Udany start rakiety Electron
Electron to niewielka rakieta mogąca wynieść na orbitę od 150 do 225 kg ładunku. Została zaprojektowana i zbudowana przez firmę amerykańską firmę Rocket Lab, jednak cała jej produkcja i stanowisko startowe mieści się w Nowej Zelandii. Dlaczego Nowa Zelandia? Z obszarów zbliżonych do biegunów łatwiej jest wysłać ładunki na orbity okołobiegunowe. Potrzeba w tym celu mniej paliwa, a właśnie takie orbity ma bardzo wiele niewielkich satelitów badawczych.
Pierwszy start Electrona miał miejsce 25 maja 2017 roku. Misja ta nosiła nazwę „It’s a Test” i jak łatwo się domyślić, była lotem testowym. W czasie tej misji ze stanowiska startowego LC-1 mieszczącego się na malowniczym Półwyspie Mahia, wystartował pierwszy Electron. Jednak misja nie powiodła się i kilku minutach od startu, utracono łączność z rakietą. Jak się później okazało, łączność działała poprawnie, błąd leżał po stronie oprogramowania naziemnego, które źle interpretowało odbierany sygnał. Rocket Lab poprawiło te błędy i przygotowało się do kolejnego startu.
Misja „Still Testing”, wciąż miała być testem rakiety Electron. Jednak tym razem, miała mieć ładunek. W dodatku nie jeden, ale aż trzy ładunki. Były to trzy niewielkie satelity klasy CubeSat1. Start nastąpił 21 stycznia o godzinie 2:45 czasu polskiego. Początkowo misja ta miała polecieć już w grudniu, ale m.in. problemy z pogodą zmusiły Rocket Lab, do przesunięcia startu na styczeń.
Rocket Lab z rakietami Electron to, obok Vector Space Systems ze swoimi Vectorami-R, chyba najciekawsza z nowych firm wchodzących na rynek niewielkich satelitów. Rynek, który jak się szacuje, w najbliższej dekadzie będzie się bardzo prężnie rozwijał. Przewidywania mówią, że w tym czasie powinno pojawić się prawie 3,5 tysiąca niewielkich satelitów. Ładunki takie, są za małe, aby zainteresowały się nimi duże firmy jak SpaceX. Wysłanie jednej lub kilku małych kostek rakietą za 60 mln dolarów nie ma ekonomicznego uzasadnienia, ale jeśli koszt rakiety wynosi kilka milionów dolarów, to zupełnie zmienia postać rzeczy. Właśnie takie niewielkie ładunki chce wynosić na orbitę Rocket Lab. Podobno mają już tyle zamówień, że musieliby wystrzeliwać rakietę co tydzień. Prężny rozwój tej części sektora kosmicznego, spowodował również zainteresowanie nim przez Europejską Agencję Kosmiczną, która zapowiedziała w grudniu odświeżenie rakiet z rodziny Vega.
Rocket Lab przy produkcji Electronów wykorzystuje wiele ciekawych rozwiązań. W celu obniżenia kosztów, silniki dla rakiet są drukowane na drukarkach 3D. W czasie niedzielnej misji, zaprezentowano jeszcze jedno rozwiązanie – kick stage. Jest to ostatni stopień rakiety, wyposażony w niewielkie silniczki manewrowe. To właśnie on dostarcza precyzyjnie satelity na właściwe orbity, a po wykonaniu swojego zadania, wykonuje proces deorbitacji i spala się wchodząc w atmosferę. Jak przystało na Rocket Lab, silniczki do kick stage, również zostały wykonane w technologii druku 3D. Ciekawostką jest, że silnik ten nosi bardzo swojsko brzmiącą nazwę „Curie”. Pochodzi ona oczywiście on nazwiska Marii Skłodowskiej-Curie.
Trzeci start Electrona, zaplanowany jest na marzec tego roku. Misja ma nosić nazwę „This Is Not a Test” i w planie jest wyniesienie kilkunastu niewielkich satelitów na zlecenie NASA.
- Kostki o boku 10 cm i wadze do 1,33 kg. ↩