Mastodon

Adam Sztaba, z batutą i makiem

1
Dodane: 14 lat temu

DOMINIK ŁADA: Masz czas na cokolwiek?

ADAM SZTABA:  Bywa z tym różnie – rok 2009 był specyficzny, gdyż był to rok wielu zmian, poza tym to był rok kryzysu dla wielu branży. W branży muzycznej odbiło się głównie drastycznym zmniejszeniem budżetów, tym samym wiele projektów koncertowych i filmowych legło w gruzach.  Na początku 2009 roku skomponowałem muzykę do filmu  –  wreszcie pojawiła się okazja i czas na napisanie muzyki na pełną orkiestrę symfoniczną. Napisałem ponad 80 minut muzyki, którą nagrała znakomita orkiestra Sinfonia Varsovia. Cały film już z podłożoną muzyką został wysłany do Stanów Zjednoczonych,  gdzie był robiony ostateczny mix dźwięku i kodowanie w Dolby, i na tym końcowym etapie produkcja utknęła z powodów finansowych. Data premiery, mimo upływu kilkunastu miesięcy, nadal nie jest znana. Szkoda, że film ten zbiegł się z kryzysem, choć liczę, że w końcu zobaczymy go w kinie.

DŁ: A zdradzisz co to za film?

AS: Film nosi tytuł „Od pełni do pełni”. Wyreżyserował go Tomasz Szafrański – znakomity młody reżyser mający już na koncie sporo sukcesów, a wśród aktorów wspaniały przekrój, od Jerzego Bończaka i Andrzeja Grabowskiego, po młodszych jak Kasia Glinka i Andrzej Nejman, którzy pierwszy raz pojawili się na “dużym ekranie”. Czarna komedia – bardzo dobry, zaskakujący scenariusz i niemal cały czas “komentująca” obraz muzyka orkiestrowa. Myślę, że będzie to nowe spojrzenie na połączenie obrazu z muzyką w polskim kinie, ale zobaczymy czy widz będzie miał okazję się z nim zetknąć, bo mam obawy, czy ten film w ogóle się ukaże. Poza tym dużo rożnych programów telewizyjnych czy koncertów, do których byłem zapraszany, nie odbyło się lub zostało wstrzymanych z powodu niewystarczających budżetów. Być może niektóre z nich odbędą się w przyszłości. Wykorzystałem więc czas głównie na pracę w studiu.

DŁ: Słyszałem już takie opinie, że kryzys się skończył…

AS: Na pewno idzie ku dobremu. Z początkiem roku widać wyraźne ożywienie.

Niektóre branże w ogóle nie odczuły tego kryzysu. Tzw. show business odczuł go dotkliwie, ponieważ stosunkowo łatwo na nim oszczędzić. Kiedy organizuje się zamknięty event dla firmy, to nie zaoszczędza się na na jedzeniu czy na sali, lecz na artystach, bo nie są oni niezbędni. Zamiast gwiazdy z zespołem zaprasza się gwiazdę śpiewającą do podkładu muzycznego, zamiast orkiestry zaprasza się kwartet smyczkowy, itd. Rok 2009 przyniósł u mnie również zmianę managementu. Sądzę, że tego typu zmiany wynikają u mnie z nieustającej potrzeby szukania nowych wyzwań.

Do tej pory uczestniczyłem głównie w dużych produkcjach, które zostały ostatnio wyraźnie zredukowane. Natomiast pozwoliło mi to zająć się innymi projektami, na które nie miałem dotąd czasu. Niektórzy artyści wychodzą z założenia, że aby istnieć na rynku, trzeba ciągle pojawiać się w telewizji, natomiast ja uważam, że trzeba mieć solidny pretekst. Kompletnie bezcelowe wydaje mi się np. pojawianie co drugi dzień w telewizji śniadaniowej. Co innego przyjście tam ze swoją płytą czy z zapowiedzią ważnego koncertu. Aktualnie wykańczam swoje projekty autorskie.

DŁ: A co to konkretnie?

AS: Głównie własna płyta solowa, nad którą pracuję już dłuższy czas, i na którą zaproszę wybranych artystów, których poznałem przez ostatnie lata. Będzie to wyłącznie moja muzyka, częściowo piosenki, częściowo muzyka instrumentalna.

