Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Czarny kontra biały – test inteligentnych szczoteczek

Czarny kontra biały – test inteligentnych szczoteczek

9
Dodane: 7 lat temu

Zbliżają się święta. Czas prezentów. W tym roku postanowiłem sobie zrobić prezent w postaci nowej… szczoteczki elektrycznej.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 12/2017


Po 15 latach używania szczoteczki elektrycznej Oral B nadszedł czas na zmianę na coś nowego. Chciałem coś inteligentnego, coś, co wpisuje się w modną koncepcję IoT. Przeszukałem internet, podpytałem ludzi na Twitterze i wytypowałem trzy modele. Przeważająca większość osób proponowała mi szczoteczki Philips Sonicare, ale nie byłbym sobą, gdybym nie chciał spróbować najnowszego Oral B, przecież z niego przez tyle lat korzystałem. Z trzeciej strony jestem też fanem Xiaomi.

Nie mogąc podjąć decyzji na podstawie rekomendacji, udałem się do Media Markt i kupiłem dwie – Oral B Genius Pro 9000 oraz Philips Sonicare DiamondClean Smart. Mam to szczęście, że moja mama też potrzebuje nowej szczoteczki, także jedna z nich będzie jej – cóż, zapewne przeczyta ten tekst przed Gwiazdką i będzie wiedziała, co dostanie…

Jak wspomniałem wcześniej, rozważałem jeszcze Xiaomi. Znacie mnie i wiecie, że jestem fanem tej marki, ale po zobaczeniu ich szczoteczki u znajomego, choć cena bardzo kusiła, to nie zdecydowałem się, bo wygląd i jakość zdecydowanie odbiegała od standardów, jakie przyjąłem. To tyle i aż tyle na jej temat. Wracając do meritum…

Przejrzałem ofertę szczoteczek elektrycznych i biorąc pod uwagę kryteria, jakie przyjąłem, wytypowałem dwa modele – Oral B oraz Philips Sonicare, w obu przypadkach modele z aplikacją. Trudno mówić o konkurencji, bo są to dwa kompletnie różne produkty, oparte o dwie zupełnie różne technologie. Oczywiście łączy je zastosowanie i bycie smart, reszta to już zupełnie inna historia. Różnice są jak między białym i czarnym.

Pierwszy model to Oral B Genius Pro 9000 – biały. Drugi to Philips Sonicare DiamondClean Smart, wybrałem czarny, to znaczy prawie czarny, bo tak naprawdę ciemnogranatowy.

Testuję w boju

Z badań programu Monitorowania Zdrowia Jamy Ustnej Populacji Polskiej wynika, że prawie 70% dorosłych osób deklaruje szczotkowanie zębów przynajmniej dwa razy dziennie, a 23% – raz dziennie. Jeśli to prawda, prawdopodobnie za zły stan zębów Polaków odpowiada w dużym stopniu nie brak, ale nieprawidłowa technika mycia zębów i pomijanie higieny całej jamy ustnej. Zapominamy o czyszczeniu przestrzeni międzyzębowych, nie czyścimy języka, zbyt mocno szorujemy zęby, niepotrzebnie przyciskając szczoteczkę, myjemy zęby za krótko, pomijamy niektóre obszary itd. Moje smartszczoteczki mają mi pomóc w tym, abym nie popełniał błędów.

Szczoteczka Philips Sonicare dzięki technologii sonicznej opartej na falach dźwiękowych wykonuje do 62 tysięcy ruchów szczotkujących na minutę, wytwarzając mikrobąbelki, które dynamicznie docierają do trudno dostępnych miejsc. Mikrobąbelki uderzają w płytkę nazębną, rozbijając ją i uwalniając zęby od bakterii. Mikrobąbelki czyszczą nie tylko same zęby, ale dostają się także w trudno dostępne miejsca między zębami, na tylne powierzchnie zębów i wzdłuż linii dziąseł.

Nigdy wcześniej nie miałem okazji używać szczoteczki sonicznej. Włączyłem i… szok. Najpierw się przestraszyłem. Potem miałem dziwne wrażenie, którego nie potrafiłem porównać z niczym innym. W końcu – wow! Wrażenie ze szczotkowania zupełnie inne od dotychczas. Już po pierwszym szczotkowaniu miałem unikalne uczucie czystości, zbliżone trochę do odczucia po piaskowaniu zębów.

Oral B w odróżnieniu od Philipsa stosuje końcówki oscylacyjno-rotacyjne. Oznacza to po prostu, że przez tych 15 lat… nic się nie zmieniło. Końcówki szczoteczki po prostu kręcą się w kółko. Co więcej, dźwięk i prędkość działania też się nie zmieniły, szczoteczka brzmi jak makabryczne wspomnienie z podstawówki – wolnoobrotowa maszyna do borowania.

Obie szczoteczki są bardzo dobrze wykonane i wygodnie leżą w ręku. Osobiście bardziej pasuje mi smuklejsza i matowa w dotyku szczoteczka Philipsa. Oral B jest od spodu gumowany, a wierzch ma błyszczący. Co ciekawe, przy podnoszeniu szczoteczka Philipsa wybudza podświetlenie dzięki czujnikom i pokazuje, jaki program jest w tym momencie wybrany, jego siłę oraz stan baterii. W Oral B możemy to podejrzeć, dopiero gdy ją uruchomimy przyciskiem.

À propos programów: obie szczoteczki mają ich kilka – dokładnie po pięć. Pod tym względem są podobne do siebie. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. W wypadku Oral B muszę wiedzieć dokładnie, jaką końcówkę do jakiego zastosowania zakładam i ustawić odpowiedni program. W Philipsie szczoteczka sama rozpoznaje, która końcówka jest założona i sama dopasowuje program i intensywność szczotkowania. Nie ukrywam, że jest to bardzo wygodne, bo ani Oral B, ani Philips nie mają na końcówkach napisane, do czego są (Philips ma skróty 3C/3G/3W – chcielibyście je jakoś rozwinąć?). W obu przypadkach opis znajduje się w instrukcji, a który mężczyzna czyta instrukcje?

Jak rozpoznać, że trzeba wymienić końcówkę? W Oral B musimy obserwować zmianę koloru włosia szczoteczki – znowu, jak od 15 lat. Philips dzięki wbudowanym w końcówkę czujnikom i połączeniu z naszym telefonem sam nas informuje w odpowiednim momencie o potrzebie zmiany.

Obie szczoteczki mają sygnalizator nacisku szczoteczki podczas użycia. Jest on widoczny zarówno w aplikacji, jak i dzięki odpowiedniemu podświetleniu na szczoteczce. Przyznam się szczerze, że dopiero jak sprawdzałem, czy to w ogóle działa, to się zaświeciło – w jednym i drugim przypadku. Nie wiem, z jaką siłą ludzie muszą szczotkować zęby?!

Jak jesteśmy przy szczotkowaniu, to trzeba zaznaczyć, że Oral B przyjął kompletnie inną koncepcję kształtu końcówki od Philipsowego. Jest to oczywiście podyktowane zastosowaną technologią silnika. Odnoszę wrażenie, że smukła główka Philipsa w kształcie klina lepiej dosięga do trudniej dostępnych zębów z tyłu.

Wspominałem, że Philips Sonicare wybudza się podczas podnoszenia. To jest kwestia zastosowanych sensorów. Dzięki nim szczoteczka bardzo dobrze sama wie, gdzie i jak szczotkujemy i które partie pominęliśmy lub gorzej wyczyściliśmy. W Oral B mamy zastosowany inny pomysł – wie to za nas nasz smartfon. Musimy, uwaga, przyssać do lustra przy umywalce specjalny zaczep do telefonu (który jest w zestawie), wyrazić zgodę na używanie kamery i stać nieruchomo naprzeciwko, gapiąc się w telefon. Trochę to creepy. Wolę trochę swobody w łazience podczas porannej toalety. Sam zaczep do lustra bardzo dobry – jestem pewien, że wiele osób będzie go używać w samochodzie.

Ładowanie

Szczoteczki testuję od ponad trzech tygodni. Są w równoległym użyciu. Pomaga mi w testach syn. Zmieniamy się szczoteczkami raz dziennie, czyli szczotkuję codziennie zarówno Philips Sonicare, jak i Oral B. Jednocześnie obie szczoteczki mają dwa użycia, tak jak w normalnym użytkowaniu. O ile ładowanie samej szczoteczki to nie jest problem, bo ładujemy ją przez noc, to już czas pracy na jednym ładowaniu jest kompletnie różny. Oral B wytrzymuje 10–12 dni pracy (2 razy dziennie). W czasie testów ładowałem ją już dwa razy. Philips Sonicare zasygnalizował potrzebę ładowania równo po trzech tygodniach. To bardzo dobry wynik i spokojnie przy takiej baterii możemy wyjechać na dwutygodniowy urlop bez stresu i ładowarki.

Aplikacja

Tutaj wszystko zależy od preferencji użytkownika. Aplikacje mają podobne funkcje, z tą różnicą, że w Oral B związane jest to z używaniem kamery, o czym wcześniej pisałem. Obie kontrolują czas i zachęcają do mycia. Prezentują podsumowania i statystyki i zachęcają do grywalizacji. Po kilkudniowym użyciu to jednak aplikacja Philipsa bardziej przypadła mi do gustu. Jest prostsza, bardziej minimalistyczna, czystsza. A przekonało mnie to, że jest intuicyjna.

Co w zestawie?

W zestawie Oral B Genius Pro 9000 jest szczoteczka z czterema końcówkami Cross Action (do dokładnego czyszczenia), Floss Action (do lepszego czyszczenia przestrzeni międzyzębowych), 3D White (do polerowania i wybielania) oraz Sensitive (do delikatnego mycia zębów i dziąseł). Oczywiście jest ładowarka do ustawienia w łazience z zamykanym pojemnikiem na końcówki. Jest też wspomniany hit – przyssawka do lustra, w którą wpinamy iPhone’a, jeśli chcemy mieć lepszą kontrolę szczotkowania.

Ostatnim elementem jest etui podróżne. Wygląda bardzo ładnie, ale ma podstawowy mankament – to specjalna ładowarka. Wprawdzie jest w niej też wyjście USB, ale tylko do połączenia na przykład naszego iPhone’a i ładowania go przez ładowarkę szczoteczki. Dziwny pomysł w dzisiejszych czasach, aby pominąć najpopularniejsze rozwiązanie, czyli ładowanie przez USB, tym bardziej w podróży.


Philips Sonicare DiamondClean Smart ma w zestawie ładowarkę łazienkową, którą dodatkowo wyposażono w szklany kubeczek do płukania ust. Szczoteczkę wstawiamy po prostu do kubeczka, tak jak to robimy ze zwykłymi szczoteczkami w łazience. Ładowanie indukcyjne działa poprzez szkło. W zestawie Philipsa dostajemy podobnie cztery końcówki – Premium Plaque Control (usuwa płytkę nazębną nawet w trudno dostępnych miejscach), Premium Gum Care (została zaprojektowana tak, by docierać w głąb jamy ustnej aż po zęby trzonowe i dbać o zdrowie dziąseł), Premium White (eliminuje przebarwienia, wybiela i poleruje zęby) oraz TongueCare+ (do czyszczenia języka). Oczywiście w zestawie jest pojemnik na końcówki oraz etui podróżne. W tym przypadku możemy je ładować z dowolnej ładowarki od telefonu, tabletu czy bezpośrednio z komputera, bo ma wbudowany kabel USB.

