“Każdy może zrobić Ironmana” wywiad z Patrykiem „Kruku”
Patryk bardzo lubi zakładać się o różne rzeczy i, niestety dla mnie, zazwyczaj wygrywa. W kwietniu 2017 roku, w trakcie urodzin żony Patryka, Marty, przyszedł nam do głowy pewien zakład. Tym razem byliśmy pewni swego, bo nikt, absolutnie nikt nie wierzył, że mu się uda. O co się założyliśmy? Otóż o to, że Patryk zrobi Ironmana (pełnego IM, nie jakąś tam połówkę – tę możemy ewentualnie wypić).
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2018
Kwota zakładu była dość wysoka. Na początku założyłem się ja, następnie dołączył do nas Dawid, jeden z naszych kumpli, który dorzucił do puli drugie tyle. Gentlemani nie rozmawiają o pieniądzach, ale było to dużo więcej niż trzy średnie krajowe. Byliśmy pewni wygranej, bo chociaż Patryk nie był człowiekiem, który nie uprawiał nigdy sportu, to miał wtedy około 30 kg nadwagi i od dawna nic nie trenował. A jeśli nie wiecie, czym jest Ironman, to już wyjaśniam: 3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze, a na koniec maraton 42,2 km, czyli coś, co dla normalnego człowieka jest niewykonalne.
Norbert Cała: W tamtym czasie nie uprawiałeś żadnego sportu?
Patryk: Nie, od 10 lat nic, a na pewno nic regularnego. Trochę się zapuściłem (śmiech).
NC: Co robiłeś poza jeżdżeniem na nartach z dziećmi w czasie ferii i nurkowaniem raz na jakiś czas
PK: Jedyne, co trenowałem cały czas, to podnoszenie jedzenia i picia, ale zaznaczam, że ćwiczyłem obie ręce!
NC: No właśnie, do tego to jeszcze wrócimy. Rozumiem, to były urodziny Twojej żony, było wesoło, założyłeś się…
PK: I wszyscy obecni na urodzinach powiedzieli mi, że tego nie zrobię.
NC: Tak, dokładnie wszyscy.
PK: To było właśnie najbardziej motywujące. Nikt nigdy nie będzie mi mówił, co mogę zrobić, a czego nie.
NC: Powiedz mi, następnego dnia rano zdałeś sobie sprawę z tego, co zrobiłeś, a po drugie, czy oceniałeś swoje szanse? Czy wierzyłeś, że uda Ci się to zrobić? Tylko nie ściemniaj mi, bo rozmawiamy sobie teraz prywatnie i nie musisz nikogo zgrywać.
PK: Tak, wierzyłem. I wiedziałem, że to zrobię. Za to podczas treningu, który zacząłem robić na parę miesięcy przed, zrozumiałem, jak trudno będzie, bo to naprawdę morderczy dystans. Jedyne, co mnie motywowało, to to, że wszyscy mówili, że nigdy mi się nie uda.
NC: Czy był ktokolwiek, kto w Ciebie wierzył?
PK: Tak, jedna osoba – mój brat. Powiedział, że to wszystko głową można zrobić (śmiech).
NC: Właśnie do tego chciałem później nawiązać, ale skoro już zacząłeś, to zajmijmy się tym od razu. Od czasu, kiedy to zrobiłeś, to ja wszystkim tłumaczę, że Ironmana robi się głową. Coś w tym chyba jest, prawda?
PK: Może ostatnie 15 kilometrów robi się głową, ale nie całość.
NC: To jak to zrobiłeś? Spędzamy ze sobą sporo czasu. Wiem, że prawdziwe przygotowania zacząłeś jakieś trzy miesiące przed startem.
PK: Zacząłem od maja.
NC: Pamiętam nasz wyjazd do Birmy, tam już zacząłeś trening – biegaliśmy po plaży, biegałeś na bieżni.
PK: Trzy razy, bieżnia jest dla mięczaków (śmiech).
NC: No właśnie – trzy razy w ciągu dwóch tygodni. Skoro więc mówisz, że nie robi się tego głową i jednocześnie jakoś morderczo się do tego nie przygotowywałeś, to jak to się dzieje?
