Sphero Ollie – recenzja
Około rok temu testowałem pierwszą zabawkę od Sphero, czyli sterowaną z iPhone’a kulkę. Pamiętam, że miałem równie dużo zabawy co mój syn. Teraz wspólnie bawimy się nową zabawką tej firmy, czyli Ollie. Zabawy jest jeszcze więcej niż przy Sphero, a to znaczy, że albo Ollie jest fajniejsze, albo starszego już synka (4 l.) po prostu bardziej kręcą takie zabawki.
Ollie to robot w kształcie walca wielkości puszki z Coca-Colą, zaprojektowany tak, by osiągał jak największe szybkości. Na końcach walca są dwa koła, każde napędzane niezależnym silnikiem. To powoduje, ze Ollie może przemieszczać się z szybkością ponad 20 km/h i zawracać dosłownie w miejscu. To może wydawać się niewiele, ale mknący po domu walec z tą szybkością robi ogromne wrażenie. Można mieć spore obawy o to, co się stanie, jeśli uderzy w ścianę lub mebel. Te obawy powinny dotyczyć jednak ściany lub mebla, bo wykonany z poliwęglanów Ollie jest odporny na uderzenia lub skoki nawet z wysokiego stołu. Na jego koła możemy założyć dostarczane wraz z nim opony, które sprawdzą się, gdy zabierzemy go na spacer do lasu. Wrażeń wizualnych dopełniają umieszczone na walcu diody, które świecą w trakcie jazdy lub wykonywania trików.
Oczywiście Ollie jest sterowany przez aplikację na iPhonie lub iPadzie i połączony z nim przez Bluetooth 4.0 LE. Daje to teoretyczną możliwość sterowania z około 30 m, choć w praktyce jest to sporo mniej − myślę, że maksymalnie około 20 m. Naładowana do pełna bateria zapewnia nam godzinę zabawy.
Mój syn najbardziej docenia w Ollie łatwość sterowania. Prosta aplikacja zapewnia mu dużo zabawy bez dbałości o precyzję. Wystarczy, że zacznie palcem wodzić po ekranie, a robot będzie wyczyniał dzikie harce i kręcił triki. To oczywiście wyzwala w nim (w synu) całe pokłady śmiechu. Gdy jednak zdobędzie się na odrobinę opanowania, to potrafi skierować robota w kierunku, w jakim chce, a to pozwala mu zabrać go na spacer na podwórko.
Mnie zaś w Ollie najbardziej podoba się szybkość oraz przy pewnej wprawie precyzja sterowania. Możemy ustawić mu skocznię i na męskim wieczorze przeprowadzić turniej, kto skoczy najbliżej, pije karniaka. Jeśli zaś zdejmiemy mu opony i spędzimy trochę czasu na nauce sterowania, to będziemy mogli pokonywać trasę efektownymi ślizgami. Daje to bardzo dużo frajdy nawet tak dużemu chłopcu jak ja.
Ollie to więc zabawka dla dużych i małych. Do walki o Ollie między mną a synem nie dochodziło, ale to dlatego, że przez pewien czas mieliśmy dwie sztuki. Największy minusem tej zabawki jest jej cena – ponad 400 zł to dość dużo, szczególnie że jak wszystkie podobne zabawki potrafi się dość szybko znudzić. Na szczęście z nadejściem wiosny wróżę jej drugą młodość.
Ocena iMagazine: 5/6
- zbyt wysoka cena
* * *
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 03/2015