Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Singapur – Miasto Lwa

Singapur – Miasto Lwa

0
Dodane: 5 lat temu

Miasto-państwo Singapur od bardzo dawna było w pierwszej trójce mojej listy miejsc do odwiedzenia. I w końcu w czerwcu tego roku udało się! Spędziłam tam wprawdzie tylko kilka dni, lecz były one bardzo intensywne pod względem zwiedzania.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2019


Nazwa Singapur pochodzi od dwóch sanskryckich słów: simha (lew) i pura (miasto), stąd niekiedy stosowana nazwa Miasto Lwa. Przechadzając się ulicami, od razu można zauważyć połączenie historii i tradycji z nowoczesnością. Z jednej strony mamy inspirowane hinduizmem budowle i świątynie, a z drugiej beton i szkło, nowoczesne budynki napakowane technologią.

Singapur jest miastem bardzo bezpiecznym. Wpływ na to zapewne mają bardzo surowe kary, z których Miasto Lwa słynie. Do dziś funkcjonuje tu kara śmierci m.in. za narkotyki, gwałt, morderstwo, a także korupcję wśród wysokich urzędników oraz kara chłosty za włamanie lub wandalizm. Ciekawostką jest to, że nie można do Singapuru wwozić papierosów elektronicznych oraz gumy do żucia, karane jest nawet samo żucie gumy (można kupić tylko gumę bez cukru sprzedawaną w celach leczniczych na podstawie recepty w aptece). Za niespłukanie wody w toalecie i chodzenie nago po domu/pokoju hotelowym możemy zostać srogo ukarani. Jednak dzięki temu porządkowi nie uświadczymy na ulicach ludzi palących papierosy, nie zobaczymy papierków walających się na chodniku, nie doświadczymy braku uprzejmości ze strony kierowców.

Singapur Eye

Jest to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy podczas przejazdu z lotniska do centrum miasta. Wielki diabelski młyn, z którego można podziwiać panoramę Singapuru. Znajduje się w zatoce Marina Bay, tuż obok Marina Bay Sands i ogrodów Gardens by the Bay.

Marina Bay

Zatoka w samym środku miasta. A w niej aż pięć atrakcji, które trzeba koniecznie zobaczyć.

Najbardziej rzucają się w oczy trzy wieże połączone na górze dachem w kształcie łodzi. To hotel Marina Bay Sands. Na samej górze, na prawie 60. piętrze, w tzw. łodzi, znajduje się basen „infinity pool” (niestety dostępny tylko dla gości hotelowych), taras widokowