Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Cała Muzyka – 2012/02

Cała Muzyka – 2012/02

Norbert Cała
norbertcala
5
Dodane: 13 lat temu

Felieton Jarosława & Norberta Cała

Lana Del Rey – Born To Die

Norbert Cała
Cena: 9,99 Euro

Zjawiskowo piękna piosenkarka o ustach, od których nie można oderwać wzroku, ukrywająca się pod pseudonimem Lana Del Rey (podobno pochodzi od wyjątkowo brzydkiego samochodu Ford Del Rey) zaistniała 19 sierpnia zeszłego roku. Tego dnia umieściła w serwisie YouTube podobno amatorsko wykonany teledysk do piosenki „Video Games”. Początkowo nikt o piosenkarce nic nie wiedział, a ona budowała swoją historię biednej, mieszkającej w przyczepie dziewczyny, której nie stać było na jedzenie, a marzyła tylko o śpiewaniu. Patrząc na jej słodką twarz i niewinne spojrzenie, nie można było jej nie wierzyć. Szczególnie, że z ust wydobywał się potężny i niebanalny głos. Wyświetleń teledysku przybywało w ogromnym tempie (do dziś ponad 24 miliony), a prawda o Lenie wychodziła na światło dziennie. Okazało się, że jej ojciec jest milionerem, a teledysk to dobrze zaplanowana przez speców od PR akcja. To jednak nie było w stanie zatrzymać już szału na „Lene”, jej nadchodząca płyta, „Born To Die”, została okrzyknięta najbardziej oczekiwaną płytą w 2012 roku. Równie niecierpliwie czekałem na nią ja, nawet dokonałem w iTunes Store zakupu preorderu, a oczekiwanie wypełniałem sobie słuchaniem na przemian dwóch singli, czyli właśnie „Video Games” oraz „Born to Die”, zakochując się w głosie wokalistki coraz bardziej. Cała płyta okazała się utrzymana w podobnych klimatach jak dwa pierwsze single. Lena śpiewa raczej nostalgiczne, a momentami nawet depresyjne utwory osadzone trochę w retro klimatach przełomu amerykańskich lat 60. Ciężko zakwalifikować styl muzyczny tej płyty. Jest to mieszanka popu, R’n’B i chyba najlepiej oddaje go kategoria w iTunes, czyli Alternative. Bardzo mało na niej instrumentów, a w każdym utworze na plan pierwszy wychodzi głos wokalistki. Mimo że płytę można przesłuchać od pierwszego bajta danych do ostatniego, to jednak nie sposób odnieść wrażenia, że najlepsze utwory, to właśnie dwa wspomniane wcześniej single. Choć po kilku przesłuchaniach może przyjść refleksja, że najlepszy utwór to wnoszący odrobine optymistycznej nuty “Radio”, dzięki niemu nie chce nam się już pociąć.

Gienek Loska Band – Hazardzista

Jarosław Cała
Cena: 7,99 Euro

Uliczny grajek, który przywędrował do Polski z Białorusi, bez problemu zdobył serca Polaków i wygrał pierwszą edycję programu X-Factor. Bez problemu, bo My Polacy kochamy takie historie, jaką zafundował nam Gienek. Skromny, niebywale utalentowany człowiek ulicy, którego nie obchodzą salony, tylko muzyka grana prosto z serca. Jego wizerunek zmęczonego życiem muzyka, nie przejmującego się ubiorem i ułożeniem włosów, nie do końca pasował do programu dużej TV, którą oglądają miliony. Jednak to była dla niego jedyna szansa, aby zaistnieć w polskiej branży muzycznej, więc musiał zacisnąć mocno zęby i jakoś przeboleć ten cały telewizyjny cyrk. Udało się i Gienek wygrał, a wygraną między innymi było coś, co dla niego miało największe znaczenie, czyli kontrakt płytowy. Dzięki temu możemy posłuchać 12 kompozycji, co daje nam 50 minut bardzo dobrej muzyki. Czegoś, czego nasza scena nie miała od dawna, a tak bardzo tego potrzebowała. Mówię tu o blues-rocku, w którym dawniej byliśmy „mistrzami świata”, ale z biegiem lat jakoś ten gatunek powoli podumierał. Już od pierwszego utworu pachnie Niemenem oraz Ryśkiem Riedlem z Dżemu, a to chyba najlepszy komplement, jakiego można użyć. Czuć niezwykłą moc głosu, jaką posiada Gienek, a przy tym tą wolność, jaka towarzyszyła beztroskim latom 70. Do współpracy artysta zaprosił swoją sprawdzoną świtę muzyków, z którą wcześniej nagrywał pod nazwą Seven B i dlatego do swego nazwiska dopisał Band. To był dobry pomysł, bo jego ludzie nie zawiedli i zagrali perfekcyjnie, co w połączeniu z wokalem Gienka brzmi fantastycznie. Album oparty jest rzecz jasna o klasyczną gitarę, jednak są też takie smaczki jak harmonijka, która podkręca fajny bluesowy klimat. Momentami wręcz strona muzyczna podoba mi się bardziej od samego mistrza ceremonii. Sam „mistrz” w porównaniu do występów na żywo, dla masy ludzi przed telewizorami, gdzie czasami nie do końca mógł się odnaleźć, w studio wypada o niebo lepiej. Być może w przyszłości będziemy słuchali takiego utworu jak „Dusza” z tym samym zachwytem, z którym słuchamy teraz „Dziwny jest ten świat” bądź „Whisky”.

Norbert Cała

Jedno słowo - Geek.

norbertcala
Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 5