Fitbit Charge HR i Surge – pierwsze wrażenia
Rynek technologii ubieralnej coraz bardziej się rozrasta i niewątpliwie spory udział w napędzeniu tego rynku ma Apple Watch – bodajże najlepiej wykonane urządzenie od strony użytych materiałów oraz procesu produkcji na rynku. Nie oznacza to jednak, że pozostali gracze się poddali – Fitbit prawdopodobnie (bo na podstawie szacunków) sprzedaje obecnie najwięcej akcesoriów fitnessowych, a ich portfolio niedawno powiększyło się o trzech nowych członków – dwóch z nich używam od tygodnia.
Do testów otrzymałem dwa modele, oba wyposażone w czujniki pomiaru tętna rozwiązane podobnie jak wiele konkurencyjnych produktów – wbudowane są w spód urządzenia i dokonują pomiaru na nadgarstku. Ta metoda prawdopobnie jest nieznacznie mniej dokładna niż bezpośrednio na klatce piersiowej, ale nie są to też produkty przeznaczone dla zawodowców. Z moich testów wynika, że dokładność obu modeli – Charge HR i Surge – jest na tyle dokładna, i nota bene bardzo zbliżona do wyników Apple Watcha, że nie mam większych zastrzeżeń do niej.
Charge HR
Model z przydomkiem HR różni się od tańszego Charge’a dwoma rzeczami – ma pasek zapinany podobnie jak tradycyjny zegarek oraz ma wspomniany czujnik pomiaru tętna. W moim przypadku, gdzie na lewym nadgarstku cały czas noszę Apple Watcha dla porównania wyników, to pierwsze uważam za minus – bardziej podoba mi się zatrzask w Charge niż zapięcie zegarkowe. Osobom noszącym go jako jedyne urządzenie zapewnie nie będzie to przeszkadzało…
Kwestię wyglądu pozostawię do oceny każdemu z osobna – gusta mamy w końcu różne i jedni się w nim zakochają, a inni niekoniecznie. Osobiście wolałbym jednak aby guma, z którego wykonano Charge’a HR, była bardziej zbliżona do tej w Garminie vivofit 2 – jest po prostu przyjemniejsza dla oka.
Bardzo pozytywnie, i to wyjątkowo, oceniam ciągły pomiar tętna 24/7 (lub jak zapisują to w Maroku – 7/7 – nie pytajcie dlaczego). Co ciekawe, w aplikacji Fitbit na iPhone’a można go podejrzeć na żywo i obserwować jak zmienia się wykres (nie testowałem wersji Androidowej, więc nie wiem czy posiada tę funkcję). Pomimo tego, urządzenie wytrzymuje do pięciu dni na jednym ładowaniu – takie dane podaje Fitbit i w rzeczywistości osiągam bardzo zbliżone wyniki. Za pierwszym razem komunikat o niskim stanie baterii pojawił się po czterech dniach, za drugim po pięciu.
Surge
Wyjątkową funkcją produktów Fitbit jest wspomniany ciągły pomiar tętna. Surge do tego dodaje jeszcze możliwość rejestrowania treningów, spacerów i innych biegów, za pomocą GPS-a. Niestety, ta czynność kończy się źle dla baterii, ale dokładność urządzenia jest bardzo zbliżona do wyników jakie osiągnąłem iPhonem w kieszeni – pysznie! Trasę można za pomocą serwisu WWW Fitbita później wyciągnąć jako plik TCX, co zapewne wielu osobom się spodoba.
