Myanmar – ostatni dzwonek na zobaczenie Azji niezmienionej przez turystów
Birma – lub bardziej poprawnie Myanmar – to jedno z mniej znanych państw na świecie. Wielu ludzi nawet nie wie, jaka jest prawidłowa nazwa kraju, jeszcze mniej wie, jakie miasto jest stolicą – tego nie wiedzą nawet wszyscy mieszkańcy. Ja w artykule będę wymiennie korzystał z nazwy Birma i Myanmar.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2018
Mimo że graniczy z tłumnie odwiedzaną przez turystów Tajlandią, to jest praktycznie nieznana i zupełnie omijana przez turystów. W samolocie, którym lecieliśmy z Doha do największego miasta kraju, czyli Yangon, było około 150 szczelnie zajętych miejsc. Na lotnisku wysiadło z niego oprócz naszej dziesięcioosobowej „wycieczki” jeszcze tylko 6 osób. Cała reszta poleciała dalej do Tajlandii.To bardzo dobrze pokazuje dysproporcję liczby turystów w tych dwóch graniczących ze sobą i w sumie dość podobnych krajach.
Na lotnisku wysiadło z niego oprócz naszej dziesięcioosobowej „wycieczki” jeszcze tylko 6 osób. Cała reszta poleciała dalej do Tajlandii.
Powodem tego stanu rzeczy jest bardzo burzliwa najnowsza historia kraju. Dość powiedzieć, że dopiero w 2012 były tam pierwsze wybory mające cechy demokratycznych, a całkowicie wojskowa junta została odsunięta od władzy dopiero w 2016 roku. Rządy wtedy przejęła w dużym uproszczeniu Aung San Suu Kyi, opozycjonistka, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla. Ale w Myanmarze nic nie jest oczywiste i proste. Aktualnie mówi się o odebraniu jej tej nagrody, co byłoby bezprecedensowym wydarzeniem, ale polityką w tym artykule nie będę się zajmował. Do wyborów demokratycznych pośrednio doprowadził cyklon Nargis, który w maju 2008 roku przeszedł nad południową częścią kraju. W tej największej katastrofie naturalnej w kraju zginęło wówczas ponad 145 tys. osób, a ponad 2 mln mieszkańców, w tym żyjących w największym mieście kraju, zostało bez pożywienia i dachu nad głową. Co niebywałe junta wojskowa nie wpuściła wtedy zagranicznej pomocy na teren kraju. To stało się początkiem końca tej władzy.
Pewnie może się Wam to wydawać niemożliwe, ale do początku 2015 Wasze iPhone’y w Myanmarze były raczej bezużyteczne, bo w kraju nie działał roaming z innymi sieciami. Aktualnie sieć komórkowa jest mocno rozbudowywana. Jednocześnie rozbudowywana jest sieć elektryczna, na ten moment większość miejscowości, poza głównymi ośrodkami, ma prąd z dieslowskich generatorów.
Pewnie może się Wam to wydawać niemożliwe, ale do początku 2015 Wasze iPhone’y w Myanmarze były raczej bezużyteczne, bo w kraju nie działał roaming z innymi sieciami.
Ostatnią z ciekawostek, które pokazują, jak jest to mało popularny kraj wśród turystów, jest to, że potrzebujemy tam wizy. Wyrobić ją możemy w ambasadzie tego kraju, niestety w Polsce ambasady Birmy nie ma. Na szczęście od 2014 roku jest możliwość wyrobienia eVizy, ale tylko dla osób, które przylecą do kraju samolotem. O sytuacji politycznej, gospodarczej i izolacji tego kraju mógłbym napisać więcej niż cała objętość iMagazine. Jeśli kogoś temat zainteresował, to polecam genialną książkę Emmy Larkin „Spustoszenie”.
Moja „wycieczka” po kraju obejmowała miejsca, które wydały się najciekawsze z rekomendacji „pierwszej ręki”, czyli Polki, która mieszka w Birmie od dziewięciu miesięcy. Oczywiście nie zwiedziłem całego kraju, ale i atrakcji wystarczyłoby na kilka razy więcej dni, niż tam byliśmy. Wspomnę tu o kilku najciekawszych miejscach i dam Wam kilka rad praktycznych, jeśli byście chcieli odwiedzić ten piękny kraj.
Informacje praktyczne
Przede wszystkim to kraj monsunowy i ma dwie pory – suchą i deszczową. Nie muszę chyba pisać, że lepiej go odwiedzić w porze suchej, która trwa od listopada do maja, a od listopada do lutego są optymalne dla nas, Europejczyków, temperatury.
