Odliczanie do „Przebudzenia Mocy”: wspominamy „Imperium kontratakuje”
Rebelianci nie cieszyli się długo swoim zwycięstwem. Imperium raz zaatakowane postanowiło oddać przeciwnikom zadając im bardzo poważne ciosy. Niewiele jest amerykańskich filmów, gdzie siły zła zwyciężają. „Imperium kontratakuje” jest jednym z nich.
Lodowa planeta Hoth, to tutaj Sojusz założył swoją bazę po bitwie o Yavin. Ukryci w śniegu, oddaleni od jakiejkolwiek cywilizacji mogli bezpiecznie planować kolejne ruchy. Niestety, Imperium było od nich ciut sprytniejsze i wreszcie odkryli gdzie Rebelianci się osiedlili. Sprawnym i szybkim atakiem przywitali grupę opozycjonistów, ale ci zdołali uciec. Han, Leia, Chewie i droidy w poszukiwaniu schronienia udali się na Bespin, do dawnego przyjeciela Solo – Lando Carlissiana. W Mieście Chmur zajmował się zarządzaniem kopalniami gazu, a ze względu na swoją przeszłość unikał kontaktów z Imperium. Brzmi jak idealne miejsce docelowe dla grupki rebeliantów, prawda? Tymczasem Luke Skywalker udał się na planetę Dagobah, gdzie według Obi-Wana przebywał na wygnaniu były mistrz Jedi Yoda. Tam Skywalker miał dokończyć swój trening, by móc stanąć do walki z Vaderem oraz Imperatorem, a jednocześnie uratować Galaktykę.
„Imperium kontratakuje” przez wielu (w tym mnie) jest nazywane najlepszą częścią sagi. Pełna akcji, zaskakujących odkryć, z nutą romantyzmu i dramatu historia sprawia, że „Imperium” jest filmem, któremu naprawdę niewiele brakuje. To w nim padają słynne słowa „Do. Or do not. There is no try”. Poznajemy wreszcie czym tak naprawdę jest Moc i na jak wiele pozwala – Yoda wpaja jej tajniki Luke’owi. Obserwujemy jak głęboka relacja zacieśniła się między głównymi bohaterami sagi. Przypadkowe spotkanie doprowadziło do zawiązania przyjaźni, które mają potencjał przetrwać lata.
Ale dla mnie najważniejszym jest pokazanie siły i potęgi Imperium. Nagle poprzednie zwycięstwo Rebelii zaczyna wyglądać bardziej jak łud szczęścia, niż zasługa umiejętności i determinacji. Tym razem Darth Vader i jego legiony szturmowców są zawsze krok przed “dobrymi” w pełni wykorzystując dostępne im praktycznie nielimitowane zasoby. Kiedy zdajemy sobie sprawę z terroru, który rządził wtedy w Galaktyce zaczynamy rozumieć dlaczego misja podjęta przez Sojusz była tak istotna.
Piąty epizod to pierwszy film, gdzie Lucas zszedł trochę na drugi plan. W pisaniu scenariusza pomagał Lawrence Kasdan (tak, ten od „Przebudzenia Mocy”) z kolei reżyserem był Irvin Kershner i to widać. Historia George’a Lucasa została opowiedziana w fantastyczny sposób, a to sprawia, że do „Imperium kontratakuje” wracam najchętniej i najczęściej. Ironicznie, bo kategorycznie odmówiłem oglądania filmu „za dzieciaka” uznając go za stanowczo zbyt przerażający.
Komentarze: 2
Michał, to się świetnie czyta.
Dziękuję bardzo. :)