Mastodon

Nikon D800 – test i recenzja

14
Dodane: 12 lat temu

To zdecydowanie jedna z najtrudniejszych recenzji, jaką kiedykolwiek przyszło mi pisać. Głównie dlatego, że nowy Nikon, następca modelu D700, jest tak kontrowersyjny. Jak tylko zaczęły pojawiać się pierwsze plotki o tym, że D800 będzie miał 36 megapikseli, to najpierw pomyślałem sobie, że ktoś ma bardzo bujną wyobraźnię. Jak zaczęły się nasilać to stwierdziłem, że taka rozdzielczość to wariactwo. Myliłem się, ale nie z tych powodów, o jakich prawdopodobnie myślicie.

Od strony sprzętowej

Minęły już trzy lata od momentu, w którym nabyłem swojego własnego D700, więc byłem bardzo ciekawy, czy nowa specyfikacja sprzętowa zachwyci mnie na tyle, żebym wymienił aparat na nowszy. D800-tka to przede wszystkim “kompletny” aparat, który oferuje nie tylko świetną jakość zdjęć, ale również możliwość kręcenia filmów video w 1080p przy 24, 25 lub 30 fps. Dla videografów umożliwiono również monitoring audio oraz podgląd nieskompresowanego obrazu po HDMI. Poprawiono autofocus, który nie sądziłem, że da się poprawić – nadal ma 51 punktów, ale 15 z nich jest typu “cross”, a całość potrafi “widzieć” przy –2EV. Powoduje to, że jest jeszcze szybszy i pewniejszy, co widać natychmiast przy scenach w słabym oświetleniu. Wrażenie jest mniej więcej takie jak przy przesiadce z iPhone’a 3GS na 4 – nie wiedzieliśmy, że może być jeszcze lepiej. LCD na tylnej ściance powiększono o 0.2“ do 3.2”, a czujnik odpowiedzialny za pomiar światła ma teraz 91K pikseli zamiast 1005. Doszedł również slot na karty pamięci SD, czego bardzo mi brakuje w poprzedniku. To wszystko brzmi pięknie od strony technicznej, ale nie na to zwróciłem największą uwagę.

W ręce

Nikon nie wprowadził zbyt wielu zmian w budowie ani obsłudze aparatu, co spowodowało, że natychmiast poczułem się jak u siebie w domu. To wrażenie podobne do tego, jak wsiada się do innego modelu samochodu tego samego producenta – od razu wiadomo, gdzie są wszystkie pokrętła, przełączniki, dźwignie i uchwyty. Niestety, parę rzeczy zostało uaktualnionych do nowej specyfikacji na 2012 rok i nie wszystkie z nich mi odpowiadają, ale to prawdopodobnie jedynie kwestia przyzwyczajenia.

AF-S, AF-C i MF

Nikon ma dedykowane pokrętła i przełączniki do każdej funkcji aparatu, co w odróżnieniu od filozofii Canona, ma za zadanie umożliwić obsługę body bez odrywania go od twarzy. Tak właśnie działała dźwignia do zmiany trybu autofocusu – miała trzy położenia: AF-S, AF-C i MF. D800 niestety ma tylko dwa tryby: AF i MF. Aby wybrać, czy chcemy konkretnie tryb ciągłego czy pojedynczego ostrzenia, musimy wcisnąć przełącznik (ma mały przycisk na boku) i następnie pokrętłami pod prawą dłonią wybrać odpowiedni tryb. Można to co prawda robić bez odrywania oka od wizjera, ponieważ wszystkie dane się w nim wyświetlają, ale niestety jest to znacznie bardziej czasochłonne niż pierwotne rozwiązanie.

Live View

Największe zmiany w aparacie pojawiły się pod kątem Live View, czyli podglądu obrazu z matrycy na żywo na tylnym LCD zamiast przez wizjer. Dotychczas trzeba było ustawić odpowiednią funkcję (Lv) na pokrętle z lewej strony – teraz została przeniesiona pod dedykowany przycisk pod prawym kciukiem, co znacznie zwiększyło jej użyteczność. Oczywiście współpracuje z możliwością kręcenia filmów video, wyzwalaną małym przyciskiem obok spustu migawki – całość rozwiązano bardzo intuicyjnie, co powoduje, że nie trzeba się zupełnie zastanawiać jak używać aparatu. Widać, że implementacja Live View oraz filmowania została mocno przemyślana i przetestowana. Nie bez powodu mówi się, że “Nikony są zaprojektowane przez fotografów, dla fotografów.”

