∞ iPhone bez dostępu do sieci
Od paru dni mam wątpliwą przyjemność korzystania z iPhone w warunkach ekstremalnych. Czyli bez dostępu do sieci poza hotspotami. Roaming kosztuje, a płacenie kilkanaście złotych za każdą rozpoczętą sesję z internetem wydaje się być bez sensu. W każdym razie mam okazję zobaczyć jak zachowuje się bateria bez tych ciągłych powiadomień, błysków, bipnięć, tiknięć i wibracji. Przy okazji jest to świetne porównanie do iPhone 4 mojej mamy, dla której służy tylko jako telefon i aparat.
Na wstępie podpowiem, że temperatury, w których przebywam, są znacznie niższe od typowych, w tym domowych. 4S-ka w zasadzie cały czas znajduje się w kieszenie przy sercu i służy przede wszystkim do robienia zdjęć. Wspomniane temperatury, skaczące pomiędzy -12, a 6 stopni Celsjusza, niewątpliwie skracają dzienną porcję energii jaką jest w stanie dostarczyć wbudowany akumulator. Pomimo tego, jeśli rzeczywiście nie korzystam z dostępu do netu, na koniec dnia wskaźnik oscyluje w rejonie 70-80%. Przypominam: wykorzystanie ogranicza się do SMSów, dzwonienia, robienia zdjęć i kręcenia video. To są bardzo zbliżone wartości do iPhone’a 4, wykorzystywanego w niemalże identyczny sposob, poza kręceniem filmów.
Ciekawostką jest oleofobiczne pokrycie iPhone’a 4S względem poprzednika. Dotychczas kilkukrotnie, każdego dnia, przejeżdżałem telefonem po spodniach lub koszulce, aby wyczyścić ekran. Nie robię tego już. Wystarczy włożyć go do kieszeni, aby sam się „domył”. Nie wiem czy pokrycie ekranu czymś się różni względem modelu 4, ale znacznie łatwiej utrzymać go w czystości. Jeść może z niego nie będę, ale …
Smacznego!