Find my iPhone. (Wycinek z pamiętnika)
Krzysztof, nasz czytelnik mieszkający w Australii podesłał nam bardzo ciekawą historię, którą przeżył podczas pobytu z rodziną na wakacjach.
16 września 2013, godzina 14-ta, Hawaje, USA
Siedzimy w autobusie numer 19. Żona, moje córki (7- i 3-letnia), i ja. Właśnie wyszliśmy z Waikiki Aquarium i jedziemy do centrum handlowego Ala Moana. Autobus jest w miarę pusty. Nagle zdaję sobie sprawę, że nie mam plecaka na plecach. Spoglądam pod siedzenie, na siedzenie obok. Robi mi się niedobrze. O kurde, iPady. Otóż w plecaku trzymałem iPady córek, mini i 2-kę. Ale jak? Kiedy? Z takimi rzeczami jestem bardzo ostrożny i nie mogę pojąć jak plecak, którego NIGDY nie zdejmuję poprostu zniknął. Po kilku sekundach szybkiego rozpoznania mówię żonie, aby pojechała z córkami i czekali na mnie w Ala Moana i dosłownie wyskakuję z pojazdu. Szybki sprint do przystanku, na którym czekaliśmy na autobus, a potem do Waikiki Aquarium. Nie ma plecaka (ani jego cennej zawartości). Fak. Pokonany, wsiadam do autobusu numer 19. W Ala Moana czekają na mnie żona i dzieci. Rozpacz. Dzwonię do centrali komunikacji miejskiej (korzystając z budki telefonicznej po raz pierwszy w tym tysiącleciu) i podaję opis plecaka miłej pani z odziału Lost & Found. Mówi mi “Good luck”. Dziękuję.
Nagle przypominam sobie, że na jednym z iPadów (na 2-ce) mam zainstalowane Find my iPhone. W Ala Moana jest darmowe wifi, więc odpalam Find my iPhone na swoim iPhonie i szukam. Niestety, iPad nie podłączony do sieci, więc lipa. Mogę go zablokować, wymazać, nic więcej. Próbuję jeszcze raz, drugi, trzeci, czterdziesty, i nagle… Jest!. Zielona kropka. Located 30 seconds ago. Cyk, cyk, screenshot zapamiętany.
Ale gdzie to? Ani to blisko Waikiki Aquarium, ani to przy trasie autobusu numer 19. A i od centrum Ala Moana spory kawałek drogi. Całuję żonę i wsiadam do pierwszej taksówki pod ręką. Pokazuję kierowcy screenshota na iPhonie i mówię mu “Tu! Gazu proszę”. Mija dziesięć minut i stoję przed McDonaldem o $50 biedniejszy (niech mi nikt nie mówi, że nie daję dobrych napiwków). Wchodzę do środka. Parę ludzi tu, parę tam, ale nikogo z moim plecakiem nie widzę. Znowu łączę się (tym razem McDonaldowym) darmowym wifi. Odpalam Find my iPhone i… no żesz nie wierzę. Czarny ekran. Bateria padła. Pytam się więc wokół, czy ktoś nie widział kogoś z iPadem z różowym lub czerwonym pokrowcem. “Był tu przed chwilą ktoś taki” mówi gość siedzący w rogu. Ma na imię Richie – podaje mi opis delikwenta: “Ogromne afro, szara koszulka, czarne spodnie”. No to lecę. Ale dokąd?
Przed siebie! Po prostu biegnę. Napotykam sklepik naprawiający komórki. Pytam sprzedawcę, czy sprzedaje kabelki Lightning. Spoko gość (którego imienia już niestety nie pamiętam) pozwala mi naładować komórkę za friko, a nawet podłączyć się do jego sieci wifi. Po ożywieniu się iPhone’a odpalam raz jeszcze Find my iPhone. Mam Cię gówniarzu i to tuż za rogiem na dodatek.