Do Myanmaru najlepiej polecieć liniami Qatar przez lotnisko w Doha. Taka droga jest optymalna kosztowo i czasowo. Za bilety w obie strony można zapłacić jak się dobrze poszuka około 2000 złotych.
W kraju są fatalne drogi, 150 km samochodem to minimum pięć godzin jazdy. Ruch jest prawostronny, ale 90% samochodów ma kierownicę po prawej stronie, co, jak się domyślacie, nie ułatwia jazdy. Warto więc rozważyć loty krajowe, które są zaskakująco dobre. Samoloty są w niezłym stanie, a ceny przystępne. Ciekawostką jest to, że podawane są zawsze trzy ceny lotów, dla obywateli Birmy, dla cudzoziemców i dla rządu. Chyba nie muszę pisać, które są najniższe, a które najwyższe.
W hotelach lub płacąc za bilety lotnicze, możemy spokojnie liczyć na płatność kartą kredytową lub w dolarach. Na te drugie jednak trzeba uważać, muszą bowiem być praktycznie nowe, aby ktoś je chciał od nas przyjąć. Jeśli będą nawet lekko zniszczone lub będą miały serię, która z jakichś powodów im nie pasuje, to z płatności nici. Dlatego najlepiej wypłacić gotówkę z bankomatu w lokalnej walucie kyat (MMK). Wypłacając 200 tysięcy kyatów kartą Revolut, pobierało mi 565 złotych. Co daje kurs 365 kyatów za 1 złoty. Dla porównania piwo 0,3 w sklepie kosztuje 1100 kyatów, a dobry obiad w lokalnej knajpie 5000 kyatów od osoby.
W kraju są ogromne różnice cenowe, w lokalnych restauracjach i sklepach jest bardzo tanio. Obiad z piwem, które jest stosunkowe najdroższe, kosztuje około 12–15 złotych za osobę. Za to w lepszych hotelach jest bardzo drogo, nawet 10 razy drożej. Przy czym my razem z dziećmi stołowaliśmy się raczej w lokalnych restauracjach i żadne z nas nie miało problemów żołądkowych. Swoją drogą lokalne jedzenie jest bardzo dobre. Im mniej coś znamy, tym jest lepsze, a często dowiedzieć się, co jemy, jest ciężko, bo stosunkowo niewiele ludzi mówi po angielsku.
Ceny hoteli zależą od ich klasy, my będąc z małymi dziećmi, wybieraliśmy te lepsze (europejskiej 4*) i płaciliśmy około 300 złotych za noc ze śniadaniem, które jest standardem. Wszystkie hotele kupiliśmy za pośrednictwem Booking.com. W kraju jest bardzo mało noclegów do wynajęcia za pośrednictwem AirBNB i w wielu miejscach widziałem tabliczki zakazujące wynajmu w tym systemie.
Do poruszania się po miastach najlepsza są taksówki, nie warto ich jednak łapać na ulicy, a użyć do tego aplikacji Grab. Ma ją każdy taksówkarz, a ceny są wtedy najbardziej atrakcyjne. Płatność odbywa się gotówką. Zdziwić Was może to, że w dużych miastach brak na ulicach tak popularnych w Azji skuterów, zostały zakazane, aby nie wprowadzać chaosu. W mniejszych miastach i na prowincji są jednak bardzo popularne.
Jak wspomniałem, w kraju rozbudowuje się sieć LTE i warto kupić sobie kartę lokalnego operatora. Do niedawna karta SIM kosztowała około 200 dolarów (sic!), ale teraz za 40 tysięcy kyatów można mieć kartę i 1GB transmisji. Karty trzeba rejestrować, a to może potrwać, bo z lokalnymi mieszkańcami czasami ciężko się porozumieć.
I co najważniejsze, kraj test bardzo bezpieczny, mimo, że trwają w nim etniczne czystki wymierzone w muzułmanów z ludu Rohingya – właśnie z tego powodu może być odebrana nagroda pokojowa Aung San Suu Kyi. Czystki są jednak tylko w jednej prowincji do której i tak żaden turysta nie może wjechać.
Ludzie
Zresztą ludzie w Birmie to temat na oddzielną książkę. Po pierwsze są niesamowicie mili. W kraju, w którym turystów jest bardzo mało, a Ci, co są, nie przyjechali tu z przypadku, tylko chcieli zobaczyć ten kraj, lokalna ludność jeszcze nie została przez turystów zniszczona. Stąd nie jesteście narażeni na różnego rodzaju naciągaczy. Birmańczycy są buddystami, którzy wierzą w karmę, więc naprawdę nie chcą nikomu zrobić krzywdy. Są przy tym ogromnie ufni.
W kraju, w którym turystów jest bardzo mało, a Ci, co są, nie przyjechali tu z przypadku, tylko chcieli zobaczyć ten kraj, lokalna ludność jeszcze nie została przez turystów zniszczona.
Pewnego razu będąc pierwszy raz w jakiejś restauracji, zapomnieliśmy portfela naszej przyjaciółki, która mieszka w Yangon, a tylko ona miała lokalną walutę. Zaproponowała wtedy, że za obiad dla całej 11-osobowej wycieczki zapłaci jutro, jak będzie szła do pracy. Kelner nie miał absolutnie nic przeciw, do głowy mu nie przyszło, że ktoś chciałby go oszukać. Jako Europejczycy byliśmy bardzo rozpoznawalni, dlatego wchodząc trzeci raz do tej samej restauracji, nie musieliśmy już nic mówić, bo napoje, te, które chcemy, stały po chwili na stole. Z drugiej strony Birmańczycy myślą zupełnie inaczej niż my, to, co dla nas jest logiczne, dla nich nie i dlatego należy być bardzo precyzyjnym w wypowiedziach. Dość powiedzieć, że zamawiając herbatę, nie dostaniemy cukru, zamawiając z cukrem, raczej nie dostaniemy łyżeczki. Musimy o nią oddzielnie poprosić. Ludzie oprócz tego, że są mili i uczciwi, to zwyczajnie wzbudzają sympatię. Podczas jednego z pierwszych dni spytaliśmy obsługę w hotelu, czy jest tu bezpiecznie i czy można wieczorem iść na plażę. Usłyszeliśmy, że tak, jest bezpiecznie, a poza tym pracownik hotelu dodał z uśmiechem: „Spójrzcie na nas i na siebie, kto by chciał Wam zrobić krzywdę”. Ja może nie jestem gigantem, ale moi koledzy o wzroście prawie dwu metrów wyglądali na gigantów przy Birmańczykach niższych ode mnie o głowę.
Warto zobaczyć
Ten akapit mógłby mieć drugie tyle, co już napisałem, ale się powstrzymam. Kraj jest bardzo ciekawy, ja nie zobaczyłem nawet jakieś małej części, więc wypiszę tylko trzy miejsca, które OBOWIĄZKOWO musicie zobaczyć, plaże znajdziecie sobie sami.
Bagan – to chyba jedyny must see w Birmie, miejsce najczęściej odwiedzane przez turystów. To ogromny kompleks świątyni, który ciągnie się dziesiątki kilometrów. Mamy tam kilka tysięcy mniejszych i większych pagód i świątyń z X–XIII wieku. W porze suchej bardzo popularne są loty balonami nad Bagan. Nam się tego nie udało zobaczyć, ale zaliczyliśmy wschód słońca widziany z wieży widokowej. Niezapomniane uczucie. Kompleks Bagan przechodzi właśnie renowację i jest przywracany do właściwego wyglądu. Junta wojskowa, która rządziła krajem, remontowała i dobudowywała świątynie niezgodnie z pierwotnym wyglądem, teraz jest to odwracane po to, aby Bagan wpisać na listę dziedzictwa UNESCO.
Jezioro Inle – ogromne słodkowodne jezioro w środku kraju. Zajmuje bardzo dużą powierzchnię, ma około 30 km długości i 15 km szerokości i maks. 3 metry głębokości. Jezioro zamieszkuje około 70 tysięcy ludzi, którzy mieszkają w domkach na palach. Są to całe pływające miasteczka. Na jeziorze są też hotele, do których trzeba dopłynąć łodzią na nocleg, co bardzo polecam, bo zachód słońca na jeziorze jest niezapomniany. Jezioro jest bardzo żyzne i daje plony przez cały rok. Mimo sporego zanieczyszczenia są tu też ryby, które ciągle łowi się w tradycyjny sposób. Rybacy z Inle Lake stają na wąskiej łódce i jedną z nóg oplatają wiosło, aby w ten sposób wiosłować. Wygląda to wielce majestatycznie. Na Inle spędziliśmy całe dwa dni, a dla mnie i tak było to za mało.