Auto ISO

Zawsze ceniłem sobie funkcję Auto ISO, której implementacja była lata świetlne przed implementacją Canona. Nikonowi udało się i ją usprawnić – dotychczas można było ustawić minimalny czas migawki, ale była to stała, którą trzeba było modyfikować wraz z obiektywami. Kończyło się to na tym, że miałem zapamiętane dwa “osobiste setupy” aparatu – jeden dla ogniskowych krótszych niż 50 mm, a drugi dla teleobiektywów. W D800 wprowadzono dodatkową opcję “Auto”, które pobiera z obiektywu jego ogniskową i ją odwraca – w efekcie otrzymujemy 1/x, gdzie x równa się ogniskowej w milimetrach. Można chwalić Nikona za implementację tak prostej czynności, ale jednocześnie nie widzę żadnego powodu, dla którego nie można by wprowadzić tej opcji do starszych modeli – to tylko kwestia firmware’u.

Pozostałe nowości

D800 nadal ma dostępny tryb crop (1.5x) dla obiektywów typu DX, z tą różnicą, że zdjęcia względem D700 mają o 10MP więcej (15MP vs. 5MP na D700) – to prawie tyle samo co w D7000 i więcej niż w D300s, który jest często wykorzystywany do amatorskiej fotografii sportowej. Nikon wprowadził również 1.2x crop, który owocuje zdjęciami o rozdzielczości 25MP – na pewno są użytkownicy, którym to się przyda. Przy obu cropach, nieużywane obszary wizjera mogą być zaciemnione lub, co znacznie bardziej przypadło mi do gustu, mogą być w pełni widoczne – w tej sytuacji trzeba pamiętać o dodatkowym widocznym prostokącie, który wyznacza brzegi kadru.

Video

Nikon D800, Nikkor 50mm f/1.4G @ f/1.4, ISO 100.

Wspominałem już jak bardzo przypadła mi do gustu implementacja trybu video wcześniej – wystarczy pod kciukiem ustawić dedykowane pokrętło na piktogram kamery video i następnie włączyć tryb Live View poprzez naciśnięciu wspomnianego pokrętła. Jest to niezwykle wygodne i intuicyjne oraz nie wymaga odrywania oka od wizjera. Obok spustu migawki, oznaczony na czerwono przycisk, rozpoczyna lub kończy nagrywanie. D800 w trybie Live View korzysta z ostrzenia na podstawie kontrastu – w porównaniu z AF w trybie phase-detection, różnica jest porażająca, ale ostrość łapana jest bardzo pewnie.

Wbudowany tryb HDR

Niektórych wbudowana funkcja HDR zapewne zainteresuje. Jest ona dostępna jedynie jeśli zdecydujemy się na format TIFF lub JPG. Warunkiem prawidłowego skorzystania z niej jest niestety statyw – aparat nie oszukuje jak niektóre programy, które z jednego pliku RAW robią trzy, tylko “trzaska” zdjęcia, jedno po drugim i następnie, niemal błyskawicznie, łączy je w całość. Nie należy jednak spodziewać się takich ekstremalnych efektów jak w przypadku niektórych zdjęć, które widuje się w Internecie – końcowy produkt jest bardzo naturalny i wygląda jak każde inne zdjęcie. Na dzień dzisiejszy traktowałbym to raczej jako zapowiedź lepszej implementacji tej funkcji w przyszłości – podobnie jak pierwsze Live View w lustrzankach.

Subiektywnie o jakości zdjęć

Spodziewałem się, że jakość zdjęć będzie drastycznie gorsza od tych generowanych przez D700 – w końcu dodatkowe 24MP muszą gdzieś znaleźć ujście. Niestety musiałem przetrzeć oczy ze zdumienia – jakość jest porównywalna, jeśli nie lepsza, niż w poprzedniku. Przy 100% zoomie zawsze narzekałem na miękkość zdjęć z takich aparatów jak Canon 50D i 7D czy Nikon D7000 – te z D800 są rzeczywiście ciut miększe niż z D700, ale różnica jest bardzo subtelna. Jeśli dodamy do tego fakt, że przy ISO 25.600, szumy są monochromatyczne, a zdjęcia użyteczne nawet bez ich redukcji, to mamy przed oczami chyba jedną z najlepszych matryc na świecie.