PK: Mam talent?
NC: OK. Czy kontaktowałeś się z jakimś trenerem personalnym, który rozpisał Ci cykl żywieniowo-treningowy? Bo Ironmana nie robi przecież każdy.
PK: Chciałem tak zrobić i może to błąd, że nie zdecydowałem się na współpracę z trenerem, bo pewnie zrobiłbym lepszy wynik. Ale kiedy z nimi rozmawiałem, to na początku radzili mi chodzić, zamiast trenować bieganie. Ważyłem 120 kilo! Ale ja musiałem zacząć biegać i te wszystkie rady były dla mnie bezużyteczne. Tu trwała walka o zakład. Cały proces przygotowania musiałby trwać dwa lata, a ja miałem trzy miesiące, nie mogłem tego więc robić według ich, poniekąd słusznych, wskazówek. Musiałem wymyślić własną strategię. Zacząłem od razu biegać i wszystko, co robiłem, kłóciło się z oficjalnymi założeniami. Poza tym, jak się z nimi skontaktowałem, to powiedzieli mi, że to jest niemożliwe. Po co mi trener, który mówi mi, że to niemożliwe?
NC:Pamiętam, że rozmawiałem o Tobie z Rafałem Hermanem, który teraz jest już pewnie po mistrzostwach świata w Ironmanie na Hawajach. Powiedział mi wtedy, że może założyć się o 50 tys. złotych, że tego nie zrobisz. Ale kiedy opowiedziałem mu trochę o Tobie i o tym, jaki jesteś uparty, to powiedział, że da Ci kilka rad. Czy ważne były dla Ciebie rady innych zawodników?
PK: Mega! Ta praktyczna wiedza to coś, co zdobywasz po kilku startach. Iron był moim pierwszym w życiu triathlonem, pierwszym maratonem i pierwszymi 180 km przejechanymi na rowerze, więc rady, które dostałem od doświadczonych znajomych, były absolutnie bezcenne. Sama suplementacja, sposób żywienia to coś, bez czego Ironmana nie da się ukończyć.
NC: Wiesz co? Ja tam nie wierzę w to, co mówisz, że przez cały czas wierzyłeś, że Ci się uda. Nie wierzę, że myślałeś o przepłynięciu 4 km, przejechaniu 180 i przebiegnięciu 40 w kategoriach wykonalności. Pamiętam przecież, jak przebiegłeś 30 i Cię odcięło.
PK: Na początku, jak wychodziłem z domu, miałem w głowie, że to jest pryszcz. Ale jak kończyłem biec dany dystans, to wielokrotnie mówiłem, że to jest nie do zrobienia. Najwięcej w życiu przebiegłem 30 km i tak mnie odpięło, że w totalnym upale prawie udaru dostałem. To były momenty, w których mówiłem, że nie da rady tego zrobić. Po prostu. Że trzeba się naszprycować czymś i dopiero wtedy może się udać.
NC: Powiedz mi, ja to się stało, że zrobiłeś tego Ironmana, przywitałeś się z nami wszystkimi i jeszcze potem poimprezowaliśmy wieczorem? Jak to jest możliwe
PK: Ja po prostu mam talent. Był taki moment, kiedy trenowałem, że proponowali mi doping – na przykład inhaler – taki, jakich używają astmatycy. Ale ponieważ założyłem się z przyjaciółmi, wiedziałem, że użycie pseudodopalaczy byłoby bardzo nie fair, poza tym nigdy w życiu nie wspomagałem się w ten sposób. Mnie to nie interesowało, nie było takiej opcji. Więc stwierdziłem, że nie, nie mogę tego zrobić, bo nie potrafiłbym spojrzeć sobie w lustrze w oczy. Dużo zrobiła adrenalina, która się uwalnia w czasie startu i do tego miałem świetny doping, bo pojechało ze mną 40 osób. To była najlepsza ekipa dopingująca na całych zawodach. A moment, gdy wybiegasz zza zakrętu i jako pierwszy dostrzega ciebie syn, który krzyczy na cały głos: „Patryk!”, jest bezcenny. Jedyne, co mogło mnie zatrzymać, to awaria roweru. Byłem niesamowicie zmotywowany. Zresztą sam widziałeś – kiedy wieczorem świętowaliśmy moją wygraną, to potem ja ich wszystkich poodprowadzałem do domu, a nie oni mnie. O drugiej w nocy.
