Mastodon

Pukaj, aż Ci otworzą

4
Dodane: 9 lat temu

W lutowym numerze iMagazine przypadł Wam do gustu mój felieton „Pozostań nierozsądny, pozostań nienasycony”, co mnie cieszy. Dziękuję, drodzy Czytelnicy, bo to budujące. W marcu postanowiłem kontynuować teksty oscylujące w tematyce rozwoju osobistego. Chciałbym w tym miesiącu zastanowić się wspólnie z Wami, dlaczego osoby, które, starając się żyć pod prąd, a więc myśląc inaczej („Think different”, S. Jobs), osiągnęły w życiu stabilność – tę finansową i osobistą. Zacznę od tego, że świat odrzuci Twoją chęć robienia tego, co kochasz. Dlaczego?

Wtyczkowe dylematy

Ciągle słyszę: „On miał tam wtyki. Ona znała tam managera, to już wszystko wiem (…)” i to od ludzi nawet młodszych ode mnie, którzy stoją przed najważniejszymi decyzjami na najbliższe 10 lat. Pójść na studia czy do pracy? Wyjechać czy zostać z rodzicami? Kupić nowego MacBooka na raty czy poczekać, aż na niego zarobię? To są dobre pytania. Gorzej jeśli odpowiedzią jest stwierdzenie z początku akapitu.

Sukces odnoszą ci, którzy dostrzegają drugiego człowieka. Którzy widzą innych i gdzieś podświadomie wiedzą, że sami nie są w stanie realnie zmienić świata. Synergia, a więc współdziałanie, jest konieczna choćby do tego, aby przekonać się, czy działamy skutecznie i owocnie. Tak więc to, co dla większości jest „wytrychem” i to negatywnym, czyli znajomości kojarzone z łapówkarstwem i szeroko pojętym krętactwem, często jest owocem długich przyjaźni. Oczywiście bywają wyjątki, istnieje korupcja i firmy, w których pracują całe rodziny. Problem zaczyna się wtedy, gdy to negatywy stają się naszymi okularami, przez które patrzymy na codzienność.

Wówczas zapominamy o naszych pragnieniach i talentach, ale wiemy wszystko o innych. Żyjemy ich życiem, czyli de facto wolnością trupa. Widzimy, jak inni „mają wtyki” do momentu, aż ktoś nie odłączy naszej życiowej wtyczki. Spora część Twoich znajomych, przyjaciół, a nawet rodziny, nie zrozumie tego, że nie poszedłeś na studia i założyłeś warsztat. Nie pojmie, dlaczego tyrasz, aby dorobić się dobrego miksera, nad którym znowu będziesz tyrał, ucząc się, jak być naprawdę dobrym DJ-em. To nie wpisuje się w ogólnie przyjęty ciąg: studia, pośredniak, etat. Tego właśnie nie był w stanie znieść Steve Jobs.

Talent – największy kapitał

Wariat z Palo Alto nie potrafił ustać w szeregu. Znacie w większości jego historię. Rzuca studia, idzie na kurs kaligrafii, zakłada w garażu firmę, która dekadę później zmienia świat. Nie dzieje się tak dlatego, że ktoś mu to polecił zrobić.

Nie da się bogato żyć i osiągnąć celu, wyłączając z tego życia ryzyko i konieczność dokonywania wyborów. Cel ten powinien być na tyle wielki, aby wystarczył na całe życie i je wypełnił. Co z tego wynika? Nienasycenie. Nie ma znaczenia religia, kultura, zwyczaje. W nich wszystkich przewija się jeden motyw, mówiący o tym, że trzeba patrzeć w swoje serce. Tam szukać inspiracji, motywacji i po prostu – drogi. Tej odpowiedniej, która będzie prowadziła do stanu nazywanego szczęściem. Szukać naszych talentów i za nic nie wierzyć komuś, kto mówi: „Przecież Ty masz być (…), bo taką szkołę skończyłeś”.

Często ludzie odrzucają przykład Jobsa, ponieważ jest zbyt skrajny, a on żył za oceanem. Kazus równy temu, że zawsze miał miliony. Bzdura totalna, ale dobrze. Spójrzmy na krajowe podwórko. Czy tutaj komuś może się udać? Może. Większość z Was kojarzy zapewne Pawła Nowaka – twórcę najpopularniejszego kiedyś bloga o Apple (Appleblog.pl). Paweł pracował na etacie niecałe 2 dni. Nie potrafił ustać bezczynnie wśród innych. Chciał kreować. I wykreował. Obecnie nie tylko PressPada, ale także sześć innych start-upów. Z punktu widzenia „wtykaczy” – powinien znać prezydentów pięciu krajów, inwestorów oraz wydawców ponad siedmiuset gazet na całym świecie. To nierealne, sami przyznacie.

