Mercedes z jabłkiem na masce
Giganci pokroju Apple budują swoją pozycję przez lata. Muszą więc funkcjonować na rynku, który nieustannie się zmienia, dostosowują się więc do niego, inwestują w rozwój produktów, zaczynają działać w innym obszarze. Ostatnie plotki dotyczące planów firmy z Cupertino odnośnie stworzenia własnego samochodu to… plotki, ale wciąż prawdopodobne. Podejrzewam, że Apple zbuduje własny samochód. Bo może.
Apple jest obecnie dobre nie tylko w tworzeniu świetnych komputerów, smartfonów i tabletów. Od dawna bowiem iPhone czy Mac nie są po prostu komputerami, konkurującymi z innymi parametrami czy wachlarzem funkcji. To urządzenia z historią w tle, które mają ułatwić nam życie, ale jednocześnie pozostawać w cieniu tego, co aktualnie przeżywamy. Nieważne, czy to praca w biurze, czy wyjazd na Karaiby – wszędzie tam towarzyszą nam produkty Apple, a my nie mamy nic przeciwko. Niedługo pojawi się też Apple Watch, którego obecność w codziennym życiu będzie bardzo naturalna – bardziej niż smartfona czy tabletu, bo zegarków używamy od wieków. Tu nie chodzi wcale o to, jakie będzie miał parametry, ale o to, jak uprości codzienność, nie zaburzając jej rytmu. Apple nie tworzy komputera na rękę, natomiast z całą pewnością sprzedawać będzie zegarek, który przy okazji da użytkownikowi solidną garść nowych możliwości.
Gdy na rynku pojawiła się Tesla, nieszczególnie mnie zainteresowała. Ot, samochód, tyle że elektryczny i o wnętrzu przypominającym bardziej pokój geeka, zagracony ekranami i puszkami po Red Bullu niż kokpit samochodu wyższej klasy. Sprawiał wrażenie bardzo zwyczajnego, choć niesamowitego pod względem swojego napędu i samej koncepcji – pojazd, który ładujesz z gniazdka w garażu albo w słupku, albo gdziekolwiek indziej i jeździsz. A przy tym nie wygląda pokracznie jak Prius czy pojazd Google, no i jednak nie udaje samochodu elektrycznego, tylko nim w pełni jest. Zero kompromisów pod względem wdrażania własnych rozwiązań, ale też trzymanie się klasycznych kształtów, do których przyzwyczailiśmy się przez lata. Dopiero po pewnym czasie to do mnie dotarło – samochody nie potrzebowały rewolucji, lewitowania nad ziemią ani samodzielnego pokonywania dróg. W zupełności wystarczyła odpowiednio ukierunkowana ewolucja, realizowana konsekwentnie przez ludzi z wizją końcowego efektu.
Gdybym miał wymienić firmy, które mogą pozwolić sobie finansowo na wejście na rynek motoryzacyjny, choć obecnie jest on im kompletnie obcy, spędziłbym pewnie nad tym sporo czasu. Środki pieniężne to jednak nie wszystko – każdy produkt musi być ukierunkowany na konkretnego odbiorcę, a procesowi jego projektowania towarzyszy zawsze jakiś cel.
Apple sprzedało już niejedną historię, w której swoją rolę odnalazło mnóstwo klientów, a najnowsza, towarzysząca Apple Watchowi, będzie dla firmy testem ostatecznym. Dobre przyjęcie zegarka na rynku udowodni bowiem, że Apple potrafi sprzedawać nie tylko elektronikę, jaką znamy obecnie, ale też ulepszać znane już i, zdawać by się mogło, dopracowane do perfekcji produkty. Jeśli ktoś zmieni swój zegarek na Apple Watch, to da się też łatwiej przekonać do samochodu tej firmy.
Do tej pory mamy do czynienia jedynie ze spekulacjami, które jednak są bardzo sensowne. Apple ma niesamowite zasoby finansowe, ogrom doświadczenia w tworzeniu produktów masowych, a teraz zdobywa również wiedzę w zakresie wprowadzania do oferty zupełnie nowych i nie do końca powiązanych z branżą elektroniki użytkowej produktów. Samochód byłby kolejnym krokiem w rozwoju firmy – rynek stopniowo się nasyca, a powodzenie, jakim cieszy się Tesla, udowadnia, że ten projekt miałby wielkie szanse na sukces. Obecnie nieważne jest jednak to, czym dokładnie byłby ten pojazd, istotne jest natomiast to, jaką historię dopowiedziałoby do niego Apple.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 03/2015