Naypyidaw – to może być zaskoczenie, ale moim zdaniem warto. To najmniej znana stolica na świecie. Wielu mieszkańców Myanmar ciągle uważa Yangon za stolicę. Jednak w 2005 roku stolica została przeniesiona z Yangon właśnie do Naypyidaw. Junta wojskowa miała dość protestów w dawnej stolicy, wybudowała więc sobie nową pośrodku niczego. To tak, jakby stolicę z Warszawy przenieść nagle do wielkiego pustego miasta wybudowanego w Bieszczadach. W ogromnej stolicy są tak naprawdę tylko osoby pracujące w ministerstwach poukrywanych w gęstych parkach. W hotelu, w którym spaliśmy, w Naypyidaw nie było nikogo oprócz nas. Warto tu jednak przyjechać, bo miasto wygląda trochę jak opuszczone przez ludzi po kataklizmie. W kraju, w którym nie ma dobrych dróg, tu mamy autostrady po 10 pasów w jedną stronę bez pasa zieleni, co daje 20 pasów betonu, na których wcale nie ma samochodów. Można wyjść na środek i zrobić sobie pamiątkową fotkę z policjantem. Takiego przeżycia nie można sobie odmówić.
Jeśli chcecie odwiedzić Azję jeszcze niezniszczoną przez turystów, to Birma jest idealnym kierunkiem. Ale zróbcie to szybko, obawiam się, że otwarcie nowego rządu na świat i na potencjalnie duże zyski z turystyki ściągną tam całą masę turystów. Turystów, którzy, chcąc nie chcąc, zamienią Maynmar w drugą Tajlandię.
Komentarze: 34
Jest to prawda – Azja południowo-wschodnia upada przez turystów a w zasadzie nie upada tylko zmienia charakter. Radzę się pośpieszyć z odwiedzinami. Ja byłem tam 12 lat temu i potem jeszcze kilka razy ostatnio w 2018 roku – zmiany są KOLOSALNE przede wszystkim w mentalności ludzi co było największym kapitałem tamtych stron poza fantastycznym jedzeniem (na ulicy;)). Ciężko, ale jednak trzeba będzie zmienić kierunek wyjazdów tylko, że za bardzo nie ma na jaki bo z Azją nie wytrzymuje konkurencji ani Ameryka ani Afryka a już na bank nie Europa ;). Australia ?
Birma to chyba ostani kraj w który jeszcze pozostał w miarę nie zmieniony
Jest jeszcze praktycznie zamknięty na indywidualnych turystów Bhutan w Himalajach. Nie biorę pod uwagę krajów bardzo totalitarnych, jak Korea Północna. Tam też jest mało turystów z powodu zamknięcia na świat
Ostatni dzwonek to był z 10 lat temu. Obecnie są tam dzikie tłumy.
Byłem rok temu turystów prawie nie było.
Ja 6 lat temu. Na inle trudno było zdobyć kwaterę. A rano na jezioro tłum się wysypał że na kanałach trzeba było czekać w korkach. Inne miejsca podobnie. To nie lata 70 te ubiegłego wieku.
Czyli lepiej wybrałem termin. W większości hoteli byliśmy prawie sami. Na Inne ludzie byli tylko w okolicy targów. W sumie turystów widzieliśmy w liczbie większej w tylko w Szwedagon
W low season nawet plaże Bałtyku są puste ale to nie oznacza, że to perła jeszcze nie odkryta.
Tyle, że my nie byliśmy po sezonie. Dodatkowo mieszka na stałe w Yangon moja przyjaciółka, która dużo podróżuje po kraju i mówi to samo. W porównaniu z Tajlandia w Birmie jest pusto
To byliśmy w innych krajach. W lutym , jak zapewniają miejscowi jest zawsze mnóstwo turystów. Brakuje non-stop miejsc w hotelach w niektórych miejscowościsch. Porównywanie do Tajlandii to pomyłka. To jeden z najpopularniejszych krajów na świecie. A szczególnie w tym rejonie świata.
To że brakuje miejsc w piku to jasne, po prostu jest tak mało hoteli.
Tytuł jest mylący. Ktoś mógłby pomyśleć przed wyjazdem, że spotka niewielu turystów. A tak nie jest. Długi pociąg na gokteik był wypełniony cały turystami prawie podobny na sri lance. Wskazane kupowanie wcześniej biletów. Takich przykładów mnóstwo. Nie czuć żeby był to kraj który nie jest odwiedziny masowo przez turystów. Wręcz przeciwnie. Każdy teraz szuka kraju bez turystów i jedzie tam. Taki paradoks. Ale jak widzę kolejny tekst lecący stereotypami to ciarki przechodzą.
