Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Garmin Forerunner 935 – nie tylko dla biegaczy

Garmin Forerunner 935 – nie tylko dla biegaczy

0
Dodane: 6 lat temu

Zegarki sportowe Garmina przybierają coraz bardziej „zwyczajną” formę, a fēnix 5S jest dowodem na to, że można pogodzić zaawansowane funkcje z klasycznym wyglądem. Forerunnery nigdy takie nie były, wraz z wprowadzeniem FR935 to się jednak zmieniło.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2017


Jeszcze kilka lat temu noszenie sportowego zegarka na co dzień wydawało się mało wygodne i pozbawione elegancji. Smartwatche pokazały jednak, że urządzenie o rozbudowanym zestawie funkcji może być nie tylko małe, ale i ładne. W obliczu tego, że oferowały one też podstawowe funkcje fitness, producenci urządzeń sportowych poczuli zagrożenie. O ile bowiem sportowcy i bardziej zaawansowani amatorzy wybierali i tak sprzęt stworzony do uprawianej dyscypliny, to już mniej wymagający użytkownicy decydowali się na prostsze rozwiązania (bo pomimo oferowania więcej w zakresie sportu, zegarki sportowe nie integrowały się tak dobrze ze smartfonem). Tym samym Garmin (a wraz z nim też jego konkurenci) zaczął walkę o miejsce na nadgarstku użytkownika, który oczywiście ma smartfona. Seria fēnix przetrwała tę próbę dzięki zgrabnemu 5S, a stworzona na bazie klasycznego zegarka vívomove rywalizuje bardziej z konstrukcjami Withings… znaczy się, Nokii. W przypadku przeznaczonej dla biegaczy serii Forerunner metamorfoza przebiegała stopniowo, od modeli 230 i 235, w których ekran zaczął się zaokrąglać, przez zaskakujący 735XT, po 935, czyli następcę 920XT.

Gdybym nie wiedział, czym jest FR935, a zobaczyłbym go na czyimś nadgarstku, uznałbym go za zgrabny, prosty zegarek, w którym zamiast wskazówek zastosowano ekran. Nie tylko nie przypomina większości zegarków sportowych (zwłaszcza w wersji czarnej), ale też nie nosi znamion smartwatcha. Waży tylko 49 gramów, a pomimo umieszczenia w nim odbiornika GPS, optycznego czujnika tętna, mocnej baterii i innych czujników jego obudowa jest płaska i zgrabna. Wrażenie „zwyczajności” potęguje okrągły wyświetlacz o niezłej rozdzielczości, na którym można wyświetlić godzinę w postaci cyfr lub klasycznej tarczy. Zegarek ma pięć przycisków o standardowych dla Garmina funkcjach, identycznych co w linii fēnix, a także klasyczną sprzączkę. Gumowy pasek jest wystarczająco długi, by dopasować go do każdego nadgarstka, nie przeszkadza też pomimo noszenia zegarka przez kilka dni bez zdejmowania. Opis na stronie producenta sugeruje zastosowanie mechanizmu mocowania pasków QuickFit, to jednak błąd – pasek da się wymienić, ale wymaga to narzędzi. Koperta to natomiast plastik: gładki, matowy i świetnej jakości, absolutnie odporny na zarysowania. Wykonano go na dokładnie takim samym poziomie, co flagową serię fēnix – różni je jedynie wzornictwo.

