Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu „Behind the scenes” – sesja studyjna iPhone’em 7 Plus

„Behind the scenes” – sesja studyjna iPhone’em 7 Plus

9
Dodane: 6 lat temu
fot. Wojtek Pietrusiewicz

Od dawna byłem ciekawy, co iPhone może w studiu, ale nigdy mnie to nie interesowało ze względu na szerokokątny obiektyw, który nie nadaje się do portretu. W tym roku iPhone 7 Plus otrzymał drugie szkło, o ogniskowej 56 mm, nie pozostało mi więc nic innego, jak udać się do studia.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2016


Wszystkie zdjęcia w tym artykule zostały skompresowane i zoptymalizowane do sprawnego wyświetlania się na WWW, więc mają około 5 MP zamiast oryginalnych 12 MP i zajmuję ok. 300 KB zamiast około 5-7 MB, jak oryginały. To oczywiście oznacza, że wyglądają one tutaj gorzej niż w rzeczywistości.


Początkowy plan był taki, aby zobaczyć jak iPhone sprawuje się w plenerze w trybie „Depth Effect” czy też „Portrait Mode” – nie wiem, dlaczego Apple stosuje dwie różne nazwy zależnie od miejsca, w którym się wyświetlają, ale to beta, może się to więc z czasem zmienić. Niestety bardzo szybko zweryfikowałem, że utrata jakości w tym trybie jest na tyle duża, a błędy w rozpoznawaniu osoby na tyle częste, że nie ma to najmniejszego sensu. Do tego doszła jeszcze paskudna aura na dworze. W tym przypadku beta to prawdziwa beta i pozostaje nam czekać na dalszy rozwój tego trybu. A plan? Został zmodyfikowany – przenieśliśmy się do studia.

Przygotowania do zdjęć trwały niecałe dwie godziny. Przez pierwszą godzinę sprawdzaliśmy różne ustawienia światła i przeróżne tła. Początkowym planem było wykorzystanie czystej bieli, ale dostępne oświetlenie szybko zweryfikowało nasze założenia i zdecydowaliśmy się na czerń. W międzyczasie do studia dojechały wizażystka Martyna Ciapa oraz modelka Olga Sokolova i szybko przystąpiły do swoich przygotowań.

Sam aparat – iPhone 7 Plus – pracował na statywie i w trybie RAW, aby z zapisanych plików DNG móc wyciągnąć maksimum detali oraz przede wszystkim umożliwić łatwą korektę balansu bieli. Światło LED-owe, które wykorzystaliśmy, miało za małą moc. Po ustawieniu ISO na przedział 20–50 czasy oscylowały w rejonie 1/15_1/20 sekundy – to może wystarczająco dobrze na urodzinowe selfie, ale niekoniecznie na sesję w studio. Olga na szczęście bez większych problemów umiała trwać nieruchomo, to dzięki niej zdjęcia się więc udały.

Pozostałe zdjęcia „behind the scenes” były już robione na pełnym automacie w trybie „Portrait” w JPG. ISO oscylowało w rejonie 200–640, co oczywiście oznaczało delikatne szumy przy małej smartfonowej matrycy, ale jakość „ziarna” mnie zaskoczyła – nie były to kolorowe bezkształtne plamy, ale monochromatyczny szum dodający charakteru. Jego usunięcie też nie stanowiło żadnego problemu, chociaż pliki DNG w tej kwestii wypadają znacznie lepiej. Natomiast przy ISO 640 już widać spadek jakości – ilość detali na zdjęciu zmniejsza się wyraźnie.

Dwa zdjęcia Olgi, które macie okazję tutaj obejrzeć, wybrane z ponad setki, nie przeszły typowej w takich sesjach obróbki komputerowej. W takich sytuacjach powinno się usunąć każdą skazę na zdjęciu, każdy włos, który ułożył się, nie tak jak powinien. Na tych zdjęciach poprawiono jedynie balans bieli, kontrast i ekspozycję (została nieznacznie rozjaśniona) oraz usunięto kilka skaz cery, które iPhone zbyt dobrze uwiecznił. Włosy, szumy i cała reszta pozostała bez zmian. Ponadto wszystkie zdjęcia, które możecie tutaj oglądać, były wykonane iPhone’em 7 Plus za pomocą 56 mm obiektywu.

iPhone, jak każdy inny aparat, ma oczywiście swoje ograniczenia, ale w odpowiednich rękach może o wiele więcej, niż zdajemy sobie z tego sprawę. Jestem przekonany, że profesjonalny studyjny fotograf, ze znacznie lepszym zapleczem sprzętowo-rekwizytowym, byłby w stanie zrobić zdjęcia, których „zwykły człowiek” nie odróżniłby od tych wykonanych sprzętem wielokrotnie droższym.

A jeśli chodzi o mnie… cóż, niezwykle się cieszę z faktu, że mam dwie ogniskowe do wyboru. To był główny powód, dla którego kupiłem 5,5” model i decyzji nie żałuję w żadnej mierze.

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 9

Tutaj nie ma porównania do iPhone 7 plus. Z moich obserwacji wynika, że różnica jest niewielka.
Największy zysk jakości daje fotografowanie w trybie RAW. Domyślna apka aparatu robi kolorowe plamy, które przy powiększeniu dają efekt mokrych farbek albo efekt przepuszczenia przez program Prisma.

Szczególnie widoczne jest to na zdjęciach które publikujesz na fragmentach jezdni https://i.imgur.com/KGmsBEn.jpg

Poza tym fotografując w trybie RAW, mamy większą rozpiętość tonalną i więcej da się wyciągnąć detali ze świateł, podczas gdy w trybie JPG robi już się biała plama.

Zrobię o tym jakiś wpis, jak tylko założę jakiegoś bloga 😉

ProCam, albo Manual Cam są dużo lepsze. Fajny jest też Lightroom CC. Umożliwia robienie zdjęć w trybie PRO, w którym można zarządzać parametrami (czułość, czas, balans bieli), zapisuje pliki w RAW (DNG), które synchronizują się na kompie i można je dalej obrabiać.

Domyślny aparat i aplikacja Photos na iOS jest do bani, nie ma nawet tak podstawowej rzeczy zmiana balansu bieli, czy możliwość fotografowania w RAW.

Ano racja, jakoś mi do zdanie umknęło 😯
A czego używałeś/co polecasz do focenia w RAW?