Honor 9 – nie zawsze potrzebujemy rewolucji
Nie powstał jeszcze (i mam nadzieję, że nigdy nie powstanie) smartfon idealny. Wielu jednak wciąż próbuje stworzyć takie urządzenie, podążając za wszystkimi konkurentami.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 12/2017
Wykorzystywanie stosunkowo nowych, ale już sprawdzonych rozwiązań wydaje się receptą na opracowanie przynajmniej bardzo dobrego produktu, który zagwarantuje określony przychód. Takie urządzenie nie zapisze się raczej niczym szczególnym w historii, a wszyscy zapomną o nim w momencie, w którym zostanie pokazany jego następca (to akurat zdarza się też innowatorom, którzy nie dają rady wprowadzać owych innowacji co roku). Huawei, tworząc Honora 9, poszedł ścieżką przetartą przez model 8, dorzucając do niego funkcje znane z innych nowych smartfonów. Kilka tygodni z tym smartfonem pozwoliło mi stwierdzić, że to wcale nie taka zła ścieżka, jak mogłoby się początkowo wydawać.
Marka Honor była długo uznawana za lepszą wersję smartfonów Huawei, w tym roku role się jednak odwróciły i przynajmniej marketingowo wyżej pozycjonowane są właśnie urządzenia tej drugiej marki. Honor 9 swoją konstrukcją nawiązuje mocno do poprzednika, na pierwszy rzut oka jest niemal identyczny. Obudowę zrobiono z dwóch tafli dość delikatnego szkła i aluminiowej ramki. Kształty są delikatnie zaokrąglone, ale nie na tyle, by wyślizgiwać się z dłoni, na szkle zostaje jednak mnóstwo odcisków palców. Wzornictwo, choć mogłoby się wydawać wtórne (wszak bardzo podobną konstrukcją mógł pochwalić się już Samsung Galaxy S6), bardzo mi odpowiada, ująłbym mu jedynie nieco połysku. Nie ma tu wystających z obudowy obiektywów, brak też szpecących tył wyraźnych napisów. Obiektywy są umieszczone bezpośrednio za taflą szkła chroniącą tył – to bardzo eleganckie, ale ma jedną wadę: obudowa może pęknąć bądź zarysować się właśnie na aparacie (szkło nie jest w tym miejscu wzmocnione). Front jest dość standardowy: ekran o przekątnej 5,15 cala ma standardowe proporcje 16:9, nad nim znalazł się głośnik, kamera i inne czujniki, pod nim natomiast umieszczono dotykowy przycisk Home ze zintegrowanym czytnikiem linii papilarnych oraz dwa przyciski nawigacyjne po obu jego stronach. Powrót do przycisku pod ekranem zaskakuje, zwłaszcza że inni producenci starają się z niego rezygnować, a już nawet w Honorze 8 znajdował się on z tyłu obudowy. Smartfon dostał port USB-C, nie zabrakło też mini Jacka. Urządzenie ma miejsce na dwie karty nano SIM, jedną z nich można zastąpić kartą pamięci – to coraz popularniejsze rozwiązanie spotykane choćby w Samsungach. Osobiście bardzo je cenię – w podróży mogę zrezygnować z dodatkowej pamięci i włożyć do telefonu kartę lokalnego operatora. Telefon jest dość ciężki, co potęguje wrażenie solidności – jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie.
Telefon ma na pokładzie Androida 7.0 oraz nakładkę EMUI 5.1. Interfejs jest trochę iPhone’owy – domyślnie wyłączony jest app drawer, wszystkie nowe aplikacje trafiają więc na pulpit. Podobne jest też wyszukiwanie wywoływane gestem czy też kolorystyka systemu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by włączyć raczej standardowy interfejs z app drawerem (co więcej, uważam, że sprawdza się on lepiej). Pod względem estetyki odstawały jedynie ikony – wyglądały jak inspirowane mobilnymi systemami sprzed pięciu lat, co ani nie pasowało do minimalistycznego stylu pozostałych elementów, ani też nawet nie było ładne. Na szczęście da się je zmienić motywem. Oprócz tego drobiazgu interfejs EMUI mi jednak się podoba – dzięki temu, że nie stara się ukryć czystego Androida, nie sposób gdzieś się zgubić. Jest tu oczywiście kilka autorskich rozwiązań, od bardzo istotnego dla osób starszych trybu prostego, przez ocieplanie temperatury barwowej ekranu po zmroku, tryb obsługi jedną ręką czy uruchamianie dwóch instancji tej samej aplikacji jednocześnie, po otwieranie aplikacji przez kreślenie symboli… knykciem (telefon rozróżnia powierzchnię palca, która dotyka ekranu). Warto wspomnieć też o funkcji pilota, Honor 9 ma bowiem port podczerwieni. Działa całkiem nieźle, baza kompatybilnych urządzeń jest olbrzymia, ale nie każde z nich jest poprawnie obsługiwane (mój kilkuletni telewizor Sharpa z nim współpracował, ale nie dało się doprogramować brakujących przycisków).