Jak już wspominałem, FR935 to następca 920XT, i choć wygląd obu różni się diametralnie, to docelowa grupa odbiorców jest dokładnie ta sama. FR935 to zegarek dla triathlonistów, oferujący zarówno tryby do łączenia biegu, jazdy na rowerze i pływania, jak i dla każdej z tych dyscyplin z osobna, w różnych wariantach. Oprócz nich obsługiwane są też inne sporty i aktywności, takie jak wędrówka, marsz, wioślarstwo, ćwiczenie na maszynach, jazda na nartach czy golf (więcej można doinstalować ze sklepu Connect IQ). Standardowo już dla każdej z nich można osobno skonfigurować ekrany danych wyświetlane podczas treningu, a także doinstalować pola danych. Przydatna okazuje się też opcja zduplikowania trybu, by stworzyć dla niego alternatywny układ tarcz (wykorzystałem to, by dostosować informacje potrzebne mi podczas jazdy zwykłym rowerem oraz e-bikiem). Standardowo już ekrany danych można edytować i przewijać ręcznie lub automatycznie. Z racji umieszczenia w zegarku optycznego czujnika tętna, a także kompatybilności z akcesoriami ANT+ zegarek pozwala na pomiar tętna i bieżące wyświetlanie jego strefy podczas treningu. Ponadto FR935 ma zaimplementowanego asystenta odpoczynku, który sugeruje, ile czasu powinna trwać regeneracja i na jaki wysiłek w tym czasie możemy sobie pozwolić. Nowością jest ocena efektu treningowego, czyli podsumowanie wpływu ukończonej aktywności na wydolność aerobową oraz siłową – jest to szczególnie przydatny element, jeśli chcemy kontrolować faktyczną skuteczność realizowanego planu bądź ćwiczymy na własną rękę i preferujemy zróżnicowane rodzaje treningów. Istnieje też możliwość oceny obciążenia treningowego, bazującego na wysiłku z ostatniego tygodnia. Specjalny widżet określa, czy nasze aktywności miały odpowiednią dla naszej kondycji intensywność, a tym samym pozwala stwierdzić ewentualne przetrenowanie bądź zbyt mały wysiłek. Odczytanie danych jest bardzo proste, status bowiem jest opisany słownie, od szczytowego (czyli najlepszego), po ponad siły (niebezpiecznego, w którym trening może nam wręcz zaszkodzić). Zegarek obsługuje też Strava Segments, znane już z 735XT. To świetny element motywacyjny – gdy wbiegamy na odcinek, który jest dodany do Stravy, zaczyna być mierzony czas, a po pokonaniu go w całości, nasz wynik jest w aplikacji zestawiany z osiągnięciami innych osób.

Interfejs zegarka zmienił się diametralnie względem 920XT, skopiowano go chyba bez wyjątku z nowych fēnixów. Mamy więc pionowo przewijane widżety pogody, tętna i sterowania muzyką, powiadomienia, informacje o treningach i wydolności. Nie zabrakło też szybkiego menu, wywoływanego przyciskiem wyłączania urządzenia. Funkcje charakterystyczne dla smartwatchów są na standardowym, „garminowym” poziomie – możemy odczytywać powiadomienia bez możliwości interakcji oraz odbierać bądź odrzucać połączenia, ale rozmowę da się prowadzić jedynie na telefonie (brak mikrofonu i głośnika). Urządzenie mierzy też dzienną aktywność i samo ją rozpoznaje, ale wciąż zapisuje ją wyłącznie w widoku dziennego kalendarza, do którego dość niewygodnie się dostać. Monitorowanie snu jest już wygodniejsze, ma nawet swój ekran i widżet w Garmin Connect. Cieszę się, że zegarek ma Wi-Fi, które uniezależnia go na dłuższą metę od aplikacji na smartfonie (ta potrzebna jest tylko do pierwszej konfiguracji), synchronizacja odbywa się bowiem automatycznie, a dane trafiają od razu do Garmin Connect. Zaskakuje czas pracy na baterii – przy dwóch godzinnych treningach i noszeniu go bez przerwy po tygodniu bateria miała wciąż 56% (włączony był Bluetooth, ale Wi-Fi już nie). To naprawdę dobry wynik, a ponadto producent zdecydował się na złącze ładowania identyczne, co w serii fēnix. Na koniec zostawiłem dokładność GPS – ta jest moim zdaniem porównywalna z tą, którą oferuje 5S (tylko tego fēnixa z nowej serii testowałem), rysowanie trasy jest niemal idealne, a łapanie sygnału trwa od kilku do kilkunastu sekund (tylko dwie spośród wielu prób wymagały ode mnie odczekania niespełna minuty, czemu winna była najprawdopodobniej wysoka zabudowa).

920XT był flagowcem w mniej eleganckiej obudowie, ale dającym praktycznie te same możliwości, co seria fēnix. W przypadku FR935 jest podobnie, choć tu wygląd nie jest już tak sportowy, a nieco mniejsze gabaryty i delikatniejsze wzornictwo działają wręcz na korzyść względem większych fēnixów serii 5. Osobiście uważam Forerunnera 935 za najlepszy zegarek sportowy, jaki mógłbym wybrać z obecnej oferty Garmina – ma dosłownie wszystko, od dokładnego pomiaru mojej wydolności i parametrów biegowych (a także innych, zależnie od dyscypliny), przez wygodną synchronizację i mocną baterię, po stonowane wzornictwo, pasujące nie tylko do sportowego stroju.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .