Recenzja Garmin Vivofit
Moim pierwszym urządzeniem do lifeloggingu był Jawbone UP, który się po ponad pół roku zepsuł. Apple bez żadnych problemów oddał mi jednak pieniądze. Czytelnik postanowił mi chwilę później zrobić prezent i przywiózł UP24 z USA – dzisiaj są już dostępne w Polsce. Korzystam z niego nieprzerwanie od połowy grudnia i po ośmiu miesiącach nadal działa. W tym czasie miałem w testach różne FitBity i podobne urządzenia, które robiły na mnie mniejsze lub większe wrażenie – jeśli interesuje Was ten temat, to gorąco zapraszam do specjalnego dodatku do iMagazine – Lifelogging, który znajdziecie jako osobne wydanie w naszej aplikacji. Jest też dostępny na stronie WWW iMaga.
Bardzo ważnym aspektem opasek mierzących nasze codzienne życie jest aplikacja, z którą współpracują. Jawbone niedawno swoją zaktualizował do wersji 3.0 i trafił tym samym w dziesiątkę, poprawiając to, co najbardziej kulało – wprowadzanie naszych codziennych posiłków i napojów. Niestety, programy innych producentów albo nie są tak atrakcyjne, albo nie oferują wszystkiego co Up.app. Szkoda, bo to właśnie przez program prowadzimy komunikację z urządzeniem na ręce i jego UI to jeden z najważniejszych elementów całej tej układanki. Kolejną kwestią jest otwarte API, dzięki któremu możemy łączyć się z innymi sprzętami lub korzystać z różnych aplikacji. Bardzo istotne jest dla mnie wsparcie dla mojej bezprzewodowej wagi Withings, której aplikacji nie uruchamiałem od nowości – wszystko synchronizuje się ze wspomnianym programem Up.
Niedawno do testów przyjechał Garmin Vivofit – urządzenie, które kilka rzeczy rozwiązuje trochę inaczej od konkurencyjnych lifeloggerów. Ma dosyć duży wyświetlacz, który może również wyświetlać godzinę lub aktualną datę, co potencjalnie czyni go również zegarkiem, oraz opaskę przypominającą ofertę FitBita. Samo urządzenie się do niej wkłada (w komplecie otrzymujemy dwie w rozmiarze S i L), a całość łatwo zapina na ręce. W pudełku również jest odbiornik ANT+ jako dongle na USB, dzięki czemu możemy synchronizować Vivofit z każdym komputerem, bez konieczności używania do tego naszego smartfona – tej funkcji nie testowałem, bo od opaski oczekuję, że mogę przeprowadzić jej synchronizację zawsze i wszędzie.
Konstrukcja
Opaskę wykonano z przyjemnej w dotyku gumy, która dostępna jest w kilku różnych kolorach: czarnym, szarym, czerwonym, morskim, niebieskim i fioletowym. Zgadnijcie, w jakim kolorze przyszła? Tak, zgadza się – tym ostatnim. Mogłem się w sumie tego spodziewać. Firmy to muszą robić celowo, abym wyglądał na ulicy jak idiota – fioletowy zdecydowanie nie jest moim kolorem i kompletnie nie pasuje do tego, co normalnie na siebie zakładam. To się zresztą potwierdziło – zaskakująco wiele osób zerkało z zaciekawieniem na mój nadgarstek, a mówiąc „z zaciekawieniem”, mam na myśli „jak na kretyna”. Na szczęście opcjonalnie można dokupić opaski w każdym kolorze, więc nawet nietrafiony prezent można uratować. Jeśli chcecie jednak takowy zrobić naszej felietonistce i korektorce, Kindze Ochendowskiej, to ślijcie jej tyle fioletowych, ile się da – cały czas się śmieje z mojej wymuszonej metroseksualności.
Vivofit jest odporny na deszcz i czas spędzony pod prysznicem, nawet długim. Typowy męski prysznic zresztą takowy powinien być – najpierw dwadzieścia minut stoimy pod strumieniem wody, zastanawiając się, jak możemy uratować świat, a następnie w pięć minut się myjemy. Zakładam więc, że opaska powinna również poprawnie działać na przykład na basenie – ostrzegam jednak, że nie weryfikowałem tego.
Ekran opaski jest lekko cofnięty względem jej powierzchni, co zapewne ma chronić go przed porysowaniem. Spodziewałem się, że pomimo tego zabiegu po miesiącu będzie wyglądał jakby połknął go lew, przeżuł porządnie jako dodatek do antylopy i następnie wypluł. Nic bardziej mylnego – Vivofit po miesiącu noszenia na ręce, bez zdejmowania, wygląda jak nowy.
Ale co on mierzy?
Opaska Garmina ma ciut większe możliwości od konkurencji. Po pierwsze i przede wszystkim mierzy nasze kroki. Ich liczba jest różna względem M7 w iPhonie 5s i Jawbone UP24, ale różnica pomiędzy nimi jest stała i powtarzalna. Nie uważam też, aby różnica paruset kroków miała jakieś szczególne znaczenie – to nie są w końcu urządzenia, które mają posiadać aptekarską precyzję.
