Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Bose QC35: Sacrum Silentium. W krainie ciszy.

Bose QC35: Sacrum Silentium. W krainie ciszy.

15
Dodane: 7 lat temu

Bose to marka znana przede wszystkim z innowacyjnego systemu składania słuchawek oraz ich ANC – Active Noise Control, który wytłumia dźwięki otoczenia. To oni jako pierwsi podjęli w 1986 roku temat aktywnej redukcji hałasu z zewnątrz. Dick Rutan i Jeana Yeager użyli prototypowego zestawu słuchawkowego marki Bose w ich dwumiejscowym samolocie, Rutan Voyager, zaprojektowanym przez Burta Rutana w celu pobicia rekordu odległości lotu bez międzylądowania i uzupełniania paliwa w powietrzu. Chodziło o to, aby zapewnić jak największy komfort pilotom. Bose kilkadziesiąt lat później jako pierwszy wprowadził słuchawki z systemem ANC do masowej sprzedaży. Model QC25 stał się synonimem słuchawek niemalże idealnych dla biznesu, którego przedstawiciele dużo częściej podróżują samolotami, a te – jak pisał w lutowym iMagazine nasz redakcyjny ekspert od latania, Tomek Szykulski – potrafią być w niektórych przypadkach naprawdę głośne. Bose jest autorem jeszcze jednego systemu, który okazał się przełomowy. Chodzi o konstrukcję, która pozwala w trzech ruchach złożyć słuchawki tak, aby nauszniki i reszta zajmowały jak najmniej miejsca w pionie i maksymalnie mało przestrzeni bagażowej. Wszyscy czołowi producenci sprzętu audio bardziej lub mniej udolnie skopiowali już ten pomysł amerykańskiej marki.

W moje ręce trafił następca kultowych QC25 – model QC35, który jest gotowy do pracy z iPhone’em 7, ponieważ są to bezprzewodowe słuchawki z pełnym systemem ANC. Jakie są? Zapraszam do recenzji.

Poszukiwania

Uwielbiam pracować na mieście. Lubię obserwować ludzi. Analiza celów długoterminowych w jednej z ulubionych kawiarni to ten element pracy, który bardzo lubię. Zwłaszcza rano. Lokale są wówczas pełne, bo to pora lunchu dla jednych, a śniadania dla drugich. Przy planowaniu czegokolwiek przydaje się jak najmniej rozpraszaczy. Należę do tej grupy osób, której spokojna muzyka raczej nie przeszkadza, a nierzadko pomaga. Lubię w takich sytuacjach jazz. Nie zawsze jednak mam ochotę słuchać rozmowy koleżanek, które akurat siedzą przy stoliku za mną. Wówczas zwykłe słuchawki nie wystarczają (nawet świetne, douszne BeoPlay H5), bo skala dźwięku musi sięgnąć 100% – przez co dekoncentracja jest murowana, a gdy już osiągniemy to maksimum, to my stajemy się wkurzający dla innych, oni bowiem także zaczynają słuchać naszej muzyki. Ani to kulturalne, ani kojące.

Inna sytuacja to praca na open space. Wszyscy chwalą ten model pracy ze względu na możliwość większej kooperacji pomiędzy zespołami i upatrują w tym również większej efektywności ze względu na brak izolowania się ludzi w małych grupkach. Ja uważam zgoła inaczej. Open space nie podwyższa produktywności ani efektywności, ale bardzo często ją obniża, a grupki i plotki będą tworzyły się zawsze, niezależnie od tego, jak ogramy przestrzeń. Dodatkowo ten model rozmieszczenia pracowników ma jedną, podstawową wadę. Jest nią hałas. Hałas w porze obiadu. Hałas, gdy ktoś postanowi wszystkim opowiedzieć kawał lub podzielić się wrażeniami z imprezy. Może i jestem dziwny, ale według mnie to najgorszy z możliwych systemów organizacji przestrzeni biurowej i nie ma nic wspólnego z czyimkolwiek komfortem.