NC: Pierwsze cztery kilometry nie były problemem, bo pływasz bardzo dobrze.
PK: To było 4,2 km, organizatorzy stwierdzili, że troszeczkę wydłużą trasę. Pewnie z myślą o zawodnikach, aby się lepiej dogrzali przed następną częścią wyścigu (śmiech).
NC: Uściślijmy, że to nie były zawody pod oficjalną egidą. Odbywały się w Malborku, gdzie robi się triathlon na dystansie Ironmana. Którego etapu się najbardziej bałeś?
PK: Biegu. To jest jakaś mordęga. Bieganie jest na końcu, kiedy jesteś już zmęczony po pierwszych dwóch konkurencjach. Jesteś wycieńczony, a masz przed sobą do przebiegnięcia maraton. Fajnie biega się rekreacyjnie 10, 15, 20 km. Ale nie 42.
NC: Większości naszych czytelników nie przychodzi nawet do głowy, że można przebiec maraton. Powiedz mi, jak reaguje organizm, kiedy po dwóch poprzednich konkurencjach musisz nagle zrobić coś zupełnie innego i zacząć biec?
PK: Powiem Ci, że, o dziwo, mój organizm zareagował świetnie. Kryzys miałem przy 30. km, taki, że musiałem iść-biec-iść-biec, ale jednak przygotowanie zrobiło swoje. Przez ostatnie 3 miesiące praktycznie codziennie albo co drugi dzień miałem jakąś aktywność fizyczną. Oczywiście mogło być lepiej. Ale też nigdy nie doświadczyłem ponad 12 godzin wysiłku po kolei.
NC: No właśnie, to jest niesamowite. Skoro mówimy o czasie – pierwszy raz w życiu przejechałeś tyle na rowerze, pierwszy raz w życiu tyle przebiegłeś, połączyłeś to w całość i byłeś w połowie stawki.
PK: Tak, na 240 osób byłem mniej więcej w połowie stawki, na 122 pozycji. W mojej kategorii wiekowej było podobnie, byłem 30 na około 60 zawodników.
NC: Nie wyobrażam sobie, jak można być non stop aktywnym i to na bardzo wysokim przecież poziomie przez 12 godzin. Nie wiem, czy ktokolwiek jest w stanie to sobie wyobrazić. Długo dochodziłeś do siebie potem?
PK: O dziwo, miałem tylko zakwasy przez pierwsze trzy dni. Oczywiście odpuściłem sobie aktywność fizyczną przez cały tydzień i zrobiłem sobie wakacje. Nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby leżeć w domu plackiem, codziennie musiałem gdzieś jechać i normalnie funkcjonować, więc uważam, że organizm zareagował super. Bałem się, że będę miał gorączkę, bo słyszałem o tym, ale nic takiego się nie zdarzyło. To była euforia, która wszystko przyćmiła.
NC: Pamiętam, że jak byliśmy na Twojej odprawie dzień wcześniej, Twój kolega, który też startował i zrobił Ironmana w trochę lepszym czasie niż Ty, popatrzył na Ciebie i powiedział, że zrobisz to na luzie i spokojnie. To był chyba pierwszy moment, kiedy wiedziałem, że przegram. Bo wcześniej cały czas się jednak łudziłem, że nie dasz rady. Nie bałeś się kontuzji?
PK: Tak, trochę. Podczas jazdy na rowerze bolało mnie ścięgno Achillesa w lewej nodze, zupełnie nie wiem dlaczego. To są jednak tak inne sporty, że kiedy zsiadasz z roweru i zaczynasz biec, to przestaje Cię boleć to, co bolało wcześniej i zaczyna boleć coś innego. Kontuzje czy awaria roweru to są rzeczy, których nie ogarniesz.
