Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Recenzja “Steve Jobs” Aarona Sorkina

Recenzja “Steve Jobs” Aarona Sorkina

11
Dodane: 9 lat temu

Od czasu śmierci Steve’a Jobsa wciąż wychodzi jakieś dzieło, które ma nam opowiedzieć jego historię; kilka książek, filmy dokumentalne czy też fabularne. Stworzono kolejny film, ale ten był najbardziej przeze mnie wyczekiwany i chyba najbardziej ze wszystkiego mi się podoba. Dlaczego? Po prostu jest genialny.

O tym filmie mówiło się od jakiegoś czasu. Tak naprawdę, to odkąd ujrzała światło dzienne biografia Jobsa pióra Waltera Isaacsona i odkąd szybko zapowiedziano jej ekranizację. To jednak nie nastąpiło szybko. Od premiery książki minęły cztery lata. Niecałe dwa lata po śmierci współzałożyciela Apple ukazał w kinach ukazał się film „Jobs”. Tytułową rolę zagrał Ashton Kutcher i pomimo jego dość średnich umiejętności aktorskich, ten wybór dość ciepło przyjęto. Było to związane przede wszystkim z fizycznym podobieństwem do Jobsa oraz ze znanym zamiłowaniem Kutchera do produktów Apple. Film jednak, co to dużo mówić, okazał się klapą. Pomijając finanse, to nie przyjęła go dobrze ani publiczność ani krytycy. Taki film telewizyjny bardziej niż kinowy przebój. Ale na horyzoncie cały czas w oddali było widać kolejny film, który miał być już w większym stopniu oparty na wspomnianej biografii.

Steve Jobs

Muszę przyznać, że byłem zachwycony, kiedy dowiedziałem się, iż scenariusz do tego filmu napisze Aaron Sorkin – moim zdaniem jeden z najlepszych współczesnych scenarzystów filmowych i telewizyjnych. Ma on już na koncie scenariusz do jednego biograficznego filmu i to nawet w podobnej dziedzinie – chodzi o tekst do filmu „The Social Network” Davida Finchera, opowiadający o Marku Zuckerbergu.

Projekt jednak z trudem pokonał drogę do realizacji. Problemy z wyborem reżysera, głównego aktora oraz odsprzedanie filmu do innego studia – to tylko niektóre z nich. W końcu jednak udało się zacząć produkcję. Reżyserią zajął się Danny Boyle (znany przede wszystkim z filmów „Trainspotting” oraz „Slumdog”), a główne role mieli zagrać Michael Fassbender, Kate Winslet oraz Jeff Daniels, który to ostatnio grał w serialu „Newsroom”, stworzonym przez Sorkina.

Polska premiera filmu jest przewidziana na połowę listopada, ale mnie już udało się go zobaczyć na tegorocznym American Film Festival we Wrocławiu. Był to film zamknięcia i jeden z tytułów, na które czekałem najbardziej. Uważam, że wiele osób może się na tym filmie zawieść i myślę zarazem, że przynajmniej tyle samo osób uzna go za jeden z lepszych w tym roku. Sam zaliczam się do tej drugiej grupy.

Steve Jobs movie 01

Kocham pracę Aarona Sorkina. Widziałem chyba wszystko, co stworzył i za każdym razem jestem zachwycony efektami. Jego wizytówką są przede wszystkim świetne dialogi – bardzo dynamiczne i celne. W „Steve Jobs” jest podobnie. Owe dialogi wypowiadane są z prędkością strzałów z karabinu maszynowego i oglądanie filmu wymaga sporego skupienia. Mimo to ogląda się go dość lekko, ale to też dlatego, że dialogi pozwalają nam co kilka chwil trochę odetchnąć. Sorkin kolejny raz wykonał znakomitą robotę i potwierdził swoją obecność w czołówce hollywoodzkich scenarzystów.

Jednak dobre dialogi to nie wszystko. Musi mieć je kto wypowiadać i to jeszcze w dobry sposób, dlatego dobór aktorów był tutaj kluczowy. Rolę tytułową zdecydowano się powierzyć Michaelowi Fassbenderowi. Pamiętam słowa oburzenia po ogłoszeniu tej decyzji, że aktor nie jest nawet w najmniejszym stopniu podobny do Jobsa i że to jeden z najgorszych wyborów. Cóż, według mnie podobieństwo nie jest aż tak ważne, bo to i tak można zawsze zapewnić charakteryzacją. W tym przypadku bardziej liczyło się to, czy aktor będzie potrafił oddać charyzmę postaci i czy Steve będzie dobrze przedstawiony od strony swojego charakteru. Przyznam, że Fassbender zrobił to wyśmienicie. Po kilku minutach projekcji zaczynamy wierzyć, że on faktycznie jest Steve’em Jobsem. Może nie widać tego tak bardzo wizualnie, za to jego zachowanie jest znakomite.

