∞ Dyskusja o Adobe na Mac vs. PC
W zeszłym tygodniu poruszyliśmy kwestie stabilności i kompatybilności pakietu Adobe CS pod Mac i Windows z Rafałem z Foxrabbit. Wspominałem zresztą o tym w ostatnim odcinku Nadgryzionych. Słuchacz Paweł podjął temat, który wydaje się być interesujący, więc za zgodę zainteresowanych pozwolę sobie wkleić nasze treść maili — może ktoś będzie miał coś ciekawego do dodania od siebie.
Paweł pisze …
Nie zgadzam się z wygłoszoną opinią, że jeśli programy Adobe, to PC. Jako osoba stosunkowo nie dawno switchująca się mam możliwość porównania wersji InDesigna na obu platformach i nie widzę wielkich różnic, baaa powiedziałbym, że nawet na macu jest ciut stabilniejsza – w przypadku pc, średnio co 4-6 godzin muszę robić restart programu, który mocno zwalnia, a często po prostu się wywala, czego nie obserwuje.
Być może opinia wypowiedziana przez człowieka z Fox Rabbit opierała się na porównaniu różnych wersji językowych, gdzie polskie wersje językowe są tragicznie. Ewidentnie widać różnice w stabilności i szybkości. Bugów można jeszcze wymienić parę, np. w Photoshopie, np. filtr Reduce Noise nie ma polskiego okna dialogowego z ustawieniami. Podobnie było z Dust&Scratches, w którym ten defekt naprawione po 4 czy 5 wersjach.
Jak pod koniec biografii Steva zauważono – firma Adobe jest teraz kierowana przez handlowców, co wpływa na jakość ich produktu. Pracując zarobkowo od 1997 na pc, macach, korzystając z oprogramowania różnych firm, bez mrugnięcia okiem mogę stwierdzić, że firma Adobe i jej produkty, już od dawna dryfuje w kierunku produktów Corela – co chwila nowa wersja, dużo wodotrysków, coraz gorsza funkcjonalność i stabilność. Najlepiej to widać po Lightroomie, który wg. przegrywa przy obsłudze dużych bibliotek zdjęć z Aperture, a jeśli chodzi o narzędzia do edycji i jakość wywoływanych RAWów przegrywa od dawna praktycznie na całej linii z DxO Optics, a wersja 3 ledwo go zbliżyła.
Co do samego używania maców do zastosowań PRO, niestety to akurat zaczyna się robić prawda, ale to akurat wynik olewania tego segmentu przez samo Apple – skasowanie serwerów, brak aktualizacji linii Mac Pro oraz pogłoski o jej skasowaniu…
Rafał odpowiada …
Cześć,
przede wszystkim, jak sam wiesz, to śliski temat. Jestem na 100% pewien, że wywoła żywiołowe reakcje i kolejną świętą wojnę. Poza tym problem nie dotyczy tylko Adobe. Dlatego głos zabiorę w nieco szerszym ujęciu:
wyłącznie na Macach pracuję od 2006 r. Używam ich zarówno w domu jak i w pracy. W domu wiadomo – obsługa wszystkiego co elektroniczne odbywa się via urządzenia Appla – i jest to doskonałe rozwiązanie. Cała rodzina przekonała się do tych rozwiązań, wygoda korzystania jest ogromna i bardzo to doceniam. W pracy jednak (wydawnictwo i studio graficzno-fotograficzne) od zawsze mieliśmy środowisko mieszane: pecetowo-macowe. Mimo pozornie zgodnej współpracy, wymiany plików między platformami, itd. problemy były i są do dzisiaj. Ba, dzisiaj powoli dochodzę do wniosku, że ilość drobnych niedogodności przy pracy na tyle mocno ogranicza moją produktywność, że mocno zastanawiam się nad przesiadką na peceta. Zaznaczam – to tylko moje zdanie – bo od razu słyszę mniej więcej taki krzyk i lament za uszami: „nie podoba się, niech spada”. No właśnie chyba tak zrobię i Mac w pracy będzie służył do obróbki zdjęć. Oczywiście dla pracującego samodzielnie freelancera komputery Appla to pewnie świetne rozwiązanie. Ale w warunkach w jakich ja pracuję, już bym się zastanowił. I nie chodzi tylko o oprogramowanie Adobe. Wymienię parę niedogodności:
- w domu korzystam z Liona, w pracy wciąż Leopard (nie Snow). Dlaczego? Upośledzone funkcje drukowania i obsługa post scriptu. Dlaczego Apple odciął mnie od tej funkcjonalności? Leopard był ostatnim systemem, który ma to czego potrzebuję do pracy.
