Mastodon

Nadmiar

3
Dodane: 9 lat temu

Utknąłem. Doprowadziłem do sytuacji, w której technologia kierowała moim życiem, zamiast życzliwie sugerować, co powinienem zrobić. Siadając do pracy, nieważne czy przy komputerze, czy też biorąc do ręki telefon, miałem dość tych urządzeń. Zacząłem walczyć.

Wraz z podejmowaniem się nowych wyzwań zawodowych poczułem potrzebę zorganizowania ich tak, abym niczego nie przegapił, kontrolował to, co tylko jestem w stanie. Początkowo było to proste – mało wymagająca praca, studia, które szły mi gładko, do tego redakcja. Zabierało mi to sporo czasu, ale potrafiłem wszystko to opanować. Przypomnienia i jakaś aplikacja „to-do” okazały się w tym niezwykle pomocne. Służyły mi raczej do archiwizowania rzeczy, które już zrobiłem, bo byłem w stanie o wszystkim pamiętać. Wraz z nadejściem kolejnych obowiązków, zmianami w życiu zawodowym i prywatnym, zaglądałem do nich coraz częściej, wciąż jednak kontrolowałem wszystko.

Przyzwyczajenie do korzystania z list zadań sprawiło, że bez zastanowienia włączałem większość możliwych powiadomień na wszystkich urządzeniach. Brzęczał więc telefon, wtórował mu tablet i komputer. Było mi to zupełnie obojętne – w końcu tak musi być, na wypadek, gdybym miał przy sobie tylko jedno z tych urządzeń. Wyciszenie któregokolwiek z nich sprawiłoby, że mógłbym coś pominąć. Paradoksalnie okazało się w końcu, że to właśnie przez powiadomienia zapominam o rzeczach, które mam zrobić. Dźwięków i komunikatów było tyle, że zanim zdążyłem skupić się na jednej czynności, te wzywały mnie do wykonania kilkunastu innych. Powoli stawało się to problemem, aż w końcu zauważyłem, że robienie tego samego zajmuje mi o wiele więcej czasu. W efekcie pracowałem praktycznie bez przerwy, z coraz mniejszą satysfakcją, za to z narastającym zmęczeniem.

Nie możesz zarządzać czasem. Nie zgromadzisz go, by wykorzystać jego zapas kiedy indziej, nie rozciągniesz też ani nie skurczysz. Jedyne, co pozostaje Ci robić, to zarządzać sobą, by każdą chwilę wykorzystać najbardziej efektywnie, jak tylko potrafisz, nie gubiąc się przy tym w gąszczu rozpraszających bodźców, magicznie skracających Twój dzień do niewyobrażalnie krótkich chwil, w których możesz odetchnąć. Albo i nie. Zacząłem szukać enklawy, poszedłem więc na siłownię, która dawała mi spokój umysłu, nie wymagała absolutnie żadnego wysiłku intelektualnego, a dokładnie o to mi chodziło. Miałem czas na przemyślenia, wyłączenie się, zapomnienie. Skupiałem się tylko na tym, by poprawnie wykonać odpowiednią liczbę powtórzeń, trzymać tempo na bieżni i prawidłowo się rozciągać. Robiłem jedną rzecz, za to najlepiej, jak potrafiłem. Bo nic mi nie przeszkadzało. Postanowiłem przenieść to poza siłownię.

Miałem dość swojego komputera, telefonu i tabletu – każdy z nich atakował mnie powiadomieniami, więc pierwszym, co zrobiłem, to wyłączyłem około 90% z nich. Co więcej, iPhone stał się urządzeniem absolutnie priorytetowym, stąd też tylko on wydaje dźwięki komunikatów z aplikacji. Pozostałe sprzęty pokazują je tylko nieśmiało jako znikające po kilku sekundach powiadomienie, po którym nie zostaje żaden ślad, prócz plakietki na ikonie aplikacji. Wyrzuciłem też mnóstwo oprogramowania, zadbałem też o to, by mieć maksymalnie jeden program do wykonywania danej czynności, na dodatek musi być on taki sam na każdym urządzeniu i synchronizować dane w chmurze, bym nie tracił czasu na przenoszenie ich jakimiś prymitywnymi metodami. Posprzątałem na dyskach, ale też na biurku, więc w razie potrzeby mam pod ręką wszystkie niezbędne sprzęty, a żeby podłączyć którekolwiek z urządzeń do ładowarki, nie muszę nawet wstawać z fotela. Na biurku komputera mam tylko te pliki, na których aktualnie pracuję, regularnie zamykam okna programów, z których nie korzystam. Do tego kupiłem i nauczyłem się obsługiwać kombajn do GTD, jakim jest OmniFocus, by zamknąć wszystkie swoje zadania w jednym miejscu.

Moja doba się nie wydłużyła – wciąż od wstania z łóżka do pójścia spać mam do wykorzystania tyle samo czasu. Co więcej, wciąż robię dokładnie tyle samo rzeczy, co wcześniej. Nie, nie kontroluję wszystkiego – w pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie tego robić, pozwoliłem więc niektórym rzeczom rozwijać się naturalnie, a interweniować dopiero wtedy, gdy okaże się to konieczne. Pomimo tego mam w ciągu dnia przynajmniej godzinę więcej, którą mogę wykorzystać na cokolwiek. W tym na napisanie tego felietonu, choć, prawdę mówiąc, nie zajął mi aż tyle czasu. Najprawdopodobniej dlatego, że nic nie przeszkodziło mi w pisaniu.

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 05/2015

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Świetny tekst, Pawle. Trafne przemyślenia. Domyślam się, że jest Ci teraz o wiele lżej w życiu. iOSy przestały Cię terroryzować ;)

Zrobiłem podobnie kilka miesięcy temu. Przestałem się martwić o wiele spraw. Powyłączałem powiadomienia, zrobiłem porządki na dysku, kontaktach itd.

Teraz pozostał mi jeszcze jeden etap – rezygnacja z niepotrzebnych mediów społecznościowych…

Dziękuję. Tak, terror powiadomień został opanowany, chociaż był szok, jakiś głupi lęk, że coś przegapię. Cóż, świat się nie zawalił, a do starych nawyków nie wróciłem, więc chyba się da ;)