DŁ:  A teksty?

AS: Teksty napiszą zaprzyjaźnieni autorzy.

DŁ: Myślałem, że jesteś człowiekiem orkiestrą.

AS: Aż tak nie (śmiech) Liczę, że krążek ten powstanie w ciągu kilkunastu miesięcy – jeszcze nie wiem, kto będzie wydawcą. Mam już klika aranżacji na płytę “chopinowską” również z udziałem zaproszonych artystów, ale zamierzam przeczekać ten boom związany z obchodami “Roku Chopinowskiego”, aby projekt ten nie zginął w tłumie. Mam też plany, aby komponować muzykę do kolejnych filmów. Film daje kompozytorowi wielki wachlarz możliwości – jest tam miejsce w zasadzie na każdy gatunek muzyczny, od symfoniki po nowoczesną elektronikę. Jeżeli produkuję płytę Ewie Małas-Godlewskiej czy Edycie Górniak, to wiadomo, że muszę poruszać się w określonej estetyce, dość zresztą ograniczonej. W przypadku filmu w zależności od tego, czy reżyser jest otwarty, mogę przemycić każdy klimat, o ile oczywiście idzie on w parze z obrazem. Choć dość gorzką prawdą jest fakt, że w Polsce w ciągu roku powstają 2,3 soundtracki z wykorzystaniem orkiestry symfonicznej. To oczywiście głównie kwestia wspomnianych budżetów, które, jak widzę, stają się głównym tematem naszej rozmowy (śmiech). Zauważam też pewną tendencję, że producenci ze świata zaczynają przyjeżdżać do Polski nagrywać z polskimi orkiestrami, ponieważ otrzymują przede wszystkim wysoką jakość za rozsądną cenę.

DŁ: Czy nie uważasz, że konkurencją dla takich prawdziwych, żywych orkiestr może być zestaw Vienna Symphonic? W końcu jest to zestaw prawdziwych sampli nagranych przez jedną z najlepszych orkiestr symfonicznych na świecie.

AS: Sample dziś są coraz bardziej “niebezpieczne”, zwłaszcza że nośniki pamięci o wielkiej pojemności przestały być dziś problemem.

Sample, w odniesieniu do żywych instrumentów, pełniły do tej pory rolę nieudolnego substytutu. Mnogość technik grania sprawiała, że ilość wariantów koniecznych do utrwalenia przewyższała możliwości sprzętowe. Natomiast dziś, gdy nie mamy specjalnych ograniczeń w pamięci, załadowanie brzmienia skrzypiec, które zajmuje 20 GB, nie jest żadnym problemem. W tych 20 GB mamy zawarte przeróżne rodzje dźwięków – krótkie, długie, szarpane, flażolety, portato, legato, itd. I ma to o tyle wielką siłę, że nie odtwarzamy imitacji, lecz nagranie wykonane przez “żywego” muzyka w profesjonalnym studiu. Jednak, aby dobrze zaimitować orkiestrę, trzeba wykonać naprawdę drobiazgowy programming. I choć to rozwiązanie kusi, to jednak wolę zaprosić prawdziwą orkiestrę i nagrać w 2 godziny to, co przy pomocy sampli, chcąc wydobyć wszystkie niuanse, musiałbym sklejać tygodniami. Uważam, że mimo rozwoju technologii będzie jednak następował zwrot ku żywym instrumentom.

DŁ: Czyli jesteś konserwatystą w tym względzie?

AS: Z tym jest u mnie bardzo różnie. Czasami strasznie mnie ciągnie w stronę elektroniki – bardzo cenię produkcje, w których mogę znaleźć wycyzelowane programmingi – bardzo sobie cenię produkcje pokroju Morcheeba czy Zero7 – to wspaniała kapela chilloutowa, gdzie przemyślana elektronika znakomicie łączy się żywymi instrumentami. A najbardziej chyba lubię, kiedy ktoś bardzo umiejętnie potrafi połączyć orkiestrę z elektroniką. Te dwa światy, pozornie sprzeczne, potrafią doskonale się łączyć. Zespół AIR czy Morcheeba pokazują, że można łączyć z powodzeniem surową nieraz elektronikę z sekcją smyczkową.