Warto zwrócić uwagę na partnerującą mu Kate Winslet, która gra Joannę Hoffman – wieloletnią asystentkę Jobsa. Na ekranie widzimy niesamowitą chemię między nimi i słuchanie wymiany zdań między nimi można porównać z piękną, idealnie napisaną operą. Wprost nie chcemy, by przestali prowadzić dialog. Coś pięknego. Winslet portretuje kobietę, która jako jedyna potrafi wpłynąć na Jobsa, ale w taki sposób, by ten jej później nie znienawidził – jak to działo się z większością innych osób.

Steve Jobs

Trzecim elementem znakomitej obsady jest również Jeff Daniels jako John Sculley. I kolejny raz mamy postać, która prowadzi świetne wymiany zdań – zarówno z Jobsem, jak i panią Hoffman.

Mam jednak wrażenie, że nikt z obsady filmu nie został wybrany przypadkowo i każdy się w swojej roli sprawdził bardzo dobrze. Nawet Seth Rogen jako Steve Wozniak, który był według mnie najdziwniejszym wyborem twórców.

Ten film to historia rozpisana na trzy akty. Reżyser Danny Boyle postanowił odejść nieco od tradycyjnej konstrukcji robienia biografii. „Steve Jobs” jest wyraźnie podzielony na trzy części. Każda z nich to kulisy jednej z kluczowych prezentacji produktów. Pewnie teraz każdy sobie myśli: „Mac, iPod i iPhone”. Źle. Sprzętowo, ten film jest historią Maca. Zaczynamy od prezentacji Macintosha, później komputera NeXT i kończymy kolorowym iMakiem. Dlatego akcja dzieje się w trzech różnych rocznikach: 1984, 1988 i 1998. Boyle, aby jeszcze lepiej oddać klimat poszczególnych czasów, nakręcił każdy akt inną kamerą. Pierwszy z nich został zapisany na taśmie 16 mm, drugi 35 mm, a trzeci nakręcono kamerą cyfrową. Bardzo ciekawy zabieg i przyznaję, że wizualnie wyszedł on rewelacyjnie.

„Steve Jobs” to nie jest pełna biografia współzałożyciela Apple. Koncentruje się tylko na kilku momentach jego życia i kariery. Mało tego, nie jest to nawet film w pełni zgodny z prawą. Jest tu wiele wątków, które w rzeczywistości nigdy się nie zdarzyły i zostały wymyślone na potrzeby filmu. Czy to minus? Zdecydowanie nie. To jest film fabularny, nie dokumentalny. Nie ma tu wymogu, by wszystko było tak, jak naprawdę się działo. W dodatku, dzięki temu film wydał mi się o wiele ciekawszy. Zwłaszcza że skoro powstało już wiele książek o Jobsie czy filmów dokumentalnych, to dobrze zobaczyć coś innego. Naprawdę nie chciałem oglądać dokumentu, lecz film z aktorami – zamiast z prawdziwymi zapisami danych wydarzeń. Tu wszystko wyszło ciekawiej i moim zdaniem na plus. Zapomnimy na moment, że to film o Jobsie. Nazwijmy głównego bohatera Romek i otrzymamy znakomity film o Romku i tym, jak ów Romek wprowadzał na rynek rewolucyjne maszyny rolnicze. „Steve Jobs” jest bardzo podobnym filmem do „The Social Network”. Nie musimy znać pierwowzoru bohatera, nie musimy znać jego perypetii. A nawet jak je znamy i wiemy, że film nie przedstawia wszystkiego zgodnie z prawdą, to w dalszym ciągu bawimy się na filmie i wychodzimy z kina usatysfakcjonowani. Dla mnie jest to wielki popis aktorstwa, pisarstwa i reżyserii. Okres oskarowy dopiero się zaczyna i czeka nas w tym sezonie mnóstwo świetnych filmów, ale jestem pewien, że „Steve Jobs” weźmie w tym wyścigu udział. Czy wygra? Tego nie wiem i będziemy musieli na to jeszcze chwilę poczekać. Jednak zarówno Fassbender, jak i Winslet pokazują tutaj, że są w doskonałej formie, a Aaron Sorkin – że nikt nie pisze szybkich i błyskotliwych dialogów w Hollywood jak on. Nikt.