NC: Widzieliśmy kilka wypadków na trasie, szczególnie w strefie zmian, gdzie ludzie wjeżdżali na siebie rowerami.
PK: Tak, podczas jazdy na trasie też widziałem kilka rowerów leżących w rowach.
NC: Miałeś za to chyba najlepszą możliwą pogodę.
PK: Tak, podobno niespotykaną w Malborku. Dzień wcześniej były organizowane zawody na 1/4 i 1/8, popadał lekko deszcz i około 20 osób wywróciło się na rowerach.
NC: Jeden zawodnik, którego spotkaliśmy, spadł z roweru i złamał sobie obojczyk.
PK: Dużo ludzi, zwłaszcza na zakrętach, wpadało w poślizg i traciło równowagę.
NC: Wróćmy na chwilę do 2017 roku. W tamtym czasie nie trenowałeś, ja trochę grałem w squasha, Dawid, który też wszedł w zakład, wcale nie uprawiał sportu. I nagle to, co zrobiłeś, tak nas zmotywowało, że ja zacząłem biegać, a Dawid zaczął jeździć na rowerze.
PK: Na razie kupił rower i buty do biegania!
NC: Dobra, ale to sprawiło, że wszyscy myślimy o tym, żeby zrobić w przyszłym roku w sierpniu połówkę prawdziwego Ironmana i zobaczyć, kto będzie miał najlepszy czas. Powiedz mi, jak Twoje wrażenia z imprezy, organizacji i z atmosfery? Bo jak ja tam byłem, to aż się chciało startować!
PK: Tak, to jest fakt. Organizacja? Naprawdę na wysokim poziomie. Trasa biegu – może troszkę inaczej bym ją poprowadził. 6 kółek po 7 km, bruk, było bardzo dużo miejsc do zwichnięcia nogi.
NC: Na naszych oczach ktoś zwichnął nogę.
PK: No właśnie. Jazda na rowerze – genialna trasa. Pływanie – w zielonej brei. Za to samo otoczenie, Malbork, świetne. No i to, że mieliśmy genialną pogodę. Wystartowaliśmy o 6 rano, temperatura powietrza była w okolicach 10 stopni, taka sama jak temperatura wody. Więc jak w końcu wyszedłem z wody, po godzinie płynięcia, to miałem tak zmarznięte stopy, że nie czułem ich przez 5 godzin jazdy na rowerze. Czucie w palcach wróciło mi w ostatniej godzinie jazdy. Do tego źle się ubrałem przez to, że był to mój pierwszy start. Chciałem zrobić jeden triathlon w życiu i to od razu taki, bo nie sądzę, żebym robił następne. Chyba że znowu jakieś głupie zakłady. Było mi naprawdę zimno podczas jazdy.
NC: Naprawdę nie dogrzałeś się przez te kilometry?
PK: Nie. Średnio miałem 30 km na godzinę, więc całkiem fajnie. Pedałowałem, nie że sobie jechałem z wiatrem, ale i tak było zimno.
NC: Wiem, że przepłynąłeś wszystko w takim tempie, jak chciałeś.
PK: Płynąłem 10 minut za wolno, ale okazało się, że dystans był wydłużony. Nie było to 3,8 km, tylko 4,2, więc w sumie możliwe, że popłynąłem tak, jak chciałem. Ale, tak czy inaczej, myślałem, że pływanie pójdzie mi dużo lepiej, nie byłem z niego do końca zadowolony. Liczba ludzi, którzy płyną obok ciebie, uderzają Cię, robi swoje. Robisz kółka, to nie są narysowane pasy w basenie, gdzie patrzysz w dno i wiesz, że płyniesz prosto. Tutaj musisz cały czas kontrolować kierunek płynięcia, wychylając się z wody, co nie jest bez znaczenia dla tempa.
NC: Start Ironmana. Wchodzi do wody dużo ludzi, wszyscy są przygotowani, bo nie ma tam ludzi z przypadku.