DŁ: Jaką muzykę masz w swoim iPhonie?

ASZ: Jestem fanem podcastów i zarażam przyjaciół, którzy jeszcze nie znają tego pojęcia. Lubię komfort słuchania audycji radiowych wtedy, kiedy tego chcę – w samochodzie czy w domu. Jestem fanem paru audycji Polskiego Radia. Jestem zaskoczony, że to Polskie Radio, specjalnie nie kojarzące się jednak z nowymi technologiami, jako pierwsze zbudowało tak szeroką ofertę podcastów.

IPhone to oczywiście również muzyka – przypomniała mi się zabawna historia z ostatnich wakacji. Wybierałem się na wesele przyjaciół na Mazurach i dostałem telefon: „Słuchaj, wrzuć na iPhone’a jakieś weselne numery, bo jakby nam przypadkiem agregat padł, to byśmy z iPhone’a podebrali muzyczkę i na odtwarzaczu na baterię polecieli…”. No więc załadowałem m.in. 4-płytową składankę „Wesele marzeń”. Bezpośrednio po tym weselu pojechałem na wakacje na Kaszuby, gdzie spotkałem się między innymi z Marcinem Kydryńskim. Któregoś wieczoru zacząłem go “zaskakiwać” i puszczać ze swojego iPhone’a „Córkę rybaka”, potem „Przeżyj to sam” i inne tego typu numery. W końcu Marcin wyraźnie tąpnięty powiedział: „Ja nie wierzę, że on to ma w swoim iPhonie – ja go miałem dotąd za dobrego muzyka…” (śmiech)

Co do muzyki, najczęściej są to najnowsze wydawnictwa, ponieważ staram się być na bieżąco. Słucham muzyki głównie w samochodzie. NIby nie spędzam w nim wiele czasu, ale o dziwo później okazuje się, że w ciągu tygodnia udaje mi się przesłuchać 5 płyt i 10 audycji radiowych.

Jestem też fanem audiobooków – też idealnie nadają się do samochodu.

DŁ: Co myślisz o iPadzie?

AS: Czekałem na iPada nie tylko z powodu czytania książek czy oglądania filmów, ale ze względu na wyświetlanie nut. Jakieś 2 lata temu kupiłem dotykowy tablet w Stanach, służący właśnie do wyświetlania nut – MusicPad Pro firmy FreeHandMusic w formacie A4. Chciałem sprawdzić, czy takie urządzenie sprawdzi się w mojej pracy. Dla dyrygentów jest jeszcze dostępny nieco większy model MusicPad Maestro, więc skoro próba się powiodła, pewnie niebawem stanę się jego posiadaczem. Wersja A4 kosztuje ok. 1000$. Urządzenie posiada rysik, dzięki któremu można wprowadzać notatki. Z tyłu jest slot na pendrive, wyjście monitorowe i drukarkowe. Dyrygenci, z racji partytur, muszą operować ogromną ilością kartek (przeciętny koncert, to ok. 200 stron), więc jest to idealna sytuacja, kiedy plik papieru mogę zamienić na plik na pendrive’ie, nie mówiąc o ochronie środowiska. Mało tego – tablet umożliwia mi ustawienie kolejności utworów, dzięki czemu na koncercie po skończeniu jednego utworu automatycznie ustawia się następny. Strony możemy przewijać palcem, lub, gdy nie chcemy odrywać rąk od instrumentu czy batuty, używać pedału. Na jednym pendrive’ie mogę pomieścić kilka tysięcy partytur. Urządzenie, podobnie jak laptop, ma baterię, mimo to, przy ważnych koncertach wole się zabezpieczać wersją piepierową nut. Poza tym znalezienie wybranej strony jest znacznie prostsze w tablecie niż przekopywanie się przez stos kartek. 1000$ to może nie jest mało, bo to cena zbliżona do laptopa, ale jednak urządzenie jest tego warte – widziałem już w Internecie całe orkiestry wyposażone w te urządzenia. Ostatnio wyobrażałem sobie, że początek próby w takiej orkiestrze musi wyglądać w ten sposób, że do stanowiska dyrygenta ustawia się kolejka muzyków z pendrive’ami w ręku (śmiech). Wracjąc do iPad’a – obawiam się jednak, że jest on zbyt mały do wyświetlania partytur. A4 to absolutne minimum. Ale w końcu nie do tego celu został stworzony.