Steve Jobs

Nie mogę się doczekać, aż film wejdzie oficjalnie do polskich kin, gdyż chcę go zobaczyć ponownie. I na pewno będę do niego wracał wielokrotnie. Dlaczego? Bo dobre kino jest warte powtórek, a „Steve Jobs” niewątpliwie jest wielkim kinem. Dlatego mam do was prośbę. Jak już usiądziecie w kinowym fotelu, zapomnijcie na chwilę o analizowaniu tego filmu pod kątem prawdy. Nie zwracajcie uwagi na to, czy aktorzy są podobni do prawdziwych postaci. To nie jest tu absolutnie ważne. Oglądajcie i spijajcie z ekranu wyśmienitą śmietankę najlepszego aktorstwa, pisarstwa i kunsztu reżyserii na najwyższym poziomie.

Think different.

Zwiastun

Jan Urbanowicz

🎬 Kino, filmy, seriale.  Apple user od 2006 roku. 🎙 Podcaster z 10-letnim stażem. Chcesz posłuchać o popkulturze? 👉🏻 www.innkultura.pl

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 11

Filmu jeszcze nie widziałem, jednak odnosząc się do powyższego tekstu każdemu ją czytającemu polecam również zupełnie odmienną recenzję. Nie będę tu reklamował “konkurencji” ale dla ułatwienia wyszukiwania podpowiem czego szukać: „Steve Jobs” – widz płakał, jak oglądał by TOMEK CZECH.

Myślę, że po obejrzeniu filmu każdy znajdzie swój punkt odniesienia w tej lub “tej innej” recenzji. Polecam. I proszę nie “hejtować” niczego w komentarzach :)

Przeczytałem pierwszy akapit.

“Widzieliście? Współczuję. Jeszcze nie byliście? Nie idźcie! Chyba, że lubicie tanie melodramaty klasy C. Albo macie masochistyczne skłonności do katowania się tandetnym amerykańskim kinem.”

Dalej nie czytam, bo od razu widać, że pisał to człowiek, który na temat kina nie powinien sie publicznie wypowiadać.

To zerknij jeszcze na to: “Polański jak nikt inny wydobył wszystkie ciemne strony charakteru Jobsa i balibyśmy się bardziej, niż na „Dziecku Rosemary”. Albo żeby chociaż w Hollywood zrobił go Tarantino, który z pewnością urządziłby komputerowym geekom niezłą zero-jedynkową sieczkę. Przynajmniej coś by się działo.” Ten cały tekst to masakryczna fala hejtu. Może autor miał zły dzień i postanowił wyładować swój gniew pisząc recenzję…

W ogóle, to postanowiłem zerknąć na inne ich posty. Widać pełno profesjonalizmu, skoro uważają, że blur to przezroczystość, a nie rozmycie. Pozdrawiam.

Dzięki za wyłapanie tego małego błędu, poprawiliśmy.
Cieszy nas, że znalazłeś u nas tylko taką pomyłkę w sytuacji, gdy na wielu innych blogach można znaleźć więcej błędów w jednym akapicie pierwszego lepszego tekstu.
Od razu informujemy, że do czegoś na pewno da się jeszcze u nas przyczepić (zgłaszajcie, chętnie poprawimy), nie myli się tylko ten, kto nic nie robi.

Drogi Janie, przede wszystkim miej szacunek do zawodu, który wykonujesz i do takiej wartości, jak rzetelność dziennikarska i nie wyciągaj tak daleko idących wniosków po przeczytaniu kilku zdań, bo to źle o Tobie świadczy.

Jako recenzent filmowy i dziennikarz powinieneś być pierwszym, który broni prawa do posiadania odmiennej opinii niż Twoja. Rozumiem, że jesteś zachwycony filmem, ale w czasach, kiedy chodziłem na zajęcia z kina współczesnego uczyli nas, że na temat jednego filmu można mieć różne opinie. Nawet skrajnie odmienne. Choć było to już jakiś czas temu, zapewniam Cię, że nic się w tym temacie nie zmieniło.

Ja nikomu nie zabraniam mieć odmiennej opinii. Wręcz przeciwnie, lubię jak ludzie mają odmienne zdanie ode mnie. Jedyne czego nie lubię, to jak ktoś swoją opinię przedstawia w sposób pozabawiony szacunku – według mnie oczywiście – i takie przedstawinie odmiennej opinii otrzymałem w recenzji, poza ostatnim akapitem “PS” (tak, przeczytałem ją całą).

Ten film mi się naprawdę bardzo nie podobał, więc ostra krytyka jest w moim odczuciu jak najbardziej uzasadniona. Ale w żadnym momencie nie odnoszę się do nikogo i niczego z brakiem szacunku. Daj znać, które słowa według Ciebie jednak o tym świadczą.