Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Co wolno, a czego nie wolno, czyli o bagażu podręcznym w samolocie

Co wolno, a czego nie wolno, czyli o bagażu podręcznym w samolocie

7
Dodane: 9 lat temu

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie jedna z niedawnych wizyt na lotnisku w Modlinie, która była początkiem wyprawy opisywanej w innym artykule w tym wydaniu iMagazine.

Zainspirowani vlogiem Casey’ego Neistata, wraz ze znajomym postanowiliśmy nauczyć się jeździć na Penny Board – niewielkiej deskorolce, którą Casey zawsze zabiera ze sobą w podróż i na lotniska. Po dotarciu na lotnisko w Modlinie okazało się, że nie możemy przenieść desek przez kontrolę bezpieczeństwa w bagażu podręcznym. Z niekrytym zdziwieniem byliśmy zmuszeni do nadania Penny Boardów jako bagaż rejestrowany. W tym miejscu wielkie podziękowania dla pań z obsługi lotniska – nie tylko pomogły nam zapakować problematyczny bagaż, ale również nadać go bez dodatkowej opłaty.

Wyjaśnienie całej sytuacji znaleźliśmy na stronie Urzędu Lotnictwa Cywilnego, który precyzyjnie opisuje dozwolone i niedozwolone przedmioty znajdujące się zarówno w bagażu podręcznym, jak i rejestrowanym. Muszę przyznać, że niektóre pozycje bardzo mnie zaskoczyły, a towarzyszące im opisy wywołały śmiech i niedowierzanie. Nasuwa mi się jedno pytanie: dlaczego do samolotu nie mogę zabrać deskorolki, a mogę zabrać „urządzenia wytwarzające ciepło lub źródło energii odłączone od źródła zasilania w celu zapobieżenia niezamierzonego włączenia w trakcie transportu”, czyli na przykład wymienioną na liście zatwierdzonych przedmiotów… lutownicę?! Co więcej – przed lotem powrotnym do Polski bez najmniejszego problemu przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku w Kopenhadze z deskami przypiętymi do plecaków. Taka sama sytuacja miała miejsce w przypadku lotniska w Oslo. Problem leży więc wyłącznie po stronie polskiego urzędu.

co-wolno-a-czego-nie-wolno-czyli-o-bagazu-podrecznym-w-samolocie-02

Dla przypomnienia: większość linii lotniczych pozwala zabrać na pokład samolotu 2 sztuki bagażu podręcznego: większą, czyli małą walizkę − „kabinówkę” i mniejszą, np. plecak lub torebkę. Przepisy dotyczące płynów i ostrych przedmiotów są jasne i powszechnie znane, dlatego w kolejnym fragmencie opisuję tylko inne przedmioty znalezione na liście Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

Oprócz wspomnianych wcześniej deskorolek, pasażer wylatujący z polskich lotnisk na pokład samolotu z oczywistych względów nie zabierze m.in. dużych, ostrych przedmiotów, broni, elementów systemów paliwowych i łyżew. Z drugiej strony przepisy pozwalają przewieźć w bagażu podręcznym między innymi: lutownicę (pod warunkiem, że jest odłączona od prądu), gilotynę do cygar, słoik, struny do gitary, małe nożyczki, kulę do kręgli, rakietę do tenisa i… spadochron. W ciągu kilku sekund jestem w stanie wyobrazić sobie wiele zastosowań tych przedmiotów, które stanowiłyby większe niebezpieczeństwo niż mała, plastikowa deskorolka.

co-wolno-a-czego-nie-wolno-czyli-o-bagazu-podrecznym-w-samolocie-03

Powyższy artykuł nie ma na celu kwestionowania kompetencji osób odpowiedzialnych za obecny kształt przepisów dotyczących zawartości bagażu podręcznego. Pragnę wierzyć, że wszystkie zakazane przedmioty, w tym wspomniane wcześniej deskorolki, znalazły się tam z jakiegoś ważnego powodu. Jednocześnie muszę przyznać, że jest to trudne zadanie – zwłaszcza po zapoznaniu się z dokładną listą Urzędu Lotnictwa Cywilnego, której fragmenty momentami bywają irracjonalne i śmieszne. Prawda jest jednak taka, że jako pasażerowie musimy się do tych przepisów dostosować i uznać, że stworzono je w nadrzędnym celu – dla bezpieczeństwa transportu lotniczego.

Za pomoc w tworzeniu artykułu dziękuję Kubie.

Pełną listę dozwolonych i zakazanych przedmiotów znajdziecie na stronie ULC.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2015

Tomasz Szykulski

Fotografia, technologie i dalekie podróże. Więcej na mojej stronie - szykulski.com.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 7

To jest (niestety) problem większości polskich lotnisk… Nie wszędzie na świecie jest idealnie, ale np. podczas kilkudziesięciu kontroli w USA nigdy nie sprawdzano mnie tak dokładnie jak niemal za każdym razem w PL.

Chciałbym nadmienić, że w Polsce wszystkie sprawy związane z bezpieczeństwem są prowadzone przez firmy ochroniarskie. Sądzicie, że taki pracownik na zlecenie zarabiający grosze, będzie do wszystkich się uśmiechał i wszystko traktował jak jajko? To samo z obsługą pasażerską odprawiającą do lotu, to też firma handlingowa, po prostu wolna amerykanka.