Mastodon

„Szkoła żon” – wywiad z Magdaleną Witkiewicz

1
Dodane: 11 lat temu

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 6/2013

O bestsellerze „Szkoła żon” rozmawiam z Magdaleną Witkiewicz.

Kinga Ochendowska: Magda – usiądź wygodnie. Napijesz się czegoś? Z zastrzeżeniem, że „wodę podajemy wyłącznie w postaci kostek lodu do drinka”!

Magdalena Witkiewicz: Złapałaś mnie tym cytatem! Wiesz? Właśnie dziwne. Kompletnie nie znam się na drinkach. A chyba powinnam. Lubię słodkie likiery. I wszystko co kawowe. To może na początek kawa z mlekiem, a potem coś z tą wodą w postaci lodu. Tak na odwagę!

KO: Zaczniemy prosto z mostu – rzuciłaś się na głęboką wodę, bo pisanie książki w nurcie niesławnego „Greya” to prawdziwe wyzwanie. Miałaś wątpliwości?

MW: Olbrzymie! W ogóle byłam zaskoczona tym, że wydawca zwrócił się do mnie z prośbą o napisanie erotyku. Przecież ja jestem bardzo grzeczną dziewczynką. No… można powiedzieć, że byłam! To było jeszcze przed polską premierą Greya. Pani z Wydawnictwa Filia prosiła, bym się zastanowiła. Kupiłam Greya na czytnik, zaczęłam czytać i miałam mieszane uczucia. Poza tym – ja i erotyk? Co powie rodzina? Normalnie skandal obyczajowy! Wtedy podpisałam umowę na powieść, która ukaże się w październiku, „Zamek z piasku”, ale po długim namyśle stwierdziłam, że napiszę ten erotyk. Sama chciałam się dowiedzieć, czy umiem. Bo napisanie scen erotycznych, by nie były wulgarne, a przyjemne, by nie były śmieszne, a łapiące za serce i nie tylko – jest bardzo trudne. Oczywiście stwierdziłam, że piszę pod pseudonimem. Weronika Snarska. Nawet sobie założyłam takie konto e-mail… W umowie była kara dla wydawcy, jakby zdradził przypadkiem, kto stoi za Weroniką. Zaczęłam pisać. Szło jak po grudzie. Nijak. I w końcu zdecydowałam, że czas zerwać z wizerunkiem grzecznej dziewczynki i postanowiłam „Szkołę żon” wydać pod swoim nazwiskiem. I dopiero wtedy zaczęło mi się dobrze pisać!

szkola_zonKO: Jak to się stało, że zaczęłaś pisać książki? Pragnienie, impuls, niespełnione marzenia? A może coś bardziej prozaicznego?

MW: Tak po prostu. Byłam na urlopie macierzyńskim, potrzebowałam zrobić coś innego niż zabawa z córeczką.

Siadłam i zaczęłam pisać. I okazało się, że to, co piszę, podoba się znajomym. Więc, nie tracąc czasu, wysłałam fragment do wydawców. Szybko dostałam odpowiedź, że chcą całość. Ja nie miałam całości. Ale to był impuls do pisania. Tak to się zaczęło.

KO: Jak to jest dowiedzieć się, że stworzyłaś bestseller? „Szkoła żon” znalazła się we wszystkich „topkach” praktycznie w dniu premiery!

MW: To cudne uczucie! Zobaczyłam napis bestseller przy swojej książce i strasznie byłam ciekawa, na którym miejscu się znajduje. Zaczęłam szukać od końca. Od tej pięćdziesiątej pozycji. Strona po stronie… I… Zatrzymałam się w pierwszej dziesiątce. Bo tam akurat „Szkoła żon” wylądowała. Uczucie zdziwienia. Cały czas mnie zadziwia, że te sześć książek, które stoi u mnie na półce, to ja napisałam. Czasem sobie powtarzam: „to moje, to moje” – ale nadal ciężko mi uwierzyć!

KO: Otrzymałaś ostatnio kilka nagród, można by powiedzieć, że sypią się jak z rękawa. Jak reagujesz na takie przyjęcie książki przez serwisy i czytelników?

MW: Mówiłam już, jestem zdumiona wielce. Ale staram się poruszać problemy nurtujące współczesne kobiety. Kiedyś ktoś napisał, że piszę w lekki sposób o trudnych sprawach. I chyba o to chodzi. Dostaje mnóstwo maili od czytelników, na każdy staram się odpowiedzieć.

KO: Jak zareagowała rodzina? Dzieci masz jeszcze małe, ale mąż, mama? Do tej pory pisałaś lekkie powieści i książki da dzieci. Teraz zadebiutowałaś w trendzie „czarnej okładki”. Co o tym myślą?

