LUXA2 Lavi L
Nie darzę tanich produktów szczególnym zaufaniem. Do Lavi L podchodziłem więc z dużym dystansem – to słuchawki bezprzewodowe z niskiej półki cenowej. Żałowałbym jednak, gdybym ich nie wypróbował, bo są po prostu świetne.
Wzornictwo Lavi L jest nadzwyczaj skromne. Mają okrągłe nauszniki z błyszczącą obudową, do tego dość cienki, matowy pałąk z widocznym metalowym mocowaniem – nic szczególnego, ale ich prostota przypadła mi do gustu. Ich brak ekstrawagancji sprawia, że pasują do większości codziennych strojów, nie wyróżniają się ani na siłowni, ani w biurze. Słuchawki mają prosty mechanizm składania, pozwalający na złożenie nauszników do wnętrza pałąka, więc o wiele łatwiej zmieścić je do torby czy plecaka. Długość pałąka też oczywiście można regulować, i to w dużym zakresie. Nauszniki zrobiono z dość sztywnego, skóropodobnego materiału, który całkiem nieźle leży na uszach i nie grzeje mocno, stabilność na głowie poprawia też guma na wewnętrznej części pałąka. Słuchawki umożliwiają zdalne sterowanie muzyką – na lewym nauszniku umieszczono przyciski zmiany i pauzowania utworów, a także złącze ładowania mini USB (co jest już rzadko spotykanym rozwiązaniem), na prawym zaś mamy włącznik, regulację głośności, mikrofon oraz diodę informującą o stanie pracy słuchawek. Przyciski są głośne, ale mają przynajmniej dobrze wyczuwalny skok. Dioda jest natomiast bardzo problematyczna – o ile rozumiem, że powinna świecić, gdy uruchamiamy, ładujemy lub parujemy słuchawki, to już jej miganie co kilka sekund podczas pracy bardzo przeszkadza. Fakt, podczas biegu jestem dzięki temu widoczny, ale w pozostałych sytuacjach oświetla ona wszystko wokół – jej moc jest zdecydowanie zbyt duża.
W Lavi L zastosowano co prawda przestarzałe już mini USB, ale za to do łączności wykorzystuje się Bluetooth w standardzie 4.0. Bateria słuchawek wytrzymuje dzięki temu wiele godzin, średnio około 8. To bardzo długo, szczególnie że słuchawki są niewielkich rozmiarów, ale mają jednocześnie całkiem spore przetworniki. Po ich rozładowaniu nie można z nich niestety dalej korzystać, nie ma bowiem gniazda mini Jack, które pozwoliłoby podpiąć je do źródła dźwięku przewodowo. Jak już wspominałem, urządzenie ma wbudowany mikrofon, ten jednak nie jest szczególnie dobry. Owszem, jestem dobrze rozumiany przez rozmówcę, ale dźwięk wydaje się przytłumiony. Niemniej lepszy taki mikrofon niż żaden, nie muszę zdejmować słuchawek i przełączać się na telefon, by odebrać połączenie. Sterowanie odtwarzaniem muzyki też nie pozostawia wiele do życzenia – przyciski, mimo że głośne, spełniają swoje zadanie, a regulacja głośności skorelowana jest z tą w iOS, więc poziomu dźwięku słuchawek nie ustawia się osobno. Umieszczono je w takim miejscu, że mogę wygodnie wciskać je kciukiem, przytrzymując palcem wskazującym nausznik z drugiej strony.
Do tych słuchawek przekonała mnie wygoda i jakość dźwięku (oczywiście mając na uwadze tylko tę półkę cenową). Lavi L są niezwykle lekkie, na dodatek stabilnie trzymają się na uszach. Dopasowanie pałąka jest proste, wysuwa się on stopniowo z obu stron. Nauszniki, choć nieszczególnie miękkie, zaczęły uwierać mnie dopiero po godzinie. To dobry wynik, nie przepadam bowiem za nausznymi słuchawkami, które mocno dociskają małżowinę ucha. Podczas słuchania w domu spisywały się nieźle – nie gubiły zasięgu, ale też panująca wokół cisza obnażała ich nieszczególnie dobre parametry dźwiękowe. Niskie tony wybrzmiewają krótko, brakuje im trochę głębi, górze natomiast szczegółowości. Standardowo już dla tańszych słuchawek, najlepiej wypadły średnie tony, choć i tu odczuwałem kiepską separację instrumentów. Jeśli jednak pod uwagę weźmiemy fakt, że kosztują one niespełna 140 zł, to zdecydowanie można im to wybaczyć. To jednak nie w domu, a na zewnątrz radzą sobie świetnie. Przyzwoicie wygłuszają otoczenie, są przy tym na tyle głośne, że z powodzeniem mogę słuchać muzyki, idąc zatłoczoną ulicą, nie tracąc przy tym słuchu. Przy dużej głośności dźwięk robi się nieprzyjemny, jednak ma to miejsce dopiero powyżej 80% maksymalnej głośności. Lavi L są też przyzwoite jako słuchawki sportowe – przebiegłem z nimi wiele kilometrów, nosiłem je też na siłowni. Podczas biegu czy jazdy na rowerze nie miałem ani jednej sytuacji, w której obawiałbym się, że zsuną się mi z głowy. Podczas bardziej dynamicznych ćwiczeń już je zdejmowałem, bo z pewnością by spadły, co jest jednak czymś normalnym w przypadku słuchawek pozbawionych dodatkowych elementów utrzymujących je na (lub w) uchu.
Przeciętna jakość wykonania i przestarzałe rozwiązania zniechęciły mnie do Lavi L, jak się jednak okazuje, niesłusznie. Polubiłem te słuchawki, pomimo tego, że nie oferują ani szczególnie dobrego brzmienia, ani też nie prezentują się wyjątkowo. Są jednak świetnym towarzyszem krótkich spacerów, dojazdów komunikacją miejską i treningów. Ich bateria działa na tyle długo, że nie muszę podłączać ich do ładowarki codziennie, a dzięki małej wadze nie przeszkadzają mi ani podczas dłuższego słuchania, ani też wtedy, gdy noszę je na szyi. W tej cenie naprawdę trudno o lepsze słuchawki, i to na dodatek bezprzewodowe.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2015