DŁ: Czyli Sztaba jest gadżeciarzem?

ASZ: Nie da się ukruć. Wyszukuję w necie nowe przydatne “wynalazki” i jeśli tylko pozwalają na to finanse, kupuję je. Zastanawiam się jednak czy jest to gadżeciarstwo, czy bardziej chęć wykorzystywania w pełni nowych technologii. Generalnie ufam technologii, może nawet za bardzo.

Nawet podczas koncertów telewizyjnych na żywo zawsze używam na scenie laptopa, z którego odtwarzam przy pomocy programu ProTools różne brzmienia, m.in. metronom, który dociera przez słuchawki do wszystkich muzyków. Dzięki użyciu metronomu orkiestra nabiera znacznie większej precyzji rytmicznej, poza tym utwory są grane zawsze w takim samym tempie, co jest niezwykle ważne np. w “Tańcu z Gwiazdami”. Tancerze byli spokojni o tempo, a reżyser znał dokładną długość utworu, co w telewizji ma ogromne znaczenie. Szczerze mówiąc bałbym się wystawić na scenę peceta. Mam właśnie przed oczami widok słynnej niebieskiej strony (śmiech). Z Makiem czuję się komfortowo i pewnie.

DŁ: Korzystasz z iPhona – jakich aplikacji używasz?

AS: Na swoim IPhonie mam bardzo przydatną w moim zawodzie aplikację Soundhound, która rozpoznaje tytuł piosenki i wykonawcę. Oczywiście czasami ma problemy z polską muzyką czy remixami, ale baza jest i tak bardzo imponująca. Mało tego, program jest w stanie rozpoznać nawet to, co zaśpiewasz lub zagrasz. Wykonałem ostatnio taki test i zagrałem na fortepianie fragment poloneza Chopina i aplikacja pokazała, że jest to wykonanie Artura Rubinstein’a (śmiech). Właściwie nie był to błąd, ponieważ zagrałem dokładnie te same nuty, co Artur Rubinstein  i w podobnym tempie. Natomiast nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak działa ten algorytm? W jaki sposób zbadać melodię, rytm i tempo, oraz przekopać tysiące piosenek w 20 sekund?

Używam również Weather Pro do pogody oraz Facebook’a.

A z pozostałych – słownika angielskiego, gry Need For Speed, telewizyjnej aplikacji EyeTV, iDisc, Dropbox, Skype, iTrip , kilka aplikacji radiowych i news’owych.

DŁ: Na Pro Studio Series byłeś dla Logica?

ASZ: Tak, głównie dla Logica, nie jestem logic’owcem od zarania dziejów. Wcześniej używałem programu Cubase z powodu platformy pecetowej, jak zresztą spora grupa ludzi. Natomiast zupełnie “zwariowałem” jak zobaczyłem Logic’a 8. Postanowiłem poświęcić parę tygodni, aby się go nauczyć. Siła przyzwyczajenia jest ogromna, ale dzięki stworzeniu takich samych lub podobnych skrótów klawiaturowych, jak w Cubase znacząco ułatwiłem sobie przyswajanie tego programu. A potem rozpoczęło się fascynujące rozgryzanie detali.

Jest to idealny program dla kompozytorów. Jak ktoś słusznie zauważył, Logic jest programem dla producentów muzycznych, a ProTools – dla reżyserów dźwięku. ProTools jest już standardem na całym świecie -ogromna większość studiów nagraniowych jest oparta na tym programie. Natomiast w fazie tworzenia, wymyślania, komponowania, Logic jest absolutnie niezastąpiony. Intuicyjność, błyskawiczny dostęp do brzmień, szybka edycja dowolnego parametru dźwięku, sprawia, że pracuje się na nim w pełni komfortowo. Pół roku temu pojawiła się wersja 9, która zawiera kilka bardzo przydatnych nowych możliwości.