W jednej i drugiej sytuacji słuchawki z systemem aktywnej redukcji dźwięków otoczenia są dosłownie zbawieniem. Potwierdzi to większość menadżerów czy grafików, których znam. Poszukiwałem takiego modelu słuchawek od ponad dwóch miesięcy. Testowałem sprzęt wszystkich czołowych producentów sprzętu audio z półki premium. W końcu trafiły do mnie Bose QC35.

Sacrum Silentium

Najnowszy model bezprzewodowych słuchawek amerykańskiego producenta sprzętu audio, o konstrukcji over-ear (wokółuszne), dostępny jest w kolorach czerni i aluminium. Do mnie trafił ten drugi. Jestem zresztą fanem produktów silver – zwłaszcza tych od Apple. Nigdy nie uznawałem czerni. Według mnie nie jest sexy.

Zacznę od pudełka. Jest ono minimalistyczne. W środku znajdziemy twardy, porządnie wykonany futerał, który powinien – w takiej właśnie formie – być obecny u wszystkich producentów. Nie akceptuję innych rozwiązań. To po prostu standard. W czarnym (niestety) etui znajdziemy srebrny (dziękuję) przewód Jack-Jack o długości 1,2 m, który możemy podłączyć do słuchawek, gdy rozładuje się nam bateria, i kontynuować odtwarzanie muzyki (ale bez systemu redukcji ANC oraz aktywnej korekcji dźwięku – Active EQ) oraz kabel micro USB w kolorze srebrnym (szkoda, że nie USB-C) do ładowania słuchawek. Jest również przejściówka – a jakże – do wejścia liniowego w samolocie. Oprócz tego standardowy zestaw dokumentacji.

Bose QC35 ważą 234 g. Bardzo mało jak na spore słuchawki. Przejdźmy do najważniejszej różnicy pomiędzy kultowymi QC25 a ich następcą, czyli technologii komunikacji bezprzewodowej. Deklarowany przez Bose zasięg QC35 wynosi 10 metrów (33 stóp) od urządzenia źródłowego. Moje testy wykazały, że słuchawki tracą zasięg dopiero w odległości czterech pięter od iPhone’a leżącego w mieszkaniu. U mnie – w garażu. Do tej odległości dźwięk był absolutnie czysty, nie zaobserwowałem żadnych strat sygnału, a Siri oraz połączenia telefoniczne działały bez najmniejszych problemów. Brawo Bose! Bardzo szanuję za tak dopracowany system transmisji sygnału. QC35 wyróżnia na tle innych producentów także bateria. Wbudowany (niewymienny w przeciwieństwie do modelu QC25) akumulator litowo-jonowy pozwala na ciągłą pracę do 20 godzin (przy połączeniu bezprzewodowym) i 40 godzin, gdy korzystamy z przewodu. Mnie udało się rozładować słuchawki dopiero po 72 godzinach używania na poziomie sesji 4–6-godzinnych, każdego dnia. Słuchawki do pełnego naładowania potrzebują czasu 2,5 godziny. Długo. Mile widziane byłoby szybkie ładowanie.

Przejdźmy do wykonania Bose QC35. Tutaj niektórzy się skrzywią. Produkt wykonany jest z wysokiej jakości plastiku z dbałością o najmniejszy szczegół. Nauszniki są skóropodone, a belka łącząca prawą słuchawkę z lewą jest obudowana materiałową pianką, która stanowi o kolejnej cesze tego produktu – komforcie. Może i wykonanie nie jest na tak wysokim poziomie jak w przypadku na przykład BeoPlay H9, ale za to komfort ich użytkowania nie ma sobie równych. Jest po prostu aksamitnie miękko. Nauszniki nie powodują efektu zapacania się małżowin usznych przy pracy biurowej lub marszu po głośnej tkance miejskiej. Udało mi się wywołać ten negatywny efekt tylko, gdy Bose QC35 zabrałem na trening tańca nowoczesnego. Zapytacie, ile razu mi spadły z głowy? Ani razu. Profil i przemyślana konstrukcja sprawiają, że mogę je uznać za sprzęt do zadań specjalnych. Słuchawki są praktycznie nieodczuwalne po 9 godzinach ciągłej pracy z nimi. To pierwsze słuchawki, z których miałem okazję korzystać, zapewniające tak wielką wygodę pracy.

