Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu PSJ

PSJ

3
Dodane: 12 lat temu

Minęły czasy procesorów 68K, PPC i systemów klasycznych. Za każdym razem wieszczono, że zmiany spowodują koniec Apple. Jednak firma trwała niewzruszona, za nic mając przepowiednie samozwańczych jasnowidzów. Teraz nadszedł najtrudniejszy przełom, bo oto zaczęła się era PSJ. Czy tak naprawdę coś się zmieniło?

Macuserów można było zawsze podzielić na ideologicznych i praktycznych. Macuser ideologiczny to użytkownik, zafascynowany filozofią i przesłaniem sprzętu, z dużym prawdopodobieństwem również fan kampanii Think Different. Macuser praktyczny, to trzeźwo myślący klient, który wybiera sprzęt kierując się wyłącznie jego funkcjonalnością i wydajnością. Pierwszy twierdzi, że Maki mają duszę. Drugi, że duszą Maka jest wielordzeniowy procesor. Dla pierwszego, Apple jest żywą istotą. Dla drugiego Apple jest firmą, jak każda inna na świecie. Obaj mogą być zadowoleni z zakupionego produktu i z czystym sumieniem polecać go wszem i wobec. Nadszedł jednak czas, kiedy obie te postawy spotkały się na rozstajnych drogach, nadeszła era PSJ (po Steve’ie Jobsie). Rozterka praktycznego macusera wiąże się z pytaniem, czy produkty Apple będą nadal tak dobre, jak za czasów Steve’a Jobsa. Macuser ideologiczny zapyta zapewne, czy Apple nadal ma duszę?

Gdy ustał już medialny szum po odejściu Steve’a Jobsa zadałam sobie pytanie, czym teraz jest dla mnie Apple? Czy coś się zmieniło? Czy patrzę na firmę innymi oczami, z innej perspektywy? Czy ostatnie wydarzenia coś zmieniły?

Odpowiedź okazała się zaskakująca dla mnie samej. Tak, zmieniło się. Tak, patrzę na Apple innymi oczami i z innej perspektywy. Teraz Apple jest tylko firmą.

Uświadomiłam sobie, że przez ponad 10 lat używania komputerów z logo nadgryzionego jabłuszka, kupując sprzęt Apple kupowałam nie dyski, procesory i podzespoły, ale poczucie przynależności i wspólnoty z tym człowiekiem w czarnym golfie. Z jego przeszłością, uporem, filozofią, kreatywnością, osiągnięciami i porażkami. A teraz, gdy odszedł, z firmą nie wiąże mnie nic poza macuserstwem praktycznym, czyli przekonaniem o funkcjonalności i wydajności sprzętu. To trochę tak, jakby wraz z jego śmiercią, nastąpiło oddzielenie duszy od ciała. Jakby zniknęło coś ulotnego, coś co trudno określić i ubrać w słowa.

Apple to firma. Producent sprzętu.

Za to wiele zawdzięczam Steve’owie Jobsowi. Gdyby przeprowadzić prosty rachunek, okazałoby się zapewne, że więcej niż mogłabym przypuszczać. To dzięki niemu poznałam wspaniałych przyjaciół, to dzięki niemu jestem teraz tutaj, to dzięki niemu piszę do iMagazine. Wreszcie, to dzięki niemu podjęłam wiele trudnych decyzji, powtarzając sobie jak mantrę: „I tak jestem naga, nie mam nic do stracenia”. To jego zasługa, zupełnie wprost i nie w przenośni, że z uporem staram się realizować swoje marzenia. Całkiem nieźle jak na obcego człowieka, który żył tysiące kilometrów stąd.

Dwie istoty, dotąd nierozłączne, stanowiące jedno ciało, rozdzieliły się w końcu, tworząc dwa oddzielne byty.

Jobs i Apple. Bez znaku równości pomiędzy.

Wszystkie elementy, stanowiące otoczkę firmy powróciły do źródła, którym był Steve. Teraz, patrząc na te dwa oddzielne elementy, czuję spokój. Tak jakbym właśnie rozwiązała trudne, matematyczne równanie. W końcu element ludzki stał się elementem ludzkim, a firma tym, czym zawsze była – po prostu firmą.

Nie oznacza to gloryfikowania Jobsa, bo człowiek ma to do siebie, że nosi w sobie wszelkie niedoskonałości. To ulga, że mogę być po prostu wdzięczna człowiekowi, którego działania nieumyślnie wpłynęły na moje życie. Teraz już nie muszę się zastanawiać, na ile niepoważna jestem traktując biznesową spółkę jak żywą istotę, czy przypisując działaniom marketingowym znamiona filozofii. Wszystkie elementy powróciły na swoje miejsca.
Początek ery PSJ grubą kreską oddzielił od siebie wczoraj i dziś.

Oznacza to, ni mniej ni więcej, że Apple musi się teraz bardzo postarać, by zatrzymać przy sobie klientów takich jak ja. Bo niedoskonałości sprzętu i braki w funkcjonalności wybaczaliśmy Steve’owi, nie Apple. To jemu wierzyliśmy, nie zaś kursowi akcji na giełdzie. I w końcu wypada zapytać, czy znajdzie się na jego miejsce ktoś, kto będzie równie doskonale przewidywał potrzeby użytkowników, patrzył obiektywnie i nie dawał się ponieść trendom?

Z pewnością, era PSJ przyniesie ze sobą wiele zmian. Dla mnie te zmiany się już zaczęły. Dla wielu, będzie to powolne odchodzenie od lojalności wobec firmy, czy też patrząc z innego punktu widzenia – lojalności wobec Jobsa.

14 października będę trzymała w rękach ostatni produkt ery Steve’a. I nie mogę się przestać zastanawiać, czy będzie to również ostatni zakup produktu Apple? Taki prawdziwy?

Czas płynie szybko. Wraz z wprowadzeniem iPhone’a zmieniło się nasze macowe środowisko. Czy za jakiś czas będziemy już tylko grupką gadżeciaży, podobnych do fanów Nokii, Levisa czy Starbucksa? Czy wspominki z dawnych czasów będą kwitowane pogardliwym prychnięciem? Czy nas, fanów przedziwnej komercyjnej filozofii produktu, uznają w końcu za niegroźnych fanatyków, uczepionych tasiemek przeszłości, kolorowego loga i jednoklawiszowej myszki?
I co najważniejsze, czy wystarczy nam pasji, energii i wytrwałości, by kontynuować to, co zaczęliśmy?

Czy za rok nadal będziemy tutaj? A może zupełnie gdzie indziej, odkrywając nowe światy, nowe rejony? Czy wyjmując z kieszeni iPhone’a będziemy widzieć „tylko telefon”, patrząc na Maka zobaczymy „tylko komputer”, a iPad stanie się „tylko tabletem”?

O tym przekonamy się za rok. Jeśli my tu będziemy i wy tu będziecie, to będzie znaczyło, że odnaleźliśmy się jakoś w erze PSJ. Jeśli nie, mam nadzieję, że dokądkolwiek powiedzie nas los, zostanie w nas odrobina filozofii „Think Different”. Akurat tyle, by nie porwał nas ze sobą szary, bezosobowy tłum.

Felieton ten pochodzi z październikowego wydania iMagazine – 10/2011

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Histeria, czy panika w tej sytuacji są najmniej wskazane. Nadal w tym sprzęcie jest część Steve’a i jego ideologii. W nas również i tego nam nikt i nic nie odbierze, nawet jego śmierć… Pamiętajmy, że ludzie, którzy z nim pracowali też przesiąknięci są jego ideologią. Przecież to oni właśnie stanęli na czele tej firmy. Tylko od nas samych zależy, jak do tego podejdziemy. Zachowajmy więc spokój i postępujmy tak, jak przedtem…