Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Jak amerykańscy farmerzy hackują firmware w swoich traktorach

Jak amerykańscy farmerzy hackują firmware w swoich traktorach

1
Dodane: 8 lat temu
fot. John Deere

Przywykliśmy do aktualizowania oprogramowania w telefonach czy routerach. Niespecjalnie dziwią nas szczoteczki do zębów z Bluetooth, które również dostają aktualizację firmware, czy zegarki lub słuchawki. Już niedługo rozpowszechnią się autonomiczne samochody, które też będą dostawać takie aktualizacja.

Pewien czas temu szukałem ekspresu do kawy i pamiętam, że niektóre modele Saeco posiadają wbudowane Wi-Fi. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że mogą dostać aktualizację zapisanych programów parzenia kawy. Widziałem też pralki, lodówki oraz mikrofalówki z Wi-Fi. W przypadku tego sprzętu AGD sprawa może wyglądać podobnie jak z ekspresami do kawy – nowe funkcje i poprawa działania.

Jednak nowy firmware to nie zawsze tylko nowości i usprawnienia danego produktu. Czasami wraz z nowym oprogramowaniem pojawiają się niechciane funkcje lub groźne rozwiązania. Podobnie było w przypadku jednej z największych firm produkującej sprzęt rolniczy w USA. Właśnie ten przypadek chciałbym opisać trochę szerzej, bo świetnie obrazuje do czego może doprowadzić zbyt silne wymuszanie na użytkowniku zakupu nowych produktów.

John Deere, bo o tym producencie mowa, wprowadził w oprogramowaniu do swoich traktorów zabezpieczenie, które uniemożliwia używanie w nich nieautoryzowanych części. Oprogramowanie w takim wypadku nie tylko wyświetla błąd i zapala stosowną kontrolkę, ale całkowicie uniemożliwia uruchomienie pojazdu.

Wyobrażacie sobie, że mechanik w zakładzie samochodowym zamontował wam w aucie pompkę płynu do spryskiwaczy od innego producenta i przez to auto nie chce zapalić? Nie? A tak właśnie jest z traktorami firmy John Deere. Producent wymusza w taki sposób użycie swoich, autoryzowanych i o wiele droższych części.

Dodatkowym problemem może być tutaj też czas użytkowania urządzeń. Nie ma pewności czy za 10 lub 20 lat firma John Deere nie przestanie produkować części do obecnej generacji maszyn, żeby „zachęcić” użytkowników do zakupu nowych. W takim wypadku, gdy coś ulegnie nawet drobnej awarii, trzeba będzie kupić nową maszynę.

Oczywiście taka sytuacja spowodowała, że dość szybko pojawiło się oprogramowanie, które umożliwia „autoryzację” części od innego producenta. Stworzyli je nasi wschodni sąsiedzi i zyskało sporą popularność wśród amerykańskich farmerów. Więcej technicznych szczegółów na ten temat znajdziecie na motherboard.vice.com.

Błażej Faliszek

Użytkownik sprzętu Apple od ponad 10 lat. Najcześciej piszę o kosmosie (SpaceX) ale również o elektronice i DIY (Raspberry Pi, Arduino). Działam w stowarzyszeniu Hackerspace Silesia a ostatnio mocno wkręciłem się w temat filtrów powietrza.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1

Cóż, sztuczne spostarzanie produktów, zwykły brak wsparcia, nie mówiąc już o wycofaniu się danego podmiotu z rynku to ta ujemna strona Internetu Rzeczy. Tylko #hacking daje nam odpowiednią szczepionkę przed chciejstwem i często antykonsumenckim działaniem danego producenta. Niestety idzie to dalej – mamy jednorazówki (hwarowe), mamy naganne “ubijanie” elektroniki przez kastrację funkcjonalną (erozja możliwości, brak zgodności, brak zabezpieczeń, brak jakiegokolwiek wsparcia po coraz krótszym okresie użytkowania).

Wszystko nastawione jest na maksymalizację zysku, na cykle (coraz krótsze), na de facto ograniczenie wyboru (serwis) oraz możliwości dysponowania daną rzeczą (w praktyce urządzenie, podobnie jak w przypadku oprogramowania / multimediów – to już się dokonało, jest użyczone i producent utrudnia bądź uniemożliwia jego odsprzedaż).

Te ciągniki to właśnie potwierdzenie tego trendu. Chore to.