PK: Dzień wcześniej, kiedy oddawałem rower do strefy zmian, popatrzyłem na tych wszystkich ludzi i czułem się jak z zupełnie innej bajki. Pełna profeska, sprzęt, po prostu kosmos.
NC: No właśnie. Chyba nie spotkaliśmy tam kogoś, kto by robił Ironmana pierwszy raz. Pewnie byli tacy ludzie jak Ty, ale ich nie spotkaliśmy.
PK: Na pewno byli tacy ludzie, którzy robili Ironmana pierwszy raz. Na pewno nie było osób, które nie robiły nigdy wcześniej triathlonu.
NC: Widzieliśmy jednego człowieka, który wypłynął tam jakoś w poprzek.
PK: Nie czuł wody.No to wyobraźcie sobie, że wchodzi do wody taki człowiek, który jest przygotowany, chce zrobić Ironmana. Po 2 minutach woła łódkę, wchodzi na nią i mówi: „Nie, ja dzisiaj nie czuję wody”. Takie historie też się zdarzały.
NC:Patryk, powiedz mi, co czułeś, kiedy przebiegłeś metę?Pamiętam, że ustaliliśmy w trakcie biegu, że na metę wbiegniesz razem ze swoim synem – Ernestem. Na pewno było to dla Ciebie duże przeżycie – skończyć bieg z synem u boku.
PK: Przekroczenie mety z synem było bardzo dobry pomysłem i zaskoczeniem, wpadliśmy na to spontanicznie. Moim założeniem było, żeby mieć czas poniżej 13 godzin. Ulżyło mi, kiedy po rowerze Marta powiedziała mi, że mam taki zapas czasu, że mogę iść te 40 kilometrów, zamiast biec. Przez 12 godzin masz niesamowicie dużo czasu na myślenie. Więc myślałem, a jak już skończyłem o czymś myśleć, to znowu zaczynałem myśleć o tym samym. I tak w kółko. Pamiętam, że myślałem, że muszę przybiec na tyle wcześnie, żeby zrobić zdjęcie dla przyjaciół, którzy tam byli. Przyjechało ze mną 40 osób, więc chciałem zrobić fajne zdjęcie na pamiątkę, przy zachodzie słońca. A druga rzecz, o której myślałem, to jak zatytułujesz ten artykuł, bo to było częścią zakładu.
NC: Michał Masłowski, który jest również zawodnikiem Ironmana i startuje w połówkach, powiedział mi, że jak trenuje, to nie biega ani nie jeździ w słuchawkach. Nie wolno robić treningu w słuchawkach, bo skoro nie jesteś w stanie wytrzymać sam ze sobą przez godzinę czy dwie, to nie ma opcji, że zrobisz Ironmana. Tam posiadanie słuchawek jest zabronione, więc jesteś 12 godzin sam ze sobą, ze swoimi myślami i z nikim innym. To jest megawyzwanie psychiczne.
PK: Tak, to jest fakt. Jestem mężczyzną, więc wiadomo, o jakich rzeczach myślałem. I nawet jak potem myślałem o innych rzeczach, to i tak zaczynałem myśleć o tych samych rzeczach, o których mężczyzna zawsze myśli.
NC: Właśnie, àpropos – dużo kobiet tam biegło?
PK: Nie, bardzo mało. Na dystansie pełnego Ironmana było chyba pięć kobiet. Ciężko było je rozpoznać, na trasie widziałem tylko trzy.
NC: Jakie miałeś czasy poszczególnych odcinków?
PK: Pływanie – 1’10’’, rower – 6’ i bieg 4’40’’.
NC: Czyli to nie jest tak, że Ty ten bieg przeszedłeś, biegłeś go cały czas.
PK: Tak, oczywiście nie biegłem go superszybko, ale jakoś tam biegłem.
NC: To kiedy kolejny Ironman?
PK: Powiem Ci szczerze, że nie wiem, kto to robi. Tam nie ma żadnej frajdy. Gdyby nie otoczka, przyjaciele, znajomi i przygotowania, to w życiu bym tego nie zrobił. Przez ten rok, w czasie wspólnych imprez za każdym razem powracał temat startu. To było fajne.
