Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Samsung Galaxy S7 Edge – król jest wykrzywiony

Samsung Galaxy S7 Edge – król jest wykrzywiony

Michał Zieliński
mikeyziel
2
Dodane: 8 lat temu

Zauważyłem, że każdy tekst o produktach konkurencji Apple, jaki pojawia się w tym magazynie, spotyka się z falą krytyki. Podawana w wątpliwość jest nasza wiarygodność poprzez liczne sugestie, że „się sprzedaliśmy”. Naturalnie nie mogłem przejść obok tego obojętnie, dlatego z uśmiechem na twarzy otworzyłem drzwi kurierowi, który w rękach trzymał dużą walizkę z napisem „Samsung”. Był w niej najnowszy Galaxy S7 Edge wraz z kompletem akcesoriów. Po prawie trzech tygodniach razem zabrałem się za spisanie moich wrażeń w tej recenzji. Obok Worda mam otworzone Safari z podglądem stanu mojego konta. Wiecie, na wypadek, gdyby te pieniądze od Samsunga faktycznie przyszły.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2016


Jeżeli jesteście stałymi czytelnikami iMaga, to mogliście zauważyć, że co rok chętnie sięgam po flagowiec Koreańczyków. Lubię wiedzieć, co słychać po drugiej stronie nadgryzionej barykady. I za każdym razem jestem coraz bardziej zaskoczony. Ba, w zeszłym roku jedyną rzeczą, do której mogłem się przyczepić w „es-szóstce”, był brak iOS, a co za tym idzie – brak moich ulubionych aplikacji. S7 ma być jeszcze lepszy od swojego poprzednika. Jako że nie mam problemów ze spoilerami, to napiszę to od razu. Tak, S7 jest lepszy od poprzednika. I nie, pieniądze od Samsunga nie pojawiły się na koncie.

s7-edge-4

Trzymając telefon w ręce, łatwo odnieść wrażenie, że jest to raczej ewolucja niż rewolucja. Wspaniały design wykorzystujący metalową ramkę i dwie tafle szkła (o nich jeszcze za chwilę) wprost zachwyca, zarówno zmysł wzroku, jak i dotyku. Do mnie trafiła wersja złota, ale zdecydowanie skusiłbym się na wariant czarny – wygląda fenomenalnie. Gdy ekran jest wyłączony, panel zlewa się z obudową w tym samym kolorze, co sprawia, że nie widać, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. Podobne złudzenie Apple wykorzystuje w swoim Watchu. Galaxy tym samym wybija się na absolutny szczyt elegancji, przywodząc na myśl dopasowany garnitur, wstrząśnięte Martini, Waltera PPK i ciemnoszarego Aston Martina.

Mało tego, mój S7 był powykrzywiany. W przeciwieństwie do Apple Samsung zrobił to specjalnie. Tylny panel szkła jest zagięty na krawędziach, żeby telefon lepiej leżał w ręce. Z kolei przedni zawija się razem z wyświetlaczem. Naliczyłem trzy zalety takiego rozwiązania. Po pierwsze, S7 Edge mimo 5,5-calowego wyświetlacza jest zauważalnie mniejszy od nieporęcznego 6S Plusa. Ani przez moment nie tęskniłem za notorycznie używaną funkcją Reachability z iOS, ponieważ wszędzie dosięgałem bez problemu. Zauważyłem też, że wiele aplikacji zostawia marginesy po bokach, udziwnienia więc nie przeszkadzają w codziennym użytkowaniu. Po drugie, zagięty ekran przenosi Cię co najmniej do roku 2024, kiedy to mamy latające samochody, samopodgrzewające jedzenie, a Twitter pozwala na edycję wpisów. Aż wreszcie mamy specjalne panele wysuwane od krawędzi. Są panele z ulubionymi kontaktami, aplikacjami, akcjami, wiadomościami, pogodą, linijką i wiele, wiele więcej. Kompletnie nieprzydatne i głupie. Chyba że chcesz coś zmierzyć.

Skoro jesteśmy przy obudowie, to musimy porozmawiać o jednej potencjalnej wadzie. Wytrzymałość. Szkło jest bardzo delikatnym materiałem. Nie rzucałem telefonem, ale też nie dmuchałem na niego przy każdej okazji. Już po wyjęciu z pudełka S7 był bardzo porysowany. W trakcie moich testów nie pojawiło się na nim więcej rys. Muszę jednak przyznać, że dawno nie widziałem tak zaniedbanego sprzętu, a przecież codziennie widzę swój telefon.

s7-edge-1

A jaka jest reszta S7 Edge? Dosyć normalna. Telefon jest szybki. Bardzo szybki. Udało mi się policzyć, ile razy musiałem na niego czekać. Zero. Wydaje mi się, że jest to standard jak na dzisiejszego flagowca. Podobnie z aparatem. Wymiata. W poprzednim iMagu znajdziecie fotograficzną recenzję S7; Edge ma dokładnie ten sam moduł. Bateria wytrzyma od rana do wieczora. To również standard. A, bonus! Samsung wspiera technologię szybkiego ładowania bezprzewodowo. Gdy do mierzenia czasu ładowania iPhone’a zazwyczaj używa się kalendarza, S7 załatwia sprawę błyskawicznie i to bez wpinania w niego jakichkolwiek kabli. Świetna robota, Sammy! Zabrakło mi tylko portu USB-C. Wtedy byłby „pełen komplet”.