Niewątpliwie jestem fanem Logic’a. Mam nawet za sobą jeden wykład, w którym mówiłem o wykorzystaniu Logic’a przy tworzeniu aranżacji na orkiestrę. Użytkownicy pecetów pod względem braku dostępu do Logic’a nie mają łatwego życia.

Jeżeli chodzi o nuty – od lat używam programu Finale. Sibelius wydaje się być programem bardziej przyjaznym i “makowym” w swej strukturze, więc chyba czeka mnie kolejna próba przejścia na inny program. Skoro można było z Cubase na Logic’a, to z pewnością można z Finale na Sibeliusa. Finale jest programem zawierającym sporo błędów, które, o dziwo, nie są eliminowane w kolejnych wersjach. Mam wrażenie, że program ten, pierwotnie napisany na PC, gorzej funkcjonuje w środowiku Macintosha.

Pisanie nut ręcznie? – nie wyobrażam sobie tego. Kiedyś oczywiście pisałem, ale od dawna już nie. Wszystkim niewtajemniczonym chciałem uświadomić, że utwór na orkiestrę trwający 3 minuty zajmuje w zapisie ok. 50 stron A4. Przepisanie ręcznie jednej strony zajmowało jakieś 15-20 minut. Wszelkie, nawet drobne zmiany, oznaczały użycie korektora. Tak wyglądała praca przez całe wieki. Dziś partytury wprowadzamy do komputera przy pomocy klawiatury MIDI, a wszelkie poprawki w nutach wprowadzamy jednym ruchem myszki. Pamiętam wielokrotnie zadawane mi pytanie, czy komputer pisze za mnie nuty? W tej, jak i w wielu innych kwestiach, człowieka zastąpić się nie da. I całe szczęście.

DŁ: Do czego dążysz? Jaki jest Twój cel? Co byś chciał?

ASZ: Niewątpliwie nastał u mnie czas tzw. autorski, zmęczyłem się nieco obrabianiem, aranżowaniem cudzych utworów, w których oczywiście odnajdywałem dużą radość, ale teraz zupełnie naturalnie nadszedł okres skupienia się na własnej twórczość. Własne projeky, muzyka filmowa, koncerty ze swoją orkiestrą oraz poszerzenie horyzontów poza polski rynek. Marzą mi się otwarte koncerty, gdyż wiele osób pyta, gdzie mogą nas posłuchać na żywo, ale z racji liczby muzyków w mojej orkiestrze – wracamy do początku naszej rozmowy – koncerty takie są dla wielu ogranizatorów nieosiągalne budżetowo. Ale po tych kilku koncertach, które udało nam się ostatnio zagrać, jestem dobrej myśli.

A poza muzyką, to przydały by się porządne wakacje, w zasadzie nabycie umiejętności odpoczywania. Po 5-ciu dniach wakacji z reguły przychodzi ochota, aby zająć się czymś konkretnym. Chciałbym znaleźć w tym roku czas na wyprawę samochodową po Europie, np. Włochy, Francja, przez Pragę czy Wiedeń, podążając śladami Mozarta i Beethovena. Zastanawiam się czasami, jaką muzykę by dziś pisali? Bliżej Bjork czy Metallici?

DŁ: Zatem tego Ci życzę i wielkie dzięki za rozmowę.

Adam Sztaba – rocznik 75’, kompozytor, pianista, aranżer, producent muzyczny, dyrygent – generalnie człowiek orkiestra. Wszyscy go znają jako szalonego dyrygenta z megaprodukcji telewizyjnych Idol, Taniec z gwiazdami, Fabryka Gwiazd czy Sopot Festival. Mniej osób wie o tym, że to on stoi za aranżacjami piosenek m.in. Edyty Górniak, Maryli Rodowicz, Ewy Małas-Godlewskiej, Kasi Kowalskiej czy Natalii Kukulskiej. Niekwestionowany gadżeciaż i miłośnik podcastów i audiobooków.

Dominik Łada

MacUser od 2001 roku, rowery, fotografia i dobra kuchnia. Redaktor naczelny iMagazine - @dominiklada

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .