W Apple Music nie chodzi (tylko) o muzykę
Apple zaprezentowało wyczekiwany od dawna serwis muzyczny. Jednak w Apple Music nie chodzi wcale o muzykę. Jesteśmy świadkami sprawdzianu nowego modelu biznesowego, który ma być odpowiedzią na zmiany cywilizacyjne XXI w.
Najcenniejszym towarem XXI w. będzie informacja, a krwiobiegiem zapewniającym kanały dystrybucji w formie cyfrowej, przynajmniej z perspektywy konsumenta, będą ekosystemy sprzętowo-programowe. Firma Apple zrozumiała już jakiś czas temu, że model biznesowy oparty na masowej produkcji gadżetów elektronicznych napotka wkrótce szklany sufit. Spadek kosztów komponentów, całkowita automatyzacja produkcji i dystrybucji, dalszy wzrost wydajności urządzeń doprowadzą wkrótce do tego, że ich najcenniejszym elementem będą protokoły i standardy zapewniające użytkownikom dostęp do konkretnych usług i treści. Krótko mówiąc – największą kasę zbiją pośrednicy w obrocie informacją i dostarczyciele cyfrowych treści rozumianych bardzo szeroko – od filmów po kapitał. Zrozumiały to już takie firmy jak Netflix, Red Bull, Amazon czy YouTube.
Apple czyni dziś ogromne wysiłki, by z pozycji dostarczyciela urządzeń, stać się także istotnym graczem na rynku usług obrotu informacją zapisaną w formie cyfrowej. Apple Pay, App Store, iBooks, nawet stare dobre iTunes – to elementy tej strategii. Biorąc pod uwagę setki milionów klientów tego dosyć zamkniętego ekosystemu sprzętowo-programowego, Apple ma duże szanse osiągnąć swój cel. Musi tylko wykroić sobie swój kawałek tortu, na który ochotę mają także takie firmy jak Google, Facebook czy Amazon. I w ten sposób na scenę wchodzi Music.
Apple Music zaprojektowano jako hybrydę serwisu muzycznego i społecznościowego, który do tego zrywa z hegemonią wszystkowiedzących algorytmów. Kuratorzy treści, ich smak muzyczny i kompetencje eksperckie były dobitnie podkreślane podczas Keynote WWDC 2015.
Szczególną uwagę zwraca także Music Connect. Jeśli ten społecznościowy komponent serwisu Apple zyska popularność, firmie z Cupertino uda się przenieść jakiś wymiar interakcji z serwisów społecznościowych i YouTube’a do serca swojego ekosystemu. Możliwość prowadzenia przez artystów własnych kampanii wizerunkowych za pomocą Connect i system bezpośredniej dystrybucji muzyki uderza w tradycyjne media i przemysł muzyczny.
Powtarzam – chodzi tu o przejęcie aktywności użytkownika, przeniesienie jej na własne terytorium. Na koniec dnia użytkownik ma tylko określoną liczbę godzin na obcowanie ze światem muzyki. Z perspektywy podmiotu zajmującego się obrotem cyfrowymi treściami (jakim staje się powoli Apple) najlepiej, by całość doświadczenia przez użytkownika tej sfery kultury była kontrolowana przez jednego dostawcę – od utworów, przez teledyski, po kontakt z artystami.
Zamiar udostępnienia Music na Androidzie chyba najbardziej ujawnia zarysowane przeze mnie plany Apple – do tej pory system Google pojawiał się w oficjalnej komunikacji giganta z Cupertino głównie jako chłopiec do bicia. Jednak wejście na obce terytorium z koniem trojańskim w postaci „niewinnej” usługi muzycznej może mieć długofalowe konsekwencje, które oprócz wymiernych korzyści biznesowych dadzą Apple przyczółek w przestrzeni konkurencyjnego ekosystemu.
Czym jest dla mnie Music? W krótkiej perspektywie – zhakowaniem dokonanym na pozornie zabetonowanym obszarze rynku serwisów muzycznych. W długiej perspektywie – testem tego, czy w czasach ekonomii opartej na cyfrowym obrocie treściami można zamknąć obcowanie z jedną ze sfer życia konsumentów – w tym przypadku dobrem kultury, jakim jest muzyka – w jednej ikonce.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 07/2015