- praca w sieci – gubienie plików i zrywanie połączenia sieciowego wewnątrz grupy roboczej – ten problem istnieje od Panthery, a pewnie wcześniej i do dzisiaj nie został rozwiązany. I nie chodzi mi tu o sieć złożoną z dwóch czy trzech komputerów, ale o 12 stanowiskową (mieszaną) + dyski NAS + zewnętrzne drukarki i plotery.
- współpraca z MS Office – czy się komuś podoba czy nie – jest to standard. Nawet wersja 2011 nie daje rady przy zaawansowanej obsłudze np. Worda – zapuszczanie makr, obsługa GREPU, czyszczenie tekstu do składu przed wlaniem do InDesigna – na Macu? No niestety, nie da rady. I ja wiem, że być może to wina MS, ale proszę mi wybaczyć, co mnie to obchodzi? To upośledza środowisko produkcyjne w jakim się poruszam w pracy.
- Finder – brak możliwości wklejenia ścieżki dostępu do pliku nie tylko w sieci, ale nawet na własnym komputerze – np. w celu wysłania Skypem pracownikowi, żeby nie musiał szukać teczki.
- Adobe – nigdy nie korzystałem z wersji z polskim interfejsem, więc tu nie mam pojęcia jak to wygląda.
InDesign – u Pawła wszystko działa – świetnie. U mnie wywala się bardzo często (pracuję tylko na plikach po sieci) na MacuPro ośmiordzeniowym z 16 GB ramu. Często to znaczy kilka razy dziennie. Czyja to wina? Nie wiem. U kolegów pracujących na pc – działa. Kolejna kwestia – skróty z klawiatury – np. komenda alt+0215 na pc daje taki znak: ×, na macu aby otrzymać to samo trzeba albo wejść do palety glifów albo wejść w okno podglądu znaków, przewinąć się do symboli matematycznych i odszukać ów znak – trochę długa ta operacja jak na skrót prawda?
Illustrator – nie narzekam – działa, funkcjonalność taka sama jak na pc.
Photoshop – j.w.
Lightroom – tu o dziwo złego słowa nie powiem. Mam kilka sporych bibliotek foto i mimo dosyć zaawansowanych działań na rawach program NIGDY mi się nie wysypał – tu przyznam, nie korzystałem z wersji pc, więc nie mam porównania. Natomiast zarówno Lightroom jak i przywołany Aperture (którego filozofia działania nie podoba mi się po prostu) to w środowisku profesjonalnych fotografów (przynajmniej tych z którymi miałem okazję rozmawiać) programy traktowane jak nieco bardziej zaawansowane zabaweczki. To może skrajna opinia, ale podobno nic nie może się równać z Capture One, z którego niestety nie korzystałem. Ale i nie miałem potrzeby, bo na moje potrzeby LR jest ok.
Podsumowując – tak jestem w rozterce. Bardzo lubię maki. I na pewno z nich nie zrezygnuję zupełnie, ale niestety do pracy zarobkowej następnym komputerem jaki wybiorę będzie pecet. Ilość, mimo wszystko drobnych, ale irytujących błędów i niedogodności na Macintoshu w moim przypadku osiągnęła punkt krytyczny.
Acha, to wyłącznie moje zdanie. Nie zamierzam z nikim polemizować i wdawać się w jakiekolwiek dywagacje. Dyskusja o wyższości maca nad pecetem i odwrotnie jest całkowicie poza mną. Więc pozwólcie, że w tej dyskusji więcej głosu nie będę zabierał.
Paweł ripostuje …
Cześć,
przede wszystkim, jak sam wiesz, to śliski temat. Jestem na 100% pewien, że wywoła żywiołowe reakcje i kolejną świętą wojnę. Poza tym problem nie dotyczy tylko Adobe. Dlatego głos zabiorę w nieco szerszym ujęciu:
Ok, tyle że ja się odnosiłem do samej wypowiedzi o craszach indyka na macu.
wyłącznie na Macach pracuję od 2006 r. Używam ich zarówno w domu jak i w pracy. W domu wiadomo – obsługa wszystkiego co elektroniczne odbywa się via urządzenia Appla – i jest to doskonałe rozwiązanie. Cała rodzina przekonała się do tych rozwiązań, wygoda korzystania jest ogromna i bardzo to doceniam. W pracy jednak (wydawnictwo i studio graficzno-fotograficzne) od zawsze mieliśmy środowisko mieszane: pecetowo-macowe. Mimo pozornie zgodnej współpracy, wymiany plików między platformami, itd. problemy były i są do dzisiaj. Ba, dzisiaj powoli dochodzę do wniosku, że ilość drobnych niedogodności przy pracy na tyle mocno ogranicza moją produktywność, że mocno zastanawiam się nad przesiadką na peceta. Zaznaczam – to tylko moje zdanie – bo od razu słyszę mniej więcej taki krzyk i lament za uszami: „nie podoba się, niech spada”. No właśnie chyba tak zrobię i Mac w pracy będzie służył do obróbki zdjęć. Oczywiście dla pracującego samodzielnie freelancera komputery Appla to pewnie świetne rozwiązanie. Ale w warunkach w jakich ja pracuję, już bym się zastanowił. I nie chodzi tylko o oprogramowanie Adobe. Wymienię parę niedogodności:
- w domu korzystam z Liona, w pracy wciąż Leopard (nie Snow). Dlaczego? Upośledzone funkcje drukowania i obsługa post scriptu. Dlaczego Apple odciął mnie od tej funkcjonalności? Leopard był ostatnim systemem, który ma to czego potrzebuję do pracy.
- praca w sieci – gubienie plików i zrywanie połączenia sieciowego wewnątrz grupy roboczej – ten problem istnieje od Panthery, a pewnie wcześniej i do dzisiaj nie został rozwiązany. I nie chodzi mi tu o sieć złożoną z dwóch czy trzech komputerów, ale o 12 stanowiskową (mieszaną) + dyski NAS + zewnętrzne drukarki i plotery.
Ale ja wcale nie twierdzę, że Mac jest jedynie właściwym rozwiązaniem – czasy kiedy power maci z quarkiem miały za konkurencję win95 z pagemakerem lub corelem już dawno minęły.
Może za mało dobitnie się wyraziłem – sam uważam, że Apple oddaje ten segment rynku bez walki, jak wspomniałem przez olewanie gałęzi sprzętu dla rynku pro i tak jak słusznie zauważyłeś przez kierunek rozwoju OS Xa.
3. współpraca z MS Office – czy się komuś podoba czy nie – jest to standard. Nawet wersja 2011 nie daje rady przy zaawansowanej obsłudze np. Worda – zapuszczanie makr, obsługa GREPU, czyszczenie tekstu do składu przed wlaniem do InDesigna – na Macu? No niestety, nie da rady. I ja wiem, że być może to wina MS, ale proszę mi wybaczyć, co mnie to obchodzi? To upośledza środowisko produkcyjne w jakim się poruszam w pracy.
Tutaj akurat trudno podjąć mi jakąkolwiek polemikę – akurat wielostronicowe teksty dostaje już poczyszczone, gotowe do wlania. Samego GREPU akurat też rzadko muszę używać – na tyle rzadko, że nie widzę różnic.
InDesign – u Pawła wszystko działa – świetnie. U mnie wywala się bardzo często (pracuję tylko na plikach po sieci) na MacuPro ośmiordzeniowym z 16 GB ramu. Często to znaczy kilka razy dziennie. Czyja to wina? Nie wiem. U kolegów pracujących na pc – działa.
Jak pisałem we wcześniejszym mailu – ja nie widzę problemu – pracuje na dwóch komputerach, pc i mac, o podobnych parametrach i o wiele stabilniejsza jest wersja na macu, co nie znaczy że jakoś powala. A co do pracy z pecetowym indykiem w sieci – tu wcale nie jest lepiej. Baaa sam mogę podać przykład jednego z wrocławskich wydawnictw, w którym zaczęto zapisywać dokumenty InDesigna na dyskach lokalnych.
