Test słuchawek Bang & Olufsen Beoplay H4
Jeszcze nie tak dawno w ofercie Bang & Olufsen były tylko dwa modele słuchawek. Potem jednak nastała era mobilna i ludzie z B&O musieli jej stawić czoła. I tak sukcesywnie od kilku lat pojawiają się nowe modele słuchawek, które mają na celu pokrycie ofertą całego rynku. Nie będę w tym miejscu przypominał całego portfolio, ale dość powiedzieć, że w tym roku to już chyba trzecie słuchawki tej firmy, jakie testujemy.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 04/2017
Do tej pory jednak brakowało w ofercie względnie tanich, bezprzewodowych słuchawek nausznych. Najtańszy nauszny model bezprzewodowy Beoplay H7 kosztuje 1799 złotych, to już dość dużo jak dla przeciętnego użytkownika. Z drugiej strony mamy przewodowe Beoplay H2 za 879 złotych, brakowało czegoś pomiędzy i w to miejsce wkracza na szaro, pomarańczowo i złoto model H4. To najnowsze słuchawki linii Beoplay i jednocześnie najtańsze bezprzewodowe. Skoro już rozmawialiśmy o cenach, to od razu poznajmy ich cenę – 1299 złotych. To niemało, ale też nie zaporowo dużo. To cena, jaką posiadacz iPhone’a bez gniazda Jack powinien bez problemu zapłacić za dobre słuchawki. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy warto wydać te pieniądze.
1299 złotych. To niemało, ale też nie zaporowo dużo. To cena, jaką posiadacz iPhone’a bez gniazda Jack powinien bez problemu zapłacić za dobre słuchawki.
Większość nausznych słuchawek B&O wygląda bardzo podobnie do siebie. Wyjątkiem jest najtańszy, bardzo plastikowy model H2 oraz właśnie bohater tego artykułu – H4. Stanowi on swojego rodzaju pomost między H2 a słuchawkami z półki wyżej, czyli H6, H7, H8 i wreszcie H9. Połączenie koniecznej taniości – taniości jak na standardy tej marki – z niezbędną wygodą użytkowania. Nie jest tak plastikowy, jak H2, ale jednocześnie ma sporo cech wyższych modeli.
Za wygląd tego modelu odpowiedzialny jest nadworny dizajner Bang & Olufesn, czyli projektant duńskiego pochodzenia Jakob Wagner. Mimo że H4 to ten tańszy model, to nic, co wychodzi od tego dizajnera, nie może źle wyglądać. W sumie to H4 dużo bliżej do H6 niż H2. Chociażby dlatego, że są praktycznie takiej samej wielkości co H6, choć na pierwszy rzut oka wyglądają na mniejsze. Kupując, możemy wybrać jeden z trzech zestawów kolorystycznych. Naturalny kolor skóry, mandarynkowy – po męsku – pomarańczowy i szary. Widziałem je wszystkie na żywo i do testów wybrałem szare, zróbcie to samo. Szare mają złoty dekielek na nausznikach i wyglądają obłędnie.
Nauszniki słuchawek są wykonane z miękkiej, owczej skóry, wewnątrz której użyto gąbki zapamiętującej kształt ucha, dzięki czemu dopasują się idealnie do jego krzywizny. To w połączeniu z tym, że są ruchome w dwóch płaszczyznach, gwarantuje mocne, ale jednocześnie komfortowe przyleganie. Dodatkową cechą nauszników jest pasywna izolacja dźwięku, otaczają one dokładnie nasze ucho i izolują w pewnym stopniu od dźwięków otoczenia, mimo że słuchawki nie mają aktywnego tłumienia. Oczywiście wszystkie materiały są bardzo dobrej jakości, jedyną oznaką taniości może być plastik, jakiego użyto do zewnętrznej konstrukcji nauszników. W modelu H6 jest zdecydowanie lepszy. Na szczęście ten plastik to tylko fragment zewnętrznego wyglądu nauszników, większość zajmuje dekiel z anodyzowanego aluminium, które jest polerowane, z logotypem B&O wygrawerowanym laserowo.
Największą zaletą jest zaś niska waga, sporo niższa niż w innych bezprzewodowych słuchawkach Banga. H4 nie czuje się na głowie, można w nich przesiedzieć kilka godzin, czując się cały czas idealnie komfortowo. Najbardziej kontrowersyjnym elementem są podobno plecione kabelki, które wychodzą z pałąka i łączą je nausznikiem. Podobno to oznaka taniości. Dla mnie to oznaka minimalizmu, nowoczesności i znacząca cecha charakterystyczna tego modelu, dzięki której od razu pozycjonuje się on jako słuchawki dla młodych ludzi.
Dla mnie to oznaka minimalizmu, nowoczesności i znacząca cecha charakterystyczna tego modelu, dzięki której od razu pozycjonuje się on jako słuchawki dla młodych ludzi.
