. Chętnie zapoluję na kolorowe, choć macuserem jest od niedawna.

Witam

Mimo ze Mac Userem nie jestem i nigdy nie byłem – to nie system pisany dla mnie
to fakt faktem, że jabłko na tylniej klapie budzi we mnie dobre skojarzenia.
Zawsze to lepsze niż naklejony znak ryby,
choć chyba i to i to oznacza wiarę w coś …

Już sam uśmiech jest wystarczającym powodem by jednak nakleić jabluszko! I nie mam wrażenia (może się mylę) że jest ich tak dużo. I chyba (tu też mogę się mylić choć nawet nadzieja wystarczy) nasze, macuser’owskie są chyba jednak większe. I bez zastanowienia naklejam kolejne na kolejną klapę. A żeby uśmiech był jeszcze szerszy to naklejam je na klape Mini:))

Od niedawna jestem użytkownikiem macka,wraz z jego zakupem otrzymałem jabłuszko,nawet przez chwilę się nie zastanawiałem czy je przykleić na tylną szybę czy nie.Dla mnie było to oczywiste i pozytywne,nie zastanawiałem się nad ideologią bo i po co.Jeśli widok jabłuszka wyzwala uśmiech to tym bardziej jest to pozytywne .

Ach, Kinga, łezka się w oku kręci ;) Zachwycanie się nowym LC, albo vi… To były czasy. PowerMac G4 400 AGP za 10.000zł postawiony na firmowym biurku powalał na kolana swoją prędkością i nowym systemem 9 ;) Piękne to było…

Ale wydaje mi się, że to skończyło się w momencie, gdy kolorowe jabłko wyblakło i stało się białe, nowoczesne. W Polsce powstało jedyne i właściwe forum, na którym zaczęły się gromadzić osoby, których faktycznie nie wpuściłbym do domu…

Ale dzięki czasom kolorowego jabłuszka poznałem sporo niesamowitych osób. Między innymi Ciebie, Dominika, Pemmaxa, Krzyśka Młynarskiego…

Tak, to były piękne czasy ;)