Wspomniałem, że S7 przyszedł do mnie w walizce. Oprócz telefonu była tam garść akcesoriów: Gear S2, okulary Gear VR i słuchawki Level On. Zacznę od tych ostatnich. Moje laickie ucho mówi, że grają świetnie. Moja geekowska dusza docenia użycie Bluetooth i NFC (czyli żeby odtwarzać muzykę z S7 wystarczyło pacnąć telefonem w obudowę). Ja z przyszłości doceniam ANC, dzięki któremu nie trzeba podbijać głośności, by słyszeć cokolwiek, jadąc metrem czy pociągiem. Są też zaskakująco wygodne jak na słuchawki nauszne. Słowem: polecam. Chociaż nie wiem, czy moje słowa się liczą, bo na słuchawkach to ja się znam jak Chris Evans na samochodach.

s7-edge-3

Zupełnie inaczej wygląda sprawa z tym ich nowym zegarkiem. Rozpływałem się nad nim podczas targów IFA w 2015 roku, cieszyłem się więc, że w końcu mogłem spędzić z nim trochę czasu sam na sam. Powiem tak: Cupertino, kupcie Gear S2 i postawcie go sobie za cel. Ten smartwatch działa jeszcze szybciej niż S7. Tapnięcie, reakcja. Mamy więc drugi w tym tekście produkt Samsunga, który nie laguje. Jeszcze dwa lata temu to zdanie byłoby śmieszniejsze niż dwa psy na bieżni ćwiczące w rytm „Eye of the Tiger”. Nawigacja po interfejsie zegarka odbywa się przy użyciu obracanego pierścienia. Dzięki rozmiarowi jest znacznie wygodniejszy od drobnego Digital Crown. Rzucam okiem na konto, pieniędzy od Samsunga ciągle nie ma.

Jedyne, do czego mogę się przyczepić w przypadku Gear S2 to przerażająco mała liczba aplikacji i fakt, że sam zegarek jest trochę niewygodny. O ile to pierwsze może się zmienić w przyszłości, to z drugim raczej nic nie zrobimy. Po prostu nie mogłem go ułożyć na ręce tak, aby był luźny, ale jednocześnie nie wpadał pod moją bransoletkę. Może mam dziwne ręce. Całe szczęście te dwa potencjalne problemy możecie sprawdzić przed zakupem. Nie sprawdzicie za to baterii, która pozwala na nawet trzy dni pracy. Weekend bez ładowarki do zegarka? Brzmi jak przyszłość! Albo przeszłość. Zależy, kto pyta.

s7-edge-5

Przyznaję się bez bicia, że za mało czasu spędziłem z okularami VR. To była niespodzianka od Samsunga (pieniądze ciągle nie przyszły), ale trochę pobawiłem się nimi. Dostrzegam w tym potencjał. Nie jestem graczem, ale widzimy, że cyfrowa rozrywka idzie właśnie w kierunku wirtualnej rzeczywistości. Czekam, aż będę mógł usiąść na kanapie, założyć takie okulary i przejechać się po swoim ulubionym Laguna Seca (tor wyścigowy w Kalifornii) bez wychodzenia z domu. Gear VR daje namiastkę tego.

Ale wróćmy do głównego bohatera. Gdy go używałem, przypomniał mi się Galaxy Note Edge, którego recenzowałem prawie dwa lata temu. Był to pierwszy wykrzywiony Samsung i po tygodniu z nim miałem ochotę postawić go na torach, kupić pociąg, a następnie rozjechać nim smartfona. Dzisiaj bezpośrednim następcą Note’a Edge jest prawdopodobnie najlepszy telefon na świecie, czyli właśnie S7 Edge. Jest śliczny, szybki, ma świetny aparat i baterię, jest wodoodporny i napchany nowymi rozwiązaniami technologicznymi. W przeciwieństwie do starszych urządzeń tego producenta, wszystko, co znajdziecie w S7 Edge po prostu ma sens. Nic nie jest tutaj przez przypadek albo „bo może się przyjmie”. To pokazuje mi, jak bardzo Samsung dorósł1. Jeśli nie przeszkadza Wam wysoka cena czy brak iOS, nie widzę powodów, dla których mielibyście kupić dzisiaj cokolwiek innego

  1. Po opublikowaniu tej recenzji okazało się, że Samsung wypuścił wybuchającego Note’a 7. Mam ochotę cofnąć te słowa, ale ciągle uważam S7 Edge za doskonały sprzęt.

Michał Zieliński

Star Wars, samochody i Taylor Swift.

mikeyziel
Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2