Ja powiem tak – akurat kończę testowanie triala nowego Quarka i mimo, że ostatnio wydałem nie mało pieniędzy na Design Premium na jedno stanowisko i upgrade na dwóch innych, zaczynam myśleć o dokupieniu 3 Quarków.
Kolejna kwestia – skróty z klawiatury – np. komenda alt+0215 na pc daje taki znak: ×, na macu aby otrzymać to samo trzeba albo wejść do palety glifów albo wejść w okno podglądu znaków, przewinąć się do symboli matematycznych i odszukać ów znak – trochę długa ta operacja jak na skrót prawda?
Ale ja naprawdę nie chciałem bronić na siłę Apple’a. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń tego systemu. Moja wypowiedź dotyczyła tylko i wyłącznie produktów Adobe, które MOIM zdaniem są po prostu coraz gorsze i platforma nie ma tu znaczenia.
Illustrator – nie narzekam – działa, funkcjonalność taka sama jak na pc.
Ja też, aczkolwiek przy dużych plikach zawierających bitmapy, mam wrażenie, że ciut lepiej działa odświeżanie obrazu, ale to bardzo subiektywna opinia.
Photoshop – j.w.
A tutaj się nie zgodzę. Przy dużej ilości otwartych zdjęć lub paru większych, na pc miewam spore problemy, mimo włączonej obsługi OpenGLa i o niebo lepszej karty graficznej.
Lightroom – tu o dziwo złego słowa nie powiem. Mam kilka sporych bibliotek foto i mimo dosyć zaawansowanych działań na rawach program NIGDY mi się nie wysypał – tu przyznam, nie korzystałem z wersji pc,
No mi też nie, ale po prostu czasami przestoje są mocno irytujące przy dużej bibliotece zdjęć
więc nie mam porównania. Natomiast zarówno Lightroom jak i przywołany Aperture (którego filozofia działania nie podoba mi się po prostu) to w środowisku profesjonalnych fotografów (przynajmniej tych z którymi miałem okazję rozmawiać) programy traktowane jak nieco bardziej zaawansowane zabaweczki. To może skrajna opinia, ale podobno nic nie może się równać z Capture One, z którego niestety nie korzystałem. Ale i nie miałem potrzeby, bo na moje potrzeby LR jest ok.
Ok. Kumam. Może akurat jestem tutaj lekko spaczony – dla jednego z pism o fotografii w wolnych chwilach robię testy i porównania tego typu programów, trochę tych programów już się przez moje łapy przewinęło i w mojej opinii LR po prostu jest średniakiem, a biorąc pod uwagę jego cenę, jedną z najwyższych na rynku, to kupowanie go (wg. mnie) to nieporozumienie.
Podsumowując – tak jestem w rozterce. Bardzo lubię maki. I na pewno z nich nie zrezygnuję zupełnie, ale niestety do pracy zarobkowej następnym komputerem jaki wybiorę będzie pecet.
A tutaj Cię zaskoczę, bo w przyszłym roku, będę musiał zatrudnić 2, może 3 osoby, postawić im sprzęt do pracy i też się schylam ku pecetom.
Ilość, mimo wszystko drobnych, ale irytujących błędów i niedogodności na Macintoshu w moim przypadku osiągnęła punkt krytyczny. Acha, to wyłącznie moje zdanie. Nie zamierzam z nikim polemizować i wdawać się w jakiekolwiek dywagacje. Dyskusja o wyższości maca nad pecetem i odwrotnie jest całkowicie poza mną. Więc pozwólcie, że w tej dyskusji więcej głosu nie będę zabierał.
Spoko, rozumiem. Gwoli wyjaśnienia, ja też wcale nie zamierzam dyskutować na temat wyższości Świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Mój komentarz, być może opacznie zrozumiałeś, wcale nie tyczył tego, ale samych produktów Adobe, nie zależnie od platformy.
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru.
Od siebie jeszcze dodam, że denerwuje mnie olewanie przez Adobe Apple’owego HIG oraz funkcjonalności dostępnej chociażby pod Lionem. Gdybym mógł się przesiąść na konkurencyjne produkty, to zrobiłbym to bez wahania.