Nie bardzo wiem co chcesz napisać. Byłem w Birmie, byłem w wielu innych misjach i turystów jest tam bardzo mało. Sprzedawcy nie rzucają sie na Ciebie, a zatrzymując się do lokalnej restauracji ludzie robią sobie z turystami zdjęcia, nie dlatego, że chcą coś od Ciebie, a dlatego, że jesteś dla nich taką samą sensacją jaką oni dla Ciebie. Nie wiem gdzie byłeś w Birmie, pewnie są miejsca zatłoczone, ale zobacz na moje fotki z Inle czy też Naypyidaw, nie widać na nich tłumu turystów.
Widocznie mamy inne odczucia, co to znaczy mało turystów. Zawsze gdzie jechałem turystów było bardzo dużo. Zjechałem niemal cały kraj. Niektóre autokary do miast turystycznych były napakowane niemal wyłącznie turystami. Na Inle sprzedawcy wciskali towar niemal jak w Egipcie goniąc za turystami jak nie chcieli czegoś kupić. Do tego całe tłumy Chińczyków. W Ngapali pomimo, że odcięte od świata prawie sami biali, miejscowi z knajpami reagge – żarcie zachodnie. Wszędzie to samo jak na Cejlonie, w Kambodży czy Panamie. Nuda. Z pewnością Birma nie jest jeszcze tak zatłoczona jak inne miejsca w Azji pd. wch. ale z pewnością wpływ turystyki bardzo duży. Może 20 lat temu ale nie teraz. Widać miałeś szczęście, że nie było turystów. Ale zawsze warto odwiedzić ten kraj, jak każdy inny.
Super tekst.
Dzięki.
dzięki
Fascynujący kraj. W byłej stolicy Yangon (dawniej Rangun) wiele kamienic pobudowanych przez Anglików. Niestety, kolonialiści po zdobyciu w 1885 r. Mandalaj po pijanemu wywołali pożar w bibliotece królów Birmy i dziesiątki tysięcy ksiąg zamieniło się w popiół… Sam upadek ostatniej birmańskiej stolicy był dla miejscowych podobnym szokiem jak dla Japończyków klęska w 1945 r. Więcej pisze o tym czołowy polski birmanista Michał Lubina w książce “Pani Birmy”.
Tez byłem w Yangon. Fascynujące miasto. Poszukam tej książki ale polecam tez mocno Emma Larkin „Spustoszenie”.
Yangon nie jest stolicą.
Napisał przecież “W byłej stolicy “
Ok !
Ostatni dzwonek to był z 10 lat temu. Obecnie są tam dzikie tłumy.
Byłem rok temu turystów prawie nie było.
Ja 6 lat temu. Na inle trudno było zdobyć kwaterę. A rano na jezioro tłum się wysypał że na kanałach trzeba było czekać w korkach. Inne miejsca podobnie. To nie lata 70 te ubiegłego wieku.
Czyli lepiej wybrałem termin. W większości hoteli byliśmy prawie sami. Na Inne ludzie byli tylko w okolicy targów. W sumie turystów widzieliśmy w liczbie większej w tylko w Szwedagon
Super tekst.
Dzięki.
dzięki
Jest to prawda – Azja południowo-wschodnia upada przez turystów a w zasadzie nie upada tylko zmienia charakter. Radzę się pośpieszyć z odwiedzinami. Ja byłem tam 12 lat temu i potem jeszcze kilka razy ostatnio w 2018 roku – zmiany są KOLOSALNE przede wszystkim w mentalności ludzi co było największym kapitałem tamtych stron poza fantastycznym jedzeniem (na ulicy;)). Ciężko, ale jednak trzeba będzie zmienić kierunek wyjazdów tylko, że za bardzo nie ma na jaki bo z Azją nie wytrzymuje konkurencji ani Ameryka ani Afryka a już na bank nie Europa ;). Australia ?
Birma to chyba ostani kraj w który jeszcze pozostał w miarę nie zmieniony
Jest jeszcze praktycznie zamknięty na indywidualnych turystów Bhutan w Himalajach. Nie biorę pod uwagę krajów bardzo totalitarnych, jak Korea Północna. Tam też jest mało turystów z powodu zamknięcia na świat
Yangon nie jest stolicą.
Napisał przecież “W byłej stolicy “
Ok !
Tez byłem w Yangon. Fascynujące miasto. Poszukam tej książki ale polecam tez mocno Emma Larkin “Spustoszenie”.