Pora na najważniejsze – dźwięk. Bose QC35 mają dość szeroką scenę muzyczną. Charakteryzują się miękkim, niesiarczystym basem. Środek jest raczej płaski, za to góra daje radę nawet przy wymagających gatunkach i, oczywiście, bezstratnej jakości źródła. Jak większość słuchawek tej klasy QC35 nie wybaczają słabej jakości źródła dźwięku. Nie są do takiego stworzone. Aby w pełni doświadczyć ich mocy, warto zapewnić jej fundament. Jakość zawsze uwidacznia – jakość. To, co odróżnia produkt Bose od konkurencji, to gwóźdź programu, czyli system ANC. Aktywna redukcja dźwięków otoczenia jest w tym modelu bezkompromisowa. Nie możemy jej także wyłączyć. Jedni uznają to za wadę, drudzy za zaletę. Mnie ten brak nie przeszkadza, ale gdyby był, uznałbym go za plus. Jeśli chodzi o samo ANC, jest absolutnie fenomenalne i bezkonkurencyjne!

Pokonując codziennie (efekt zrzucenia ponad 23 kg wagi) około 10 km przez zatłoczone miasto, doceniłem ogromnie wiele lat dopracowywania pierwszego, masowo sprzedawanego systemu ANC autorstwa Bose. Dla mnie żaden inny producent nie robił do tej pory tego na tak wysokim poziomie. W przestrzeni biurowej również możemy spokojnie skupić się na tworzeniu raportu, gdy dookoła docierają do nas rozmaite dźwięki, skutecznie odbijając się od skorupy nauszników QC35. Po prostu – jeśli szukacie ciszy, tutaj znajdziecie ciszę niemalże absolutną: sacrum silentium. Warto spróbować.

Na koniec nieco o aplikacji mobilnej od Bose i technologii. Z urządzeniami, którymi możemy zarządzać przez aplikacje mobilne, jest tak, że albo producent miał dobry dział developmentu mobilnego i zrobił to dobrze, albo lepiej, żeby nie robił tego wcale. Miałem już do czynienia z aplikacjami, które parowały się z urządzeniem raz na piętnaście prób. Innym się to nie udawało, ponieważ same urządzenia miały w wybranych modelach wadliwe procesory i moduły. Radości było z tego tyle, co nic. Miałem sporo obaw przed pierwszym parowaniem QC35 z aplikacją. Niepotrzebnie. Proces parowania jest niezwykle czytelny, a UX aplikacji prosty. Producent postawił na motion design, ale nie przesadził z nim. Nie musiałem zastanawiać się, w co „tapnąć”, aby przejść do ustawień. Jaki gest wykonać, aby poznać szczegóły dotyczące sparowanych jednocześnie urządzeń etc. Podobnie nie musiałem zastanawiać się, jak przełączyć piosenkę lub wywołać Siri, ponieważ Bose QC35 na prawym nauszniku mają fizyczny zestaw trzech przycisków. Głośniej, ciszej i środkowy Enter (wywołujący Siri, przełączający piosenkę w przód lub w tył playlisty). That’s all. Nie potrzeba mi i nie chcę sterowania głosem, dotykiem, czymkolwiek innym. Słuchawki to narzędzie, które ma nam pomóc odciąć się od problemów codzienności, a nie je generować. Wracając jeszcze do aplikacji, umożliwia ona udostępnianie dźwięku z jednej pary słuchawek Bose na drugą. Wszystko odbywa się równie płynnie, jak parowanie, ponowne połączenie z danym urządzeniem czy aktualizacja oprogramowania, którą dostałem natychmiast po sparowaniu słuchawek. Tak to ma właśnie wyglądać! Przełączanie się pomiędzy sparowanymi i aktywnymi aktualnie urządzeniami odbywa się niemalże tak płynnie, jak w przypadku AirPods od Apple. Jak dla mnie nic lepszego nie potrzeba.