Pewnego dnia w zeszłym tygodniu, udałem się na dwu i pół godzinny spacer. Na lewym nadgarstku miałem Apple Watcha (który czerpał dane z GPS-a iPhone’a, który spoczywał w kieszeni), a na prawym Surge’a. Oba założyłem rano, około 6:00 i nie zdejmowałem ich do wieczora. Około godziny 18:00 Surge’a musiałem już podłączyć do ładowarki – GPS zeżarł mu całą baterię w mig. Apple Watch w tym czasie miał jeszcze około 40% ładunku. Taka jest niestety cena dokładnego pomiaru trasy i to się prędko nie zmieni – podejrzewam, że to właśnie jest powodem, dla którego Apple Watch nie ma wbudowanego GPS-a. Ale tutaj jednocześnie uwidoczniona zostaje przewaga Fitbita dla osób, które chcą trenować bez telefonu pod ręką – nie jest po prostu konieczny. A dokładność GPS-u mnie zaskoczyła – po tym spacerze różnica wynosiła zaledwie 20 metrów i wynikała zapewne z tego, że można rozpocząć pomiar zanim zegarek złapie sygnał z satelit, tzw. Quick Start.
Nie jestem fanem designu Surge’a, a już w szczególności jego UI. Na jego ekranie widać piksele, a obraz jest czarnobiały – przy smartwatchach typu Apple Watch, Moto 360 czy Samsung Gear S2 wyraźnie widać różnicę w technologii. Drugą stroną medalu jest oczywiście fakt, że dzięki takiemu zabiegowi bateria starcza na dłużej, co może mieć znaczenie dla wielu – Fitbit zapewnia, że Surge wytrzyma do 7 dni na jednym ładowaniu, pod warunkiem, że nie korzystamy z GPS-a.
Cechy wspólne
Fitbity są wyjątkowe nie tylko z powodu czujników mierzących tętno 24/7, ale również z tego, że nie jest potrzebny smartfon, aby ich używać. Każdy w komplecie otrzymuje mały dongle do podłączenia do komputera, dzięki czemu synchronizują się automatycznie, gdy znajdziemy się w jego zasięgu – raz na około 15 minut, gdy są nowe dane, komputer jest włączony, podłączony do internetu i ma zainstalowany Fitbit Connect. To może być ogromny plus ze względu na fakt, że nie musimy korzystać z BT w smartfonie, dzięki czemu oszczędzamy jego baterię.
Niestety wszystkie Fitbity mają dla mnie jedną ogromną wadę – nie wspierają HealthKit od Apple. Nie rozumiem tego posunięcia zupełnie i tylko to jest dla mnie barierą przed wejściem w ich ekosystem. Mam nadzieję, że wkrótce to wprowadzą.
Pełną recenzję, z listą wszelkich zalet i wad, subiektywnych i obiektywnych, będziecie mogli przeczytać w następnym numerze iMagazine, który ukaże się pod koniec tego miesiąca. Mam dużo do powiedzenia na ich temat, więc brońcie mnie przed korektą, która znowu mnie wyklnie1.
Dystrybucją produktów Fitbit w Polsce zajmuje się firma Alstor, a znajdziecie je na półkach dobrze znanych Wam polskich resellerów, takich jak iMad, iSpot czy Cortland, oraz wielu innych – pełną ich listę znajdziecie tutaj.
- Żartuję. Chyba. ↩
Komentarze: 7
Cały czas używam Charge (bez HR). Co daje wsparcie HealthKit, bo nie zauważyłem żadnych braków w aplikacji od Fitbita?
Pisałem długie artykuły na ten temat wielokrotnie. Zerknij do archiwum.
Pisanie “pierwsze wrażenia” zabrzmiało mi dziwnie jak na produkt który był zaprezentowany 9 miesięcy temu… :(
http://www.bitzdrowia.pl/fitbit-charge-hr-pierwsze-opinie/
Największą wadą tych fitbitów jest ich olbrzymia a raczej wyolbrzymiała cena. Jak na urządzenie mało “autonomiczne” (wyniki trzeba gdzieś przerzucić, żeby odczytać jakiś większy sens) jest do bani. Z tym, że ja akurat wolę kilka czujników do roweru i jeden mini komputer typu Garmin 500 czy Polar 450. Natomiast do “nietreningowego” uprawiania sportu jak najbardziej.