Cała Muzyka – 2012/03
Felieton Jarosława & Norberta Cała
Ludovic Bource – The Artist (Original Montion Picture Soundtrack)
Cena: 9,99 Euro
Ciężko w to uwierzyć, ale w czasach, gddy technologia używana w kinie potrafi pokazać nam film w trójwymiarze, a dźwięk – dzięki coraz to lepszym systemom otacza nas dookoła – nagle furorę robi niemy obraz francuskiego reżysera Michela Hazanaviciusa. Piszę ten tekst dzień po rozdaniu Oscarów, najbardziej prestiżowych, a zarazem najbardziej komercyjnych nagród filmowych, które w tym roku „Artysta”, mówiąc kolokwialnie, ogarnął.
Co najlepsze, nikogo ta wiadomość nie zdziwiła, bo był murowanym faworytem, a jedyną niewiadomą była liczba statuetek, jakie zgarnie ten niemy i czarno-biały film. Ostatecznie skończyło się na pięciu, czyli dokładnie tylu, do ilu był nominowany. Jedną z nich była nagroda za ścieżkę dźwiękową, którą teraz w skrócie opiszę.
Muzyka filmowa, bo o niej mowa, tak naprawdę zaczęła się właśnie od kina niemego i odgrywała w nim olbrzymią rolę, dlatego właśnie w tej kategorii niemal pewny sukcesu mógł być Ludovic Bource. Ten francuski kompozytor dotychczas mało miał wspólnego z tego rodzaju kompozycjami, a muzyka do kina niemego to niezwykle ciężki kawałek chleba. Z jednej strony musi być wyjątkowa i wyrazista, bo są to jedyne dźwięki słyszalne dla widza, a z drugiej strony nie może przyćmić samego dzieła. Ma być tylko – a może aż – jego uzupełnieniem. Dokładnie tak jest w tym przypadku, szaleństwo dźwięków, jakie zafundował nam kompozytor przenosi słuchacza w odległe czasy dwudzieste i gdyby nie dobra jakość nagrań, każdy byłby niemal pewny, że w tamtych czasach zostały nagrane. Pełno w niej smyczków i instrumentów dętych, którym towarzyszy klasyczny fortepian. Czasami muzyka jest bardzo spokojna i kojąca, a czasami niesamowicie porywająca. Taka właśnie powinna być muzyka filmowa i to niezależnie od czasów. Ludovic Bource stworzył piękny muzyczny obraz do filmu bez żadnych słów i dialogów, jednak tego obrazu świetnie się słucha, również bez oglądania projekcji. To, co zobaczyłem i usłyszałem przypomina mi trudne pytanie, nad którym pewnie wielu z Was często się zastanawiało. Gdybyście mieli wybierać między zmysłem słuchu a zmysłem wzroku to, co byście wybrali ? Ja najprawdopodobniej wybrałbym słuch, a Wy?
Common – The Dreamer The Believer
Cena 10,99 Euro
Bardzo często, przy okazji wybierania płyty do kolejnego numeru iMaga przeżywam rozczarowanie, ponieważ album, który strasznie mi się podoba nie widnieje w polskim iTunes Store. Pewnie i Wy nie raz spotkaliście się z takim irytującym problem, który bez wątpienia jest największym minusem polskiego sklepu. Album Common’a pojawił się na rynku w połowie grudnia i był cudownym zamknięciem niezłego roku czarnej muzyki. Chciałem opisać tę płytę już pierwszego dnia po przesłuchaniu, ale niestety natrafiłem na problem, który przed chwilą opisywałem. Sprawdzając codziennie Store w końcu zobaczyłem „The Dreamer The Believer” w opcji pre-orderu i klasnąłem uszami robiąc dwa salta do tyłu ze szczęścia. To przepiękny materiał od pierwszego numeru po ostatni nagrany na nim dźwięk. Do produkcji 9 longplaya raper z Chicago zaprosił swojego starego dobrego kompana „No I.D”, z którego usług korzystał w złotych dla rapu latach 90. Producent zrobił tzw. mistrzostwo świata i muzyka jest bardzo mocną stroną tego albumu, a sam tytuł idealnie pasuje do tego, co na niej usłyszymy. Już pierwszy utwór „The dreamer” przenosi nas w chmury, gdzie zapadamy w spokojny i delikatny sen. Jednak to nie trwa długo, bo chwilę później w „Ghetto Dreams” robi się burzliwy i nerwowy. Kolejne etapy snu to ciąg dalszy sinusoidy muzycznej i podniebnych dokonań Common’a, sprawdzającego się na takich bitach wręcz idealnie. Nieprzeciętny flow oraz trafne teksty z wiekiem nie tracą na wartości i umacniają jego pozycję na liście moich ulubionych artystów. Wizerunek Common’a w grzecznym kaszkiecie od zawsze kojarzony jest z hip-hopowymi balladami o miłości i w tym materiale oczywiście takich tekstów nie brakuje. Jednak w numerze „Sweet”, ten grzeczny kaszkiet wylądował gdzieś głęboko w szafie, gdzie raper odnalazł klasyczną czapkę z daszkiem, z którą wszedł do studia z mocnym wersem na początek „ How can I say this, fu** it I’m the greatest”. Myślę, że ten wers to najlepsze zakończenie tego tekstu.