Huawei zastosował w Honorze 9 bardzo mocne podzespoły: 8-rdzeniowy Kirin 960 z czterema wolniejszymi (1,8 GHz) i czterema szybszymi (2,4 GHz) rdzeniami i 4 GB pamięci RAM pozwalają na płynne działanie i szybkie uruchamianie aplikacji i (nieco wolniejsze) gier. Choć korzystam w ciągu dnia z wielu programów, przywrócenie zamkniętej kilka godzin wcześniej aplikacji nie skutkowało zazwyczaj jej ponownym uruchomieniem. Równie istotne dla wygodnej pracy jest to, jak często muszę doładowywać telefon. Okazuje się, że nie tylko nie szukałem ładowarki w ciągu dnia, ale też udawało się mi nawet przepracować niemal dwa dni (od 7 rano pierwszego dnia do około 19 dnia następnego). Ten wynik robi wrażenie, zwłaszcza że bateria nie ma wyjątkowo dużej pojemności (3200 mAh). Ponadto smartfon obsługuje szybkie ładowanie, od zera do pełna akumulator zapełnia się w około półtorej godziny.
Najsłabszym elementem sprzętowym okazał się… wyświetlacz. Owszem, jest spory i ma bardzo dobrą ostrość (rozdzielczość 1920 × 1080 pikseli daje 428 ppi), ale odwzorowanie kolorów budzi moje zastrzeżenia – barwy są przesunięte w stronę niebieskiego, niezależnie od ustawień wyświetlacza. Ponadto ekran jest kompletnie nieczytelny, jeśli obserwujemy go przez okulary polaryzacyjne. Dopiero po obróceniu do poziomu obraz staje się widoczny, przez większość czasu używamy jednak telefonu w pionie. Charakteryzuje się za to niezłą jasnością i świetną reakcją na dotyk. Honor 9 ma może i nie najlepszy ekran, ale za to doskonały skaner odcisku palca. Jest aktywny, nie trzeba więc wybudzać ekranu, by zadziałał, a jego skuteczność zaskakuje – działa po prostu zawsze (o ile mamy suchy palec), dotykany pod każdym kątem. W żadnym innym urządzeniu nie spotkałem równie szybkiego i dokładnego skanera. Smartfon reklamowany hasłem „LightCatcher” powinien radzić sobie dobrze ze zdjęciami przy kiepskim oświetleniu. Dzięki zastosowaniu podwójnego aparatu faktycznie jest to możliwe. Pierwszy z nich ma matrycę o rozdzielczości 12 megapikseli, drugi natomiast jest monochromatyczny, ale ma już 20 megapikseli. Jego zadaniem jest poprawianie szczegółowości zdjęć, pozwala też na dwukrotny zoom optyczny. Zdjęcia robione w świetle dziennym wychodzą idealnie ostre, o ile tylko w miarę stabilnie trzymamy urządzenie (brakuje tu optycznej stabilizacji obrazu), przy mniejszej ilości światła pojawiają się natomiast szumy, choć w porównaniu ze zdjęciami z iPhone’a 7 jest ich zauważalnie mniej. Aplikacja aparatu oferuje tryb manualny, z możliwością zmiany czasu naświetlania, balansu bieli, ISO i ekspozycji, a także tryby do konkretnych zastosowań, w tym panoramę, tryb mono, skanowanie czy portret. Dwa obiektywy pozwalają na uzyskanie efektu głębi, ale sposób, w jaki smartfon wyodrębnia pierwszy plan, pozostawia trochę do życzenia. Nie tylko nie zawsze radzi sobie z krawędziami, ale też zdarza się mu niepotrzebnie wyostrzyć część tła.
W Honorze 9 nie ma niczego wyjątkowego. To bardzo dobry telefon z funkcjami, których spodziewam się po flagowcu, ale pozbawiony jakiegokolwiek nowatorskiego rozwiązania. Nie po każdym urządzeniu oczekuję rewolucji – najważniejsze zawsze jest to, by niezależnie od dodatków dobrze spełniał swoją funkcję. Honor 9 nie zawiódł mnie ani razu. Zawsze działał płynnie, bateria trzymała niezwykle długo, a aparat radził sobie nawet w przeciętnych warunkach. Gdybym miał znaleźć unikalną cechę tego smartfona, to byłaby to przewidywalność.