Apple ma chrapkę na Oscara
Już 25 marca poznamy szczegóły usługi wideo od Apple. Wygląda na to, że Tim Cook w dużym stopniu chce, aby serwis ten działał jak Netflix z logo nadgryzionego jabłka. Tak jak Netflix walczy już z Hollywood o najbardziej prestiżowe nagrody, tak samo ma być z Apple. Będzie to tylko kwestia czasu, kiedy produkcja Apple sięgnie po Oscara.
Najważniejsze w świecie filmów i seriali nagrody Oscary i Emmy to przede wszystkim konkurs lobbystów, a nie bezpośredniej rywalizacji artystycznej. Zresztą jak wiele innych, mniej lub bardziej, prestiżowych wyróżnień. Netflix na promocję Romy, zwłaszcza wśród członków akademii filmowej przeznaczył znacznie większy budżet niż pochłonęła sama produkcja. Czego się jednak nie robi dla statuetki, o której mówi cały świat, jest też swoistym certyfikatem jakości. Co z tego, że w jakimś stopniu „kupiona”, jak w finalnym rozliczeniu liczy się jednak to, że dany film ją zdobył, a studia filmowe również licytują się o to, które może pochwalić się większą liczbą wyróżnień. To przyciąga widzów, przyciąga też twórców, artystów oraz wszystkich partnerów. Każdy chce być w otoczeniu gwiazd.
Według doniesień Bloomberga, Apple zatrudniło eksperów w Hollywood, którzy będą odpowiadać za to, aby produkcje pod patronatem Apple zostały dostrzeżone przez członków akademii i jury innych zacnych nagród. Już w 2020 roku produkcje Apple powinny zostać nominowane do nagród Emmy.
Dzięki temu Apple, będzie toczył rywalizację z Netflixem, ale też z całym Hollywod. Uznanie wśród krytyków pozwoli firmę na zatrudnienie kolejnych gwiazd, kuszenie ich możliwością zdobycia statuetki, możliwości podpisywania umów na wyłączność, etc.
Już za tydzień dowiemy się jaki kształt obierze usługa Apple, jakie tytuły będą dostępne na starcie i czy będzie to grzeczny serwis z treściami dla mainstreamu, czy raczej nowe miejsce na mapie światowego kina i telewizji.
Pewne jest, że Apple stać na to, aby sobie jak najszybciej wychodzić Oscary i inne nagrody, niezależnie od ogólnego poziomu serwisu.