Cena

Oral B Genius Pro 9000 kosztuje w Media Markt 798 złotych. Philips Sonicare DiamondClean Smart kosztuje 1392 złotych. Oba zestawy są drogie, nie ukrywam tego. Philips Sonicare nawet prawie dwa razy droższy od Oral B, ale po testach muszę przyznać, że jest tego wart. System sonicznego czyszczenia versus tradycyjna elektryczna szczoteczka to przepaść technologiczna. Jeśli chodzi o koszty eksploatacji, czyli nowych końcówek, to do Oral B koszt waha się od 50 złotych za dwie końcówki do 150 złotych za osiem sztuk. Oral B sugeruje wymianę co trzy miesiące. W przypadku Philipsa za cztery sztuki w zależności od typu zapłacimy 90–150 złotych, a producent zaleca wymianę główki podobnie, też co trzy miesiące.

Podsumowanie

Przez ostatni miesiąc, testując obie szczoteczki, doprowadziłem do tego, że… chyba nigdy wcześniej nie miałem tak czystych zębów. Jedno jest pewne – przekonałem się zdecydowanie do rozwiązania Philipsa. Soniczna szczoteczka Philips Sonicare czyści lepiej niż tradycyjna, mechaniczna. Systemy wspomagające czyszczenie nauczyły mnie lepszej techniki szczotkowania, dzięki czemu mam ewidentnie bielsze zęby. Mieliście rację, polecając mi Philips Sonicare. Przekonałem się, wprawdzie dopiero po testach na żywym organizmie, ale faktycznie różnica jest kolosalna. Wybieram ciemną stronę mocy i zostaję ze szczoteczką Philips Sonicare. Wam też polecam.


Dominik Łada

MacUser od 2001 roku, rowery, fotografia i dobra kuchnia. Redaktor naczelny iMagazine - @dominiklada

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 9

Zdecydowanie ani jedna ani druga.
Oczywiście tylko szczoteczka soniczna. Oral-b i ich rotacyjne szczoteczki to przeszłość.

Ale zamiast płacić za philipsa (który notabene popsuł mi się zaraz po 2 latach używania) polecam Xiaomi Soocas X3. Wyglad? Zdedydowanie duzo lepszy niż te obie. Jakoś wykonania rewelacyjna. Dla fanów aplikacji też coś jest, gdyż szczoteczka ma BT i swoją apkę. No i koszt – 160 zł.
A jeśli ktoś ma do wydania 600 zł to nie Philips ale MEGASONEX M8. To jest prawdziwa szczoteczka ultradźwiękowa.

Cóż, wiedziałem, że po moim tekście będzie silna reakcja fanów Xiaomilepsze;-), ale uwierz mi, sam jestem ich fanem i lubię produkty i mam ich bardzo dużo, testowałem ich szczoteczkę ale to nie ta sama liga, a apka…well…nie ma porównania odnośnie opcji, funkcji, dołączonych usług itd

Miałem Philipsa za 800 zł, który padł po 2 latach.
Mam Xiaomi za 160 zł i jak padnie to bez żalu :)
Może rzeczywiście jakoś wykonania w Xiaomi jest gorsza, ale tylko lekko gorsza.
Apka? To zbędny gadżet. Może i mieć milion funkcji, ale uruchomisz apkę kilka razy i zapomnisz.

Po prostu w tej kwocie co kosztuje Philips można kupić szczoteczkę ultradźwiękową, która jest naprawdę rewelacyjna. Nie ma apki, design nie jest najlepszy, ale robi najlepiej to co powinna – czyli myje zęby.

Na codzień żyję z dentystką, której spytałem się która szczoteczka lepsza. Powiedziała – Xiaomilepsze :)

Którą szczoteczkę Xiaomi testowałeś? Jest ich ponad cztery rodzaje.

Dziękuję za fajny wpis. Ja też miałem do czynienia z tymi dwoma szczoteczkami i mi do gustu bardziej przypadła szczoteczka soniczna Oral-B. Udało mi się ją kupić na promocji. Zęby czyści bardzo dobrze, nie mam dzięki niej kamienia nazębnego. Wydaje mi się nawet, że są odrobinę bielsze.