Test Beoplay M5 – prawie jak BeoLab 90
Bardzo lubię podejście niektórych firm do dziennikarzy, z którymi współpracują od jakiegoś czasu. Na początku grudnia 2016 roku dostałem do testów głośnik Beoplay M5, który swoją premierę miał 5 stycznia 2017 roku. Poproszono mnie, abym nie wysłał jego zdjęć w świat i tyle. Nikt nie kazał mi podpisać NDA. Bacznie przeglądałem internet na początku stycznia i zdjęć M5 nie dało się znaleźć.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 02/2017
Głośnik zaś kontynuuje linię zapoczątkowaną przez Beoplay A9, a potem Beoplay A6. Czyli ma wykończenie materiałowe. Jest przy tym najmniejszym głośnikiem z tej linii i kosztuje najmniej. Jak na produkt Bang & Olufsen jest po prostu tani. 2699 złotych, czyli tyle, ile podobne konstrukcje innych producentów.
Jak na produkt Bang & Olufsen jest po prostu tani.
M5 jednak na starcie i wygrywa, i przegrywa, i to w każdym przypadku marką. Oczywiście po sprzęcie Bang & Olufsen, tak jak i po sprzęcie Apple, oczekujemy więcej, poprzeczka jest więc od razu wyżej. Nikt takiemu produktowi nie wybaczy wpadki. Z drugiej strony przy tej cenie nie można oczekiwać jakości z głośników tej firmy, które potrafią kosztować sto razy więcej.
Do projektowania głośnika zaproszono wielokrotnie nagradzaną projektantkę Cecile Manz. Uważana jest za jedną z wiodących duńskich projektantów przemysłowych swojego pokolenia. Wygrała nagrodę „Danish Crown Prince Couple’s Culture Award” za wkład w design. Specjalizuje się przede wszystkim w meblach, a jej stół Mikado został dołączony do kolekcji MOMA (nowojorskie Museum of Modern Art). Dla Bang & Olufsen zaprojektowała już Beoplay A2, Beolit 15 oraz mój ulubiony Beoplay A1.
Beoplay M5 to głośnik 360 stopni. Jego bryła to walec wielkości pięciolitrowej butelki, który gra w każdym z kierunków. Oczywiście firma postawiła na najlepsze materiały. Pokryty jest najwyższej jakości transparentną akustycznie tkaniną z domieszką wełny, wyprodukowaną przez duńskiego producenta – firmę Kvadrat. Jak już przyzwyczaił nas w ostatnich czasach Bang, wełniana osłonka może być w łatwy sposób podmieniona tak, aby pasowała do naszego wnętrza. Aktualnie możemy nabyć wersję w naturalnym jasnoszarym kolorze lub w zdecydowanie ciemniejszym szarym. Wersja ciemniejsza jest moim zdaniem o wiele ładniejsza i cieplejsza, będzie przy tym pasowała lepiej do większości wnętrz. Pewnie wkrótce pojawią się inne warianty.
Od góry głośnik jest przykryty aluminiową płytą, która jest jedynym elementem sterującym. Aluminium jest wypiaskowane i anodowane, i niestety na pierwszy rzut oka jednak przypomina plastik.
Od góry głośnik jest przykryty aluminiową płytą, która jest jedynym elementem sterującym. Aluminium jest wypiaskowane i anodowane, i niestety na pierwszy rzut oka przypomina plastik. W sumie na drugi rzut oka też przypomina plastik, a nawet przypomina go w dotyku Chyba właśnie jedynie do wyglądu tego elementu mogę się przyczepić. Choć jego działanie jest już zdecydowanie inne niż wygląd. Jest po prostu perfekcyjne.

Płyta pozwala na sterowanie natężeniem dźwięku przez obrót o 15 procent w każdym kierunku. Po przekręceniu płyty powraca ona na swoje neutralne położenie w dość powolnym i bardzo równym ruchu. Podobno inżynierowie przez kilka miesięcy szukali odpowiednio lepkiego oleju, który w mechanizmie obracania będzie powodował odpowiedni opór dający właśnie takie idealne tempo powrotu płyty sterującej na swoją pozycję. Płyta, oprócz obracania, rozpoznaje też naciśnięcie, które zatrzyma bądź wznowi muzykę, a jak mamy w domu więcej sprzętu grającego od B&O, przyłączy nas do systemu multiroom.