MW: Mąż się boi tę książki przeczytać i zastanawia się, co ta żona tam powypisywała. Mama dostała wersję okrojoną! Zrobiłam cenzurę obyczajową. No ale, o dziwo, skandalu nie było. Już chyba przyzwyczaiłam wszystkich „Opowieścią niewiernej” do tego, że czasem wykraczam poza ogólnie przyjęte normy…

KO: A przyjaciele, znajomi, inni autorzy? Czy zmienił się ich stosunek do Ciebie?

MW: Przyjaciele są zaskoczeni… Mówiłam już, że zawsze byłam grzeczną dziewczynką. A przynajmniej takie sprawiałam wrażenie. Inni autorzy? Bardzo wiele nowych super znajomości. Niektóre super znajomości przeszły do historii. Jak w życiu.

KO: A wydawnictwa? Miałaś ostatnio jakieś ciekawe propozycje?

MW: Oj, po targach jest ich kilka. Muszę teraz się do jakiegoś wydawcy na stałe przytulić i tak w zasadzie chyba w grę wchodzi dwóch graczy. Przyznam, że nie lubię takich sytuacji, bo mam wrażenie, że jak komuś odmówię, zaraz się na mnie śmiertelnie obrazi. Pewnie też będzie druga część „Lilki i spółki”, ale to już w Naszej Księgarni.

DSC_9564KO: Cieszysz się chwilą sławy czy pracujesz nad czymś nowym?

MW: Ja nieustannie pracuję nad czymś nowym! Teraz do końca czerwca muszę skończyć „Zamek z piasku” – powieść, która ukaże się w październiku. To będzie taka moja powieść. O pragnieniu dziecka, o miłości, przyzwyczajeniu… Tęsknocie za czymś innym. Znowu poruszam trudne sprawy – bezpłodność – w sposób przystępny dla każdej kobiety.

KO: Byłaś ostatnio na targach w Warszawie. Jak wrażenia?

MW: Było fantastycznie! Stadion to rewelacyjne miejsce dla takich imprez. Mnóstwo fantastycznych osób, czytelników, pisarzy – jednym słowem obecność na nich dla pisarza i czytelnika – obowiązkowa! Tutaj relacja http://magdalenawitkiewicz.pl/warszawskie-targi-ksiazki-2013/

KO: Masz jakąś receptę na sukces? Przypadek, łut szczęścia, ciężka praca? Jak to jest?

MW: Ależ ja jeszcze nie osiągnęłam sukcesu! On dopiero przede mną! Myślę, że nie ma przypadków. Na pewno trzeba umieć pisać, ale też trzeba mieć cierpliwość. To tak jak z robótkami ręcznymi. Bardzo łatwo zrobić pierwsze dwadzieścia centymetrów swetra na drutach. Ale potem jednak trzeba usiąść i cierpliwie dziergać rządek po rządku, jak coś nie wyjdzie – spruć, poprawić i tak aż do końca. Do zszycia całości. A potem na końcu trzeba doszyć ten kwiatek i można wypuszczać w świat. Tak samo z powieścią. Długie godziny przy laptopie, by postawić tę ostatnią kropkę.

KO: Czy ten sukces jakoś Cię zmienił? Czujesz się inaczej?

MW: Czy czuję się inaczej? Mam zdecydowanie mniej czasu. Czuję potrzebę lepszego zorganizowania się na wszystkich frontach. Nie mam kiedy się wyspać. To jeszcze nie ten etap sukcesu, kiedy nie mogę w dresach wyjść po chleb do sklepu osiedlowego. Nie czyhają na mnie tabuny paparazzich. Więc w zasadzie chyba nic się nie zmieniło.

KO: Zwiążesz na stałe swoją przyszłość z pisaniem? Twórcy mają różne sposoby na życie – część pracuje i pisuje hobbystycznie, część ma to szczęście, że pracować nie muszą (poza samym pisaniem oczywiście). Jak to będzie u Ciebie?

MW: Mam firmę marketingową Efekt Motyla – ona pozwala mi pisać. A co będzie kiedyś? Czas pokaże. Na razie mam skończyć „Zamek z piasku”, mam też pomysły na dwie kolejne powieści.

KO: Chcesz coś powiedzieć naszym czytelnikom? Elektroniczny papier jest do Twojej dyspozycji!

MW: No i tu zabrakło mi słów (co się rzadko zdarza) – czytajcie moje powieści – tam jest wszystko chyba, co chcę powiedzieć. Każda z nich ma przesłanie, że marzenia się spełniają, trzeba tylko trochę im pomóc. I to jest prawda. Chcieć to móc!

KO: Magda, dzięki za rozmowę i za to, że znalazłaś dla nas odrobinę czasu w swoim zabieganym terminarzu. Niech moc weny pozostanie z Tobą!

MW: Dziękuję bardzo!

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1

Świetny wywiad, udostępniam. Bliski mi i trafny, dlaczego? No cóż niech to postanie, na razie, moim sekretem. Pani Magdo trafiła Pani w sedno. Dziękuje. Dziękuje i Kindze za udostępnienie tego wywiadu. Pozdrawiam serdecznie