NC: No właśnie, pamiętam te Twoje przygotowania. Widziałem też filmiki z tygodnia przed zawodami. Ty nigdy nie prowadziłeś zdrowego trybu życia, przez trzy miesiące treningu również nic się nie zmieniło.
PK: Na sześć dni przed startem poszedłem na taką imprezę, że nawet nie pamiętam, o której wróciłem do domu. A wcześniej też było sporo imprez. Nie jest tak, że coś się zmieniło, ale jak zabalowałem, to miałem na tyle dużego moralniaka, że rano wstawałem o 5 i przebiegałem 15–20 km. Podczas gdy osoby, z którymi imprezowałem, spały do południa. Mobilizację miałem świetną, ale nie miałem żadnej diety i ograniczeń. Jadłem wszystko, bo ilość kalorii, jaką spalałem w tygodniu, pozwalała mi na to.
NC: Więc mówisz, że kolejny Ironman to raczej nie, bo to nudne. Ale mamy taki plan, żeby dużą, dziesięcioosobową grupą zrobić połówkę Ironmana w Gdyni i założyć się, kto będzie miał najlepszy czas. To będzie fajne, bo naprawdę będziemy się ze sobą ścigać.
PK: No i będzie to trwało 5 godzin, a nie 12.
NC: Nie wiem, jak ludzie, którzy trenują do Ironmana, znajdują na to czas. Masz życie, masz rodzinę, dzieci i musisz pójść trenować.
PK: Podobno trenują to tylko egoiści.
NC: Bo nie idziesz na trening, jak normalny człowiek, na godzinę siłowni. Musisz zrobić kilka godzin.
PK: Chyba że wykorzystasz czas, kiedy dzieci idą do szkoły, do przedszkola, a Ty wtedy trenujesz. Albo wstajesz rano o godzinie 5, zanim rozpoczyna się domowe życie.
NC: No ale masz chyba jeszcze jakąś pracę, do której musisz chodzić, prawda?
PK: Właśnie wtedy musisz wstawać o 5. Ja wstawałem o 5 albo wybiegałem wieczorem, kiedy dzieci poszły już spać. Ale z reguły, jak wybiegałem wieczorem, to biegłem do jakiegoś kolegi, bo słabo się biega w nocy bez celu.
NC: Dobra, bądźmy przez chwilę poważni, bo teraz z tego wynika, że Ironmana robi się w przerwie pomiędzy imprezami.
PK: Ale to tak w sumie wyszło… Ale nie zapominaj, że w ciągu tygodnia uprawiałem od 5 do 10 razy którąś z trzech dyscyplin.
NC: Powiedz mi, co było najgorsze? Jedna rzecz, która była najtrudniejsza w czasie tych miesięcy przygotowań?
PK: Chyba zakup tego całego sprzętu – pianka, rower, buty do biegania – to prawdziwy wyścig zbrojeń i lot w kosmos w jednym. Cokolwiek nie kupisz, to zaraz po zakupie dowiadujesz się, że mogłeś kupić coś lepszego i trzeba to teraz sprzedać, żeby wymienić na lepszy model.
NC: Czyli jednak gadżety są wszędzie?
PK: Oj tak, zdecydowanie są wszędzie.
NC: Rozumiem, że widzimy się w sierpniu, na trasie Ironmana w Gdyni?
PK: Będziesz widział moje plecy!
NC: To się jeszcze okaże! Dziękuję Patryku i do zobaczenia!
Kibicujcie nam. Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć jakąś iMagową ekipę, z fajnymi koszulkami, żebyście mogli nas dobrze widzieć na trasie.
Komentarze: 6
Jezusie nazarenski, Patryk sie chyba bardziej zmeczyl podczas tego meczacego wywiadu niz zawodow.
:) ale, ze długo?
Jezusie nazarenski, Patryk sie chyba bardziej zmeczyl podczas tego meczacego wywiadu niz zawodow.
:) ale, ze długo?
Podziwiam człowieka i gratuluje!
Podziwiam człowieka i gratuluje!