W modelu H4 zmieniono sposób sterowania odtwarzaniem muzyki. Modele wyższe mają dotykowy panel na prawym nauszniku. Tutaj zamiast tego zastosowano trzy przyciski. Dwa to przyciski głośniej i ciszej. Trzeci pozwala obsłużyć całą resztę. Czyli włączenie słuchawek, parowanie BT, play/pauza oraz przełączenia utworów. Trochę w tym „klikologii”, bo na przykład, aby przełączyć ścieżkę na poprzednią, trzeba środkowy przycisk kliknąć trzy razy. Jeśli kiedyś używaliście pilota od słuchawek Apple, to szybko ogarniecie. Moim zdaniem to sterowanie działa zdecydowanie lepiej niż panel dotykowy w wyższych modelach. Tam zawsze miałem ten kłopot, że często, zamiast przyciszyć muzykę, przełączałem utwór. Tu jest zdecydowanie prościej, a pomyłki się nie zdarzają.
Bezprzewodowe słuchawki muszą mieć baterię, ta w H4 według producenta ma 600 mAh i pozwala na nawet 19 godzin słuchania muzyki. W moich testach potrafiły wytrzymać nawet dwie godziny dłużej. Pełne naładowanie przez złącze micro USB (szkoda, że nie USB-C, które jest ostatnio w nowych głośnikach Banga), zajmuje około 2,5 h. Oczywiście, jak skończy się bateria, możemy je podpiąć kabelkiem Jack, no, chyba że mamy iPhone’a 7.
Kiedy byłem w fabryce Bang & Olufsen, na każdym kroku podkreślano to, że praktycznie każdy sprzęt tej firmy jest aktywny, czyli oprócz grającego przetwornika posiada wzmacniacz. Dzięki temu inżynierowie dźwięku mogą doskonale zestroić sprzęt, a nawet po wykryciu jakieś wady dźwięku już w fazie produkcji, wysłać po prostu aktualizację oprogramowania. Jest tak dlatego, że panują nad całością dźwięku, od początku do końca. Dokładnie tak samo jest w słuchawkach bezprzewodowych. Mamy w nich przetwornik, wzmacniacz i procesor sygnałowy. Możemy zapanować nad dźwiękiem od początku do końca. Na papierze H4 wyglądają tak: pasmo przenoszenia: 20–20000 Hz impedancja: 20 ohm czułość: 91 db/mw @1 khz przetworniki: 40 mm typu elektrodynamicznego. Jak to się przekłada na to, co słyszymy?
To niesamowite, jak słuchawki z tej półki cenowej potrafią przekazać przeszywający bas. Do tej pory było to zarezerwowane dla droższych o 50%. W H4 bas jest perfekcyjny.
To niesamowite, jak słuchawki z tej półki cenowej potrafią przekazać przeszywający bas. Do tej pory było to zarezerwowane dla droższych o 50%.
Zresztą cała przestrzeń dźwiękowa jest bardzo dobrze pokryta i bardzo charakterystyczna dla Bang & Olufsen. Tony wysokie są dość ostre, ale ciągle przyjemne dla ucha, a dynamika środka nie pozostawia nic do życzenia. W tym samym momencie mam w domu model najwyższy, czyli H9, i tak naprawdę nie widzę między nimi ogromnej różnicy. Jestem przekonany, że 90% użytkowników nie zauważy różnicy, po co więc przepłacać. W sumie to mogę postawić dobre piwo każdemu, kto rozpozna, czy to H4, czy H9 (z wyłączoną redukcją szumów) w ślepym teście – czekam na wyzwania.
W sumie to mogę postawić dobre piwo każdemu, kto rozpozna, czy to H4, czy H9 (z wyłączoną redukcją szumów) w ślepym teście – czekam na wyzwania.
Jedyne, do czego mogę się trochę przyczepić, to zbyt duży szum w momencie, gdy nie gra muzyka, a słuchawki są włączone. Barwę dźwięku możemy dopasować do siebie za pomocą aplikacji. Mamy w niej ciekawe rozwiązanie equalizera – kropkę, którą przemieszczamy między czterema polami nazwanymi Warm, Excited, Relaxed i Bright. Przesunięcie kropki w konkretne miejsce daje nam zupełnie inny odbiór muzyki.
Nawet gdyby H4 były najgorszymi słuchawkami na świecie, to ich strona www wynosi je na poziom WOW – zobaczcie sami – www.beoplay.com – takich stron nie robi nawet Apple dla nowych iPhone’ów. A jako że H4 są bardzo dobrymi słuchawkami, to przybijam im mocną piątkę z plusem i propsuje, bo przecież to słuchawki dla młodych, ciałem lub duszą.
Komentarze: 5
Nie wiem jak wypadają w porównaniu do H9, ale przyjmuję wyzwanie odnośnie H6 i H7 na kablu ;) Dźwięk puszczony bezprzewodowo jest zdecydowanie bardziej “mdły”.
Cisną w głowę tak jak H6?
Mnie H6 nie cisną
A chciałem postawić prosto na Beats Solo3… Serio, pomiędzy nimi, kupować H4?
Bose QC35 jak dla mnie są bezkonkurencyjne i wcale nie dużo droższe.