Ciekawą funkcją jest dynamiczne wyznaczanie celu na dany dzień. Garmin monitoruje nasz ruch i na jego podstawie zachęca nas z każdym kolejnym dniem do coraz dłuższych spacerów. Na ekranie pojawia się również czerwona strzałka, która symbolizuje nasze lenistwo – im robi się dłuższa, tym dłużej spoczywamy na naszych czterech literach (oczywiście chodzi o „dłoń”) zamiast podnieść się i rozprostować nogi. Gdy wypełni cały ekran, zostaniemy porażeni prądem, aby nas zmotywować do ruchu. A przynajmniej tak być powinno, bo mi zdarza się je regularnie ignorować. Niestety. Rozwiązanie Jawbone polegające na wibrowaniu urządzenia wcale nie jest lepsze – irytowało mnie, więc je wyłączyłem.
Wyświetlacz pozwala również przełączyć się, za pomocą ukrytego obok niego przycisku, na widok pokonanego dystansu. Precyzja oczywiście kuleje i nie znalazłem możliwości kalibracji – każdy z nas ma w końcu różną długość kroku. W praktyce jednak nie ma to specjalnie sensu – różnica w jego długości pomiędzy spacerem a bieganiem jest na tyle duża, że żadna kalibracja nam nie pomoże.
Kolejnym punktem na wyświetlaczu jest prawdopodobna ilość kalorii, jaką spaliliśmy. O ile można to estymować tak, jak robią to wszelkie lifeloggery, o tyle może to być zgubne w przypadku prawdziwego wysiłku, gdzie wszystko zależy od naszego tętna… i tutaj właśnie objawia się funkcja, której nie widziałem u nikogo z konkurencji.
Garmin Vivofit posiada możliwość sparowania urządzenia po protokole ANT+ z czujnikiem naszego tętna. Sami sprzedają takowe, które powinny prawidłowo współpracować – niestety nie dostałem go w komplecie, ale można kupić go jako zestaw z opaską. Ciekawą alternatywą wydaje się być produkt Mio LINK – jest opaską na nadgarstek mierzącą nasze tętno, łączącą się z różnymi urządzeniami po Bluetooth 4.0 i ANT+.
Jest jeszcze jedna wyjątkowa cecha Vivofit, która wyróżnia ją na tle konkurencji – bateria. Urządzenie zasilane jest z popularnej „pastylki”, dzięki czemu potrafi działać do roku na jednej maleńkiej bateryjce. Jej wymiana niestety nie jest prosta, bo wiąże się z wykręceniem czterech śrubek oraz ponownym parowaniem opaski z aplikacją, ale w zamian otrzymujemy dwanaście miesięcy nieprzerwanej pracy. Niespotykane!
Jeśli tyle danych to dla Was za dużo, to śpieszę z informacją, że możemy skonfigurować, co się ma wyświetlać, a co nie, za pomocą Garmin Connect.
Sen
Opaska potrafi również mierzyć nam sen, wykrywając, ile śpimy oraz czy się w nocy poruszamy czy nie, dzieląc te informacje na sen płytki i głęboki. Niestety, to tylko tyle. Jawbone w odróżnieniu od Garmina aktywnie wykorzystuje te informacje, sugerując nam kiedy powinniśmy się położyć, aby się lepiej wyspać. Ostrzega również o tym, że brak snu powoduje chęć spożywania niezdrowych dań i słodyczy oraz wiele więcej. Garmin Connect nic takiego nie oferuje poza jedną potencjalnie ciekawą rzeczą – automatycznie śledzi nasz sen w ustawionych przez nas godzinach. Może to być przydatne, jeśli akurat zapomnimy przełączyć opaskę w tryb snu, co jest niestety niemożliwe po ciemku.
Garmin Connect
Niestety, najsłabszym punktem całości jest aplikacja służąca do obsługi Vivofit, która jest dokładnym przeciwieństwem swojej nazwy. Prosta i nudna, zupełnie mnie zniechęciła do jakiejkolwiek interakcji. Synchronizację trzeba przeprowadzać ręcznie – najpierw przełączamy Vivofit w odpowiedni tryb „Sync” przez przytrzymanie przycisku obok wyświetlacza przez kilka sekund, a następnie w programie ją wywołujemy. Plusem tego może być fakt, że oszczędzamy trochę na baterii, ale osobiście bardzo sobie cenię powiadomienia z UP24, które otrzymuję sporadycznie w ciągu dnia.
Garmin Connect nie przewiduje jednak synchronizacji danych z innymi serwisami czy aplikacjami, więc jeśli monitorujemy spożycie kalorii w innym programie, to nie spodziewajmy się, że weźmie je pod uwagę. Nie ma też możliwości przesyłania do nich danych, na przykład z wagi Withings.
Na koniec
Sprzętowo Garmin Vivofit jest mało atrakcyjną, ale funkcjonalną opaską, która wyświetla wszystkie dane na swoim wyświetlaczu. Nie posiada on co prawda podświetlenia, więc w nocy jest kompletnie nieczytelny, ale to cena, którą jestem gotowy zapłacić. Niestety całość całkowicie psuje nieelastyczna aplikacja i ekosystem Connect, który nie pozwala na automatyzację i synchronizację naszych danych z innymi wagami, serwisami czy danymi. Mam nadzieję, że Garmin skupi się na tym w pierwszej kolejności.
Dane techniczne
Producent: Garmin
Model: Vivofit
Kolory: czarny, szary, czerwony, morski, niebieski, fioletowy
Rozmiary opasek: S (120−175 mm), L (152−210 mm)
Ekran: 25,5 × 10 mm
Waga: 25,5 g
Bateria: 2 × CR1632
Żywotność baterii: ponad rok
Wodoodporność: do 50 m
Protokoły: Bluetooth 4.0/LE; ANT+
Cena: 119 euro
—
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2014