Można mieć talent, być wizjonerem, dobrym pismakiem, deweloperem czy księdzem, a mimo to nie zaryzykować ten jeden raz i przespać życie. Chris Lowney, były jezuita i dyrektor zarządzający w banku JP Morgan, którego miałem okazję poznać, w swojej książce „Heroiczne przywództwo” radzi, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: „Na ile jesteś świadom – w trakcie codziennych zdarzeń czy rozmów – obecnej chwili, a na ile zatroskany przeszłością i przyszłością?”. W tym pytaniu zawarte są trzy kwestie: nasz stosunek do otaczających nas osób, nasze priorytety, czyli cele oraz to, czy potrafimy żyć chwilą – po prostu się cieszyć. Nie rozpamiętywać porażek, ale wyciągać wnioski i iść do przodu.

Jednym z doskonałych narzędzi pomagających w rozwoju samego siebie jest wyćwiczenie umiejętności traktowania porażek i sukcesów tak samo – z takim samym ładunkiem obojętności. To trudne, ale osiągalne. Wiedział o tym Jobs: „Myślę, że jak robisz coś, co okaże się całkiem niezłe, to powinieneś zrobić coś innego, równie wielkiego, zamiast rozwodzić się nad tym zbyt długo. Po prostu zastanów się co dalej” – mawiał.

Ciągły rozwój = ciągły zysk

Ile razy zadałem sobie pytanie „Co dalej?”? Zadaję je sobie codziennie wieczorem. Po to, żeby mieć jasność, gdzie i po co jestem. Różnica pomiędzy tymi, którzy odnoszą sukces, a tymi, którym jego odniesienie idzie wolniej, jest taka jak w pewnej anegdocie. Mamy w niej trzech robotników. Wszyscy pracują przy budowie katedry. Na pytanie o to, co robią, pierwszy odpowiada: „Pracuję, jakoś trzeba żyć. Teraz kładę tynki”. Drugi zaś: „Wznosimy ścianę nośną. Do jutra mamy skończyć”. Trzeci natomiast mówi: „Wznosimy piękną katedrę, która będzie tutaj jeszcze długo po nas”. Ten ostatni myśli podobnie, jak myślał Jobs.

Budujemy w życiu taką właśnie katedrę. Przez całą jego długość. Dlatego tak ważne jest, aby być świadomym swoich talentów, pasji, marzeń i nie bać się o nie walczyć, za nimi podążać. To naprawdę najkrótsza i pełna największej frajdy z życia droga do osiągnięcia celu nazywanego spełnieniem. I choć sama w sobie bywa czasem trudna, najtrudniejsze jest wkroczenie na nią. Jobsowi zarzuca się do dziś, co podkreśla Walter Isaacson w biografii, że był chamem. Nie kwestionuję tego, jak traktował ludzi, ale uważam też, że w życiu trzeba mieć odwagę pukać do drzwi, do których ktoś inny bał się zapukać. To jest właśnie rozwój. Szukanie okazji i podejmowanie próby przekucia ich w coś trwałego. Zgodnego z nami samymi. Jedna rozmowa kwalifikacyjna na całe życie nie wystarczy. Chodź na nie jak najczęściej! Nawet gdy nie chcesz zmieniać pracy. Jeden etat także. Zwłaszcza jeśli jesteś przed trzydziestką. Nie warto bać się ludzi i traktować ich z góry. To się po prostu nie opłaca (policz to sobie). Każda rozmowa nas rozwija. Absolutnie każda, ponieważ zmusza nas do wyjścia z bezpiecznego „ja”.

Pamiętam, że kiedyś jeden z moich czytelników zarzucił mi, że w stopce mam wpisane „perfekcjonista”. Jak można tak o sobie mówić? Przy okazji tego tekstu odpowiem tak: perfekcjonizm raz jest moim przekleństwem, a innym razem pomaga mi wiele osiągnąć. Nadal jednak jest to cecha, którą kocham i staram się z niej wyłuskiwać ile się da. Dlaczego miałbym się jej wstydzić? Nie bój się być uparty. Czasami aż do bólu powtarzać próby, jeśli cel jest tego wart. Za każdą z nich otrzymasz kolejne doświadczenie. To może kiedyś Ci pomóc, ale największą frajdę czerpie się z dzielenia go z innymi. To jest wolność osób, które myślą inaczej.

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 4