Nie ma róży bez kolców

Niestety, nie wszystko złoto, co się świeci. Nikon D800 to bardzo wyspecjalizowane narzędzie dla wąskiej grupy odbiorców, głównie z powodu rozmiaru plików, jakie generuje. Pliki “wypluwane” na karty pamięci mają średnio 70–75MB. Tak. Ponad siedemdziesiąt megabajtów. Powoduje to szereg problemów, włączając w to konieczność wymiany przez wielu komputerów na szybsze modele. Czas generowania podglądów wydłuża się przynajmniej dwukrotnie, a ilość miejsca potrzebna na dysku twardym do magazynowania zdjęć wzrasta diametralnie. Nikon ma na szczęście dwa tryby kompresji zdjęć, które umożliwiają pewne oszczędności – do dyspozycji otrzymujemy możliwość włączenia wersji bezstratnej, co zmniejsza NEF-y to bardziej akceptowalnych 40–45MB, lub stratnej, co ucina kolejne 10–15MB z tej liczby. Możemy oczywiście zdecydować się też na TIFFy, ale to wydatek rzędu 110–120MB na zdjęcie. Szkoda, że nie została wprowadzona funkcja znana z Canona – tryb mRAW i sRAW, które nie zmuszają do kompromisów formatu JPG, a jednocześnie nie oferują niższych rozdzielczości dla osób, które nie potrzebują pełnych 36MP.

Drugim problemem jest liczba detali, jakie są wyciągane przez matrycę. Niestety, powoduje to konieczność jeszcze większego pilnowania się przy ostrzeniu. Nie będzie to być może problemem przy domkniętej przysłonie, ale na “pełnej dziurze” każdy milimetr przesunięcia płaszczyzny ostrości jest widoczny – milimetr, którego nie dostrzeżemy na zdjęciach dwunasto- czy dwudziesto-megapikselowych.

Obiecałem na początku artykułu zwrócić uwagę na to, co przykuło moją największą uwagę – to ilość szczegółów, jakie ta matryca potrafi zarejestrować. Pierwszego dnia, gdy dopiero ustawiałem aparat pod siebie, testowo zrobiłem zdjęcie swojego samochodu przez okno (Nikkorem 35mm f/2). Samochód stał piętro niżej w odległości dobrych trzydziestu metrów. Przeglądając chwilę później to zdjęcie na LCD aparatu, zacząłem je coraz bardziej powiększać. Po dwóch takich operacjach, moją uwagę zwróciła naklejka w rogu szyby samochodu, na której widoczny jest numer rejestracyjny. Nie byłem w żaden sposób w stanie jej odczytać gołym okiem z okna. Mój D700 z przypiętą 35-tką, też nie zarejestrowałby jej. Coraz szybciej kontynuowałem powiększanie zdjęcia, aż w końcu, bez żadnego problemu, odczytałem to, co była na niej napisane. Nie wiem, czy ktoś widział fakt, że moja szczęka leżała na podłodze, ale widok zapewne był zabawny.

Na koniec

D800 to pierwszy aparat małoobrazkowy o tak ekstremalnej rozdzielczości. Nie traktowałbym go jako następcę D700, ale raczej jako zupełnie nową kategorię, dla wąskiej i wyspecjalizowanej grupy osób, które rzeczywiście potrzebują tak wysokiej ilości detali. Jednocześnie, ciężko go tak nie traktować, ponieważ body jest prawie identyczne – pod niektórymi względami lepsze, pod innymi ciut gorsze. Pierwszy raz w życiu też nie miałem zastrzeżeń do jakości zdjęć w tak wysokiej rozdzielczości – inżynierzy musieli w matrycy zastosować szczyptę magii. Jakość filmów video przy wysokim ISO jest (według testów, które widziałem w Internecie) gorsze, niż w nowym Canonie 5D Mark III, więc jeśli przeznaczeniem aparatu ma być kręcenie filmów, to zakładając brak inwestycji w obiektywy, raczej kierowałbym zainteresowanych na drugą stronę płotu.

Całość muszę niestety zakończyć smutnym tonem – D800 to aparat dla profesjonalisty, a nie dla zaawansowanego amatora, który pragnie pełnej klatki. Rozmiar plików oraz czas ich obróbki skutecznie zniechęca, przynajmniej mnie. Osobom, które nie wymagają tak wysokiej, wręcz absurdalnie wysokiej, rozdzielczości, powinny zainteresować się (niestety) droższym Nikonem D4 lub poszukać D700, póki jeszcze można jakiegokolwiek znaleźć w dobrym stanie.

Dane techniczne

Producent: Nikon
Model: D800
Matryca: 36.3MP, FX
Rozdzielczość zdjęć: FX: 36MP, 1.2x crop: 25MP, 1.5x crop (DX): 15MP
Dostępne rodzaje plików: NEF, TIFF, JPG
Video: 1080p (30/25/24 fps)
ISO: 100–6400 (rozszerzalne do 25.600)
Procesor: Expeed 3
Ocena (zależnie od odbiorcy):

  • 3/5 dla zaawansowanych amatorów
  • 5/5 dla profesjonalistów jeśli potrzebna jest tak wysoka rozdzielczość

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 14

Nikon ma jedną wadę która go trochę dyskwalifikuje, kolory! Poprzednie nikony robiły fotografie na brzoskwiniowo ten natomiast idzie w zieleń…wiem można go skorygować ale w aparacie za taką kwotę można wymagać więcej. Canon niestety, kolory ma lepsze nie mówiąc o tonalności czy oddaniu koloru skóry ale matryca w C. mogłaby być większa j np 25… Szkoda bo zapowiadał się fenomenalnie. Nie ma propozycji idealnej ale z dwojga złego Canon górą choć cena 5 mkIII jest przestrzelona o jakieś 3000 pln w porównaniu do mk II czy D800

Miałem oba i różnie renderują kolory ale nie powiedziałbym że któryś lepiej to robi ponieważ zależy to od kontekstu i potrzeb.

Nie wiem czy to go dyskwalifikuje, ale faktycznie coś w tym jest. Sam nie raz zastanawiałem się, dlaczego mam na zdjęciu szara ściana ma zielonkawy odcień. Sądziłem, że to światło które świeci przez drzewa tak zmienia barwę, a ludzkie oko jak wiadomo lepiej radzi sobie z balansem bieli niż aparat, ale zauważyłem zielonkawe kolory również na innych zdjęciach. Nie jest to mocne przebarwienie, i łatwe do skorygowania.

Zdecydowana większość profesjonalnych sesji jest robiona Canonem. Tylu profesjonalistów nie może się mylić. Sam mam Canona i nie tylko dlatego że Nikony przekłamują kolory. Od razu widać że to Nikon bo ma zwalone kolory.

To, że większość sesji profesjonalnych – wypowiem się o modowych – jest robiona canonami, w największym stopniu zależy od tego, że kiedy wchodził Canon 5D Nikon nie miał ciekawej alternatywy. 5D był typowym aparatem studyjnym. MKII miał wysoką rozdzielczość, której ciężko szukać u Nikona. Dopiero teraz D800 stał się konkurentem w studiu, bo do reporterki raczej się nie nadaje – wiadomo można robić wszystkim, ale nie o to chodzi.

Dodałbym, że matryca jest na prawdę genialna i ma bardzo dużą rozpiętość tonalną, aż 14,4EV, przy czym FujiS5 Pro którego wcześniej używałem miał “tylko” 13,3EV i rozpiętość była ogromna. Różnica tylko, że w Fuji naświetlało się na cienie i przepalenia można było zgasić podczas obróbki, a w D800 naświetla się na światła a cienie można wyciągnąć w obróbce.

Beż używania trybu HDR można zwyczajnie Lightroomem uzyskać efekt dużej rozpiętości tonalnej robiąc np. zdjęcie w pomieszczeniu gdzie w okno świeci słońce tak, że i wnętrze jest prawidłowo naświetlone i okno nie jest przepaloną białą plamą.

Idąc tą skomplikowaną logiką to gdy wyjdzie nowy iPhone i napiszecie o nim w nowym iMagazine to na okładce dacie 4S i trzeba się będzie domyślać że to zdjęcie zostało wykonane nowym iPhonem.

Całe szczęście że na innych stronach testujących aparaty nie dają na tytułowego posta zdjęcia poprzednika.