Tak gładko przeszliśmy od designu do możliwości em-piątki. Te są naprawdę ogromne. Oczywiście, to głośnik bezprzewodowy, a możliwości wpięcia go naszej sieci i do naszych sprzętów jest bardzo dużo. Głośnika możemy używać przy pomocy Bluetooth, ale lepiej wpiąć go do sieci. Tu możliwości są dwie, możemy to zrobić za pomocą gniazda ethernet lub Wi-Fi. Warto zatrzymać się przy tym drugim sposobie, bo Bang & Olufsen robi to najbardziej applowo, jak tylko się da.
Tu możliwości są dwie, możemy to zrobić za pomocą gniazda ethernet lub Wi-Fi. Warto zatrzymać się przy tym drugim sposobie, bo Bang & Olufsen robi to najbardziej Applowo, jak tylko się da.
Gdy uruchomimy głośnik niepodpięty do żadnej sieci, a następnie wjedziemy do menu Wi-Fi w naszym iPhonie, pojawi się opcja „Skonfiguruj nowy głośnik AirPlay”. Wybieramy wtedy nasz głośnik i twierdząco odpowiadamy na pytanie o podłączenie do sieci. KONIEC. Prościej i bardziej applowo już się nie da. Gdy już głośnik będzie podłączony do Wi-Fi, możliwości odtwarzania mamy co niemiara. Po pierwsze oczywiście AirPlay, po drugie Spotify Connect, po trzecie Google Cast i po czwarte system Multiroom od Banga. Brakuje na tej liście jedynie wsparcia dla Apple Music – pewnie tego długo nie będzie i w większości przypadków zastąpi je AirPlay, ale niesmak pozostał. Gdy już nasz głośnik będzie podpięty do sieci warto go posłuchać, a na początek wsłuchać się w słowa jego projektantki Cecille Manz:
„Projekt Beoplay M5 jest zainspirowanym tym, w jaki sposób ludzie wykorzystują dźwięk w ich codziennym życiu – jako naturalny punkt centralny dla swojej rodziny. Kształt sygnalizuje, że dźwięk jest odtwarzany pod każdym kątem i że wizualnie może wpasować się bądź wyróżniać w naszym domu, w zależności od indywidualnych preferencji.”

Głośnik o kształcie walca ma tak rozmieszczone przetworniki, czyli trzy głośniki wysokotonowe, pełnozakresowy średniotonowy, skierowany do przodu oraz pięciocalowy, żeby grał w każdym kierunku. To ukłon w stronę użytkownika, który może go po prostu postawić i nie martwić się, jak względem niego jest usytuowany. Powinien zawsze grać tak samo. Choć w aplikacji sterującej jego pracą mamy możliwość wyboru jednego z trzech ustawień: pośrodku, w rogu lub przy ścianie pomieszczenia. Moje testy nie wykazały ogromnych zmian przy wybraniu któregoś z trybów. Według B & O powinniśmy uzyskać w tym głośniku stereo, wykorzystując tylko jeden element grający, wszytko dzięki temu, że mając tak dużo przetworników w jednym głośniku, można sterować kierunkiem wiązki dźwięku i jej szerokością. Firma zapewnia, że jest to uproszczona wersja opatentowanej technologii audio, którą wykorzystuje w swoim prestiżowym głośniku BeoLab 90.
Słuchałem BeoLab 90 i M5 tak nie gra, ale jest sto razy tańszy, więc w sumie się nie dziwię. Najbardziej w tym absurdalnym porównaniu do BeoLab 90 brakuje mu MOCY.
Słuchałem BeoLab 90 i M5 tak nie gra, ale jest sto razy tańszy, więc w sumie się nie dziwię. Najbardziej w tym absurdalnym porównaniu do BeoLab 90 brakuje mu MOCY. Nie mogę przyczepić się do brzmienia, jest typowe dla firmy. Dość zimne z powodu metalicznych tonów wysokich. Mamy jednak też dynamiczny środek i ocieplający dół. Jeśli nie gramy bardzo głośno, czyli nie próbujemy przy M5 robić wielkiej imprezy w 120-metrowym salonie, to wszystko jest OK. Niestety pokusa „Mam głośnik od Banga” często nas zwodzi i przy próbie nagłośnienia dużej imprezy polegniemy. Wtedy BeoLab 90 sprawdzi się lepiej.
Beoplay M5 to kolejny mały, fajny, stosunkowo niedrogi głośnik od Bang & Olufsen. Jestem cały czas pod wrażeniem, jak ta firma radzi sobie na rynku małych, bezprzewodowych systemów grających. Rynku, który pięć lat temu był dla niej zupełnie nieznany. M5 to kolejny strzał w 10!