Po minucie stoję przed budynkiem wcześniej oznaczonym zieloną kropką. Kolor aqua. Trzy piętra. Wejścia do mieszkań od zewnątrz. Taki jakby motel. Dwadzieścia mieszkań, może trzydzieści. Gdzie jesteś dupku? Zaginiony iPad to model wifi (bez 3G/LTE) więc musi być podłączony do sieci wifi. Sprawdzam na iPhonie dostępne sieci wifi – jest jedna. Tylko jedna! Chodząc wzdłuż i wszerz namierzam sześć mieszkań z najsilniejszym (trzy-kreskowym) sygnałem, w których najprawdopodobniej znajduje się iPad (a mam nadzieję, że oba). Chowam się w takim miejscu skąd mam dobry widok na wejścia do tych sześciu mieszkań. I czekam.
Mijają dwie godziny, może więcej (nie mam jak sprawdzić ponieważ bateria w iPhonie znowu się wyczerpała). Nagle z jednego z mieszkań wyszedł młodzian o ogromnym afro, szarej podkoszulce, i czarnych spodniach… na fajkę. Gdy ją wypalił wszedł z powrotem do siebie.
Zdaję sobie nagle sprawę, że stoję jakieś dwadzieścia metrów od iPadów moich córek. Ale mam tremę. Cenię swoje życie, i po takim szczęśliwym zbiegu wydarzeń po raz pierwszy myślę o zrezygnowaniu. Przez godzinę się nie ruszam. Zbieram odwagę.
W końcu idę. Pukam do drzwi. Krew szumi mi w uszach. Drzwi uchyliły się, a za nimi Afroboy. Wytrzeszczył gały i trzasnął drzwiami. Poznał mnie. A to znaczy, że wie do kogo iPady należą. Nie “znalazł” plecaka. Pukam więc i pukam. Po minucie drzwi się znowu otwierają. Tym razem stoi w nich starszy facet i pyta: “Co się do cholery dzieje?”. Obok faceta na podłodze w przedpokoju leży mój plecak. Biorę głęboki oddech i wyjaśniam mu, że chcę odebrać iPady moich córek od chłopca który mieszka w tym mieszkaniu. Facet przywoływuje syna, ale ten zaprzecza, że nie ma owych iPadów. To ja pokazuję palcem plecak i tłumaczę, że to mój, i że w nim były iPady. Ojciec, nie głupi, grubym i groźnym głosem mówi “synu, oddaj”. I syn oddał. Okazuję się, że to nie pierwszy taki numer Afroboy’a. Wziąłem iPady, wziąłem plecak, i wyszedłem. Czym prędzej. Podejrzewam że Afroboy dostał porządne lanie od ojca. Oj, oj, oj.
Wracam do swojego hotelu taksówką. Nigdy nie widziałem takich uśmiechów jakimi witają mnie córeczki. iPad 2-ka – bez skazy. iPad mini – nowa tapeta (słitfocia Afroboy’a) oraz kod blokady. Trzeba będzie wybrać się do Apple Store (w Ala Moana) aby go zrestore’ować. Pojedziemy jutro. Autobusem numer 19.
Komentarze: 9
Super historia. Brakowało wybuchów, pościgów i seksu ale dobrze się czytało. Czekam teraz na podobny test usługi “Find my Android” :P
Po przeczytaniu tego od razu pobrałem to na mojego iPhone :D
Ech, przydały by się dwa słowa wyjaśnienia. 1. Nie musisz instalować Find my iPhone, by go namierzyć – wystarczy zarejestrować urządzenie na swoim koncie Apple ID. Nie trzeba mieć innego iUrządzenia, żeby je namierzyć – wystarczy dowolny komputer z przeglądarką internetową – wchodzimy na icloud.com i voilà. Jednego iPhona już odzyskiwałem w ten sposób, ale ja w tym celu o pomoc poprosiłem Policję, a miłośnik cudzej własności ma sprawę w sądzie.
Mieszkańcy Australii mają jeszcze jeden wybór. iZabawka może eksplodować od tak…
Zawsze mógłby odwdzięczyć się złodziejowi a narzędzie sądu zamienić na nowe w Apple Store.
Zieeeeewwww…
Sorry nic nie poradzę że pracujesz po nocy i o 8 chce ci się spać.
Niezła historia, gratulacje że odzyskałeś swoje iPady! ;)
No kolega mógł przeżyć przygodę życia niczym Indiana Jones ;) Taki stres i poszukiwania – kurde ciężko to sobie wyobrazić;