Mastodon

Być „tym pierwszym”

Michał Zieliński
mikeyziel
0
Dodane: 9 lat temu

Early adopters − takim terminem określa się osoby, które jako pierwsze próbują nowych rozwiązań. Występuje on zaskakująco często, gdy mowa o użytkownikach sprzętów Apple. Ze „wczesnymi adaptatorami” mogliśmy się spotkać w 2007 roku, kiedy na rynek wchodził iPhone, a następnie trzy lata później, przy premierze iPada. W przypadku sprzętów z Cupertino mają oni jeszcze trudniejsze zadanie niż zazwyczaj.

Bierze się to ze specyficznego podejścia Apple do tworzenia nowych kategorii na rynku. Zaczynają od czegoś, co już istnieje (na przykład smartfon), następnie rozbierają to na części pierwsze i sprowadzają do najprostszej postaci. Gdy już zrozumieją kwintesencję owego pomysłu, dodają funkcje, które – ich zdaniem – są kluczowe, często pomijając przy tym oczywistości. Tak więc pierwszy iPhone, jak być może pamiętacie, nie posiadał 3G, możliwości wysyłania wiadomości MMS, poziomej klawiatury czy funkcji kopiuj-wklej. Pozwalał natomiast na wygodne przeglądanie sieci w Safari (żaden telefon wtedy nie posiadał pełnowymiarowej przeglądarki), korzystanie z wbudowanego iPoda, a także dzwonienie, wysyłanie SMS-ów, przeglądanie zdjęć i pracę z pocztą e-mail. Kiedy ktoś kupował iPhone’a, robił to dlatego, że wierzył w tę ideę. Jeśli go przekonała, namawiał znajomych na właśnie iPhone’a, a Apple co roku dorzucało kolejne brakujące cechy, aż wreszcie – w zeszłym kwartale – przyciągnęło najwięcej klientów na rynku.

Fascynaci Apple, kupujący produkty pierwszej generacji, są więc naprawdę istotną składową sukcesu firmy. Jest to o tyle zaskakujące, gdyż Apple samo w sobie nie należy do tych goniących za nowościami. Bardzo często ich prezentacje spotykają się z wyśmiewaniem i krzykami „to już było”. Pamiętacie krążącą po sieci grafikę porównującą iPhone’a 6 z dwuletnim wtedy Nexusem 4? O tym mówię. Jednak kiedy zaczniemy brać pod uwagę sukces dwóch produktów, okazuje się, że bycie pierwszym wcale nie wyszło Nexusowi na dobre.

Telefon od Google, podobnie jak iPhone 6, pozwalał na płatności zbliżeniowe przy użyciu NFC. Nie znam dokładnych danych co do popularności tej usługi, ale skoro w dwa lata po premierze, w sklepie w USA słowa „płatność zbliżeniowa” wywołują konsternację, to raczej zbyt wiele osób z niej nie korzystało. Uprzedzając pytania: pytając w tym samym sklepie o Apple Pay, można liczyć na odpowiedź „tak” lub „nie”. Nic nie trzeba tłumaczyć czy wyjaśniać.

Powody, dla których sytuacja wygląda tak a nie inaczej, można było zobaczyć na ostatniej prezentacji Apple. W pewnym momencie Tim Cook wyszedł na scenę, trzymając na dłoni nowego MacBooka. 12-calowy laptop waży trochę ponad 900 gramów, mierzy 13,1 mm w najgrubszym miejscu, a przy tym posiada ekran Retina oraz pełnowymiarową klawiaturę. Dla kogoś zamkniętego w świecie Apple coś takiego robi wrażenie. Konkurencja pokazała podobne produkty jeszcze w zeszłym roku, o czym chwalili się w mediach społecznościowych. Z ciekawości zapoznałem się z recenzjami tych cudownych urządzeń i, cóż, nie powalały. Te same osoby po chwili z nowym MacBookiem prawie oszalały na jego punkcie. Dlaczego? Jabłko (już niepodświetlane) na obudowie zamydliło im oczy czy może chodzi o coś innego?

To samo pytanie pada przy każdej recenzji nowego iPhone’a, iPada czy innego produktu Apple. Odpowiedzi udzielił nam Phil Schiller podczas wspomnianej już prezentacji. Wydaje mi się, że po raz pierwszy miał on możliwości opowiedzieć o faktycznym procesie powstawania sprzętu – wszak tym właśnie się zajmuje. Usłyszeliśmy o tym, jak na potrzeby nowego MacBooka opracowali zupełnie nową klawiaturę z mechanizmem motylkowym. Jak to nowy MacBook wymusił stworzenie nowego gładzika, który garściami czerpie z technologii zaimplementowanej w Apple Watchu. Opowiadał o specjalnej baterii schodkowej, której zastosowanie było konieczne w przypadku tak cienkiego urządzenia. Jestem przekonany, że wspomniał też o zupełnie nowym ekranie.

I wtedy mnie uderzyło. Zeszłoroczny Lenovo Yoga Pro 3, do którego chiński producent porównuje MacBooka, jest po prostu spłaszczonym laptopem. Podobnie sprawa ma się z Asusem Zen-coś-tam czy Dellem prawie-bez-krawędzi. Efekt jest taki, że pomimo swoich zaskakujących wymiarów nie są w stanie spełnić absolutnie podstawowych wymogów. Przypomina to trochę psy rasy yorkshire terrier. Gdy zostały one stworzone w dziewiętnastym wieku, nikt nie przemyślał dokładnie efektów miniaturyzacji. Dzisiaj yorki często cierpią na problemy z sercem, które jest za małe w stosunku do reszty ciała.

Pierwsze generacje produktów Apple być może nie oferują wielkiego wachlarza możliwości. Mamy za to pewność, że otrzymujemy produkt dopracowany i sprawdzony, który przez kolejne lata będzie udoskonalany. W tym właśnie tkwi klucz do sukcesu wśród early adopterów, a – co za tym idzie – całego rynku.

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 04/2015

Michał Zieliński

Star Wars, samochody i Taylor Swift.

mikeyziel
Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .