Mastodon

Przełączyć myślenie, czyli macuser to…

3
Dodane: 9 lat temu

Panuje jakieś społeczne przekonanie o tym, że macuser jest osobą skrajnie mądrą lub skrajnie głupią. Ostatnio uświadomiła mi to pewna sytuacja.

Jak można zarabiać na wiedzy?

Znajomy podszedł do mnie i z niedowierzaniem opowiedział mi o byłym pracowniku jednego z resellerów Apple w Polsce. Delikwent założył bowiem, że skoro posiada wiedzę z zakresu wykorzystania potencjału OS X oraz obsługi pakietów iWork i iLife, podzieli się nią z innymi. Przy okazji udaje mu się na tym całkiem nieźle zarobić. I tu jest pies pogrzebany.

Nie akceptujemy tego, że produkty Apple (software i hardware) mogą przysparzać jakichkolwiek kłopotów. Aplikacje mają za nas myśleć, chronić nas przed błędem, zgadywać, jaki krój czcionki nam się podoba. Komputery zaś powinny być długowieczne (to akurat Apple na złość wychodzi), a coś takiego jak serwis nie ma prawa istnieć. Podobnie ich użytkownicy – skrajni głupcy, jeśli potrzebują szkoleń i jeszcze za nie płacą, a przecież to najbardziej intuicyjny ekosystem usług na świecie! Skandal.

„Skażeni przez Windows”

Nasza redakcyjna mistrzyni ciętej riposty dobrze ujęła jedną kwestię w którymś z lutowych odcinków Nadgryzionych, przy okazji relacji z frustrującej naprawy PC znajomych, podczas której Windows twierdził uparcie, że nadal ma zainstalowany program, który chwilę wcześniej odinstalował. Znacie to, prawda?

Zdecydowana większość nowych użytkowników produktów Apple to tzw. switcherzy, czyli osoby, które przechodzą ze środowiska Windows do środowiska OS X. Dosłownie – „przełączają” swoje nawyki. To wcale nie jest proste, ponieważ − jak słusznie stwierdziła Kinga Ochendowska − logika Windows jest kompletnie różna od logiki OS X. Czy w takim razie, jeśli taka osoba chce się nauczyć obsługi Pages czy Keynote, ma czuć się gorsza?

Każdy ma inną percepcję i inaczej przyswaja wiedzę. Najbardziej jednak dziwi mnie, dlaczego gdy spory odsetek społeczeństwa chodzi na kurs Microsoft Office (młodzi mają – przynajmniej w teorii, w szkołach; starsi zazwyczaj płacą) to nie wzbudza to fali hejtu, ale gdy na szkolenie przypadkiem idzie macuser, a już nie daj Boże, gdy to szkolenie prowadzi – od razu staje się durniem.

Jeszcze jedna kwestia. Nie każdemu potrzebna jest biegła znajomość każdej aplikacji. Jeśli by tak było, wszystkich można by zatrudnić w Hollywood, ponieważ znają Final Cuta?

Jabłka kupują bogaci i to ich stać ich na szkolenia

Przy okazji podobnych sytuacji zawsze, jak bumerang, wraca jeszcze jedna kwestia. Syndrom szpanu i grubego portfela, z którym nad Wisłą ludzie mają gigantyczny problem. Macuser musi mieć Beatsy, nosić MacBooka w drogim etui, ubierać się w markowych sklepach. Nie, nie musi.

Komputery Apple kupują tylko najbogatsi? Nie, kupuje je także klasa średnia (mówimy o realiach polskich i polskich progach umownej przynależności do danej warstwy społecznej). Dlaczego? Ponieważ średnio zarabiających ludzi nie stać na kupowanie nowego sprzętu co trzy lata (jak to bywa zazwyczaj w przypadku PC). Wolą zainwestować raz i cieszyć się po prostu działającym sprzętem przez pięć, sześć, siedem lat? Mogę to potwierdzić z autopsji, jako były switcher i obecny macuser. Kinga także. Maki po prostu działają.

Znajomy miał absolutne prawo być zdziwionym, że na rynku Apple istnieje coś takiego jak szkolenia. Winowajcą takiego myślenia jesteśmy my sami, za każdym razem, gdy rzucamy na prawo i lewo sloganami: „Apple jest niezawodne, Apple myśli za Ciebie, Apple jest po prostu doskonałe”. Jeśli naprawdę chcesz zachęcić kogoś do „przełączenia” się na OS X, mów o konkretach. To proste.

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 03/2015

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Według mnie nie ma w tym nic dziwnego. To w końcu macuserzy uwielbiają roztaczać wokół OSX-a wizję perfekcyjnego systemu, banalnego, przemyślanego, intuicyjnego i “działającego natychmiast po wyjęciu z pudełka”. Taka naturalna symbioza człowiek-komputer. Jednocześnie często obśmiewają Windowsa za jego toporność, mułowatość i ogromną liczbę błędów (bo lapka z windowsem przecież trzeba najpierw złożyć z części).

Jako Wasz czytelnik mógłbym przytoczyć wiele tekstów autorów iMagazine, w których występuje dokładnie taka narracja. Narracja, według której ludzie korzystający z Windowsa mają mega ciężke życie, muszą co chwile wymieniać sprzęt (przepłacają!!!) i ogólnie mają ciężkie życie (specjalnie upraszczam).

Rzeczywistość jest taka, że obydwa systemy mają podobne możliwości i wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Niemiałbym pretensji do przeciętnego użytkownika Windowsa, ponieważ jest on przekonany, że OSX (ze względu na cenę) jest idealnym pozbawinym wad systemem. Także w piersi niech uderzą się najpierw macuserzy.

Dopiszę tylko, że również nim jestem, z tą różnicą, że dostrzegam wady i zalety obydwu systemów – Windowsa i OSXa. W waszych tekstach brakuje mi trochę bardziej obiektywnego spojrzenia na sprzęt Apple, bo jako switcher natknąłem się na ogromna liczbę problemów, których nie miałem pod windowsem. Głównie chodzi mi oczywiście o kompatybilność z innym systemami i urządzeniami.

Malkontentów wszędzie pełno. W każdym “obozie”. Zawsze sobie znajdą powód do narzekania, czy tak popularnego ostatnimi czasy słowa hejtowania :) Myślę, że najlepszym sposobem byłoby ich olać – niech zgniją we własnym kwasie