Wybory a kompromisy

Wybór idealnych słuchawek to kwestia indywidualna. Każde ucho jest inne. Każdy ma inną wrażliwość na dźwięk i lubi inny rodzaj muzyki. To jasne. To, co doceniam w marce Bose najbardziej, to rozsądek w zastosowanych kompromisach. Mamy co prawda plastik, ale dzięki niemu mamy także lekkość i komfort. Mamy aplikację mobilną, ale sterowanie odbywa się za pomocą fizycznych przycisków, dzięki czemu dodatkowa technologia cieszy, a nie przeszkadza. W końcu mamy dwa popularne kolory, ale w USA możemy także spersonalizować kolory niemal wszystkich elementów konstrukcji i zamówić zindywidualizowany model. Szkoda, że w Polsce nie ma takiej możliwości.

Szukałem i znalazłem. Marka Bose wejdzie pod moją strzechę na dobre. Pod Wasze może wejść dowolna inna. Ważne jest to, żebyśmy dokonywali przemyślanych wyborów i szukali w nich zaspokojenia. Nawet jeśli akceptujemy kompromisy, to nigdy nie zapominajmy o celu, jaki sobie postawiliśmy. U mnie była to cisza i wygoda. Odnalazłem je.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 4/2017

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 15

Mam je od grudnia zeszłego roku i jestem w 100% zadowolony z dźwięku i działania. W długich podróżach samolotem są niezastąpione, ale i na codzień sprawdzają się doskonale, tak komunikacji miejskiej, jak i w domu (są wyjątkowo lekkie i wygodne, więc wytrzymuje w nich nawet parę godzin nonstop).
Może dopiero latem z nich zrezygnuję, ze względu na zamkniętą konstrukcję, bo zwyczajnie zrobi się w nich za gorąco..

Trafiliście z tematem!
Bose ostatnio wypuścił do nich update firmware który skrzanił ANC, drastycznie obniżając jego skuteczność, uruchomili program zwrotów dla każdego kto zrobił update, nawet downgrade FW nie przywraca im sprawności:) W takich chwilach ciesze się z moich QC25 i ich niezależności od BT, stanu akumulatora i problemów z oprogramowaniem. Ale i czekam na następce, QC45?

Możesz napisać coś więcej? Mam te słuchawki, nic nie update’owałem, ale chciałbym być pewien, że mam najlepsze możliwe ANC, a jednak w samolotach przy wyłączonej muzyce jakiś szum dochodzi.

Jeśli nie aktualizowałeś, to chyba dobrze. Aplikację mobilną i aktualizującą na kompa też omijać ;) Trudno mi się wypowiedzieć o ANC, chyba faktycznie drobne różnice były, ale bardziej skupiałem się na brzmieniu, które wiele utraciło z zalet wymienionych w recenzji. To oczywiście tylko moje odczucie, każdy słyszy inaczej. Mogę jednak podać przykład kilku-kilkunastu kawałków, które po aktualizacji utraciły swoje zalety dźwiękowe czy brzmieniowe. Ostatecznie zrobiłem downgrade do 1.0.6.

Napisałes “Testowałem sprzęt wszystkich czołowych producentów sprzętu audio z półki premium. “. czy wsród tych innych były H9. Jeśli tak to czy mógłbyś wskazać które z nich są lepsze Twoim zdanie i dlaczego?

Słuchawki QC35 kupiłem tydzień temu – rewelacja!

Żona, która “niczego nie potrzebuje i nie będzie używać” po założeniu zmieniła zdanie :)

Podczas lotu były niezastąpione. Chałas i płaczące małe dziecko przestały istnieć zaraz po założeniu słuchawek. Tak jakbym przeniósł się w inne miejsce :)

W sumie to muszę podziękować sprzedawcy ze sklepu. Wszedł po zupełnie inne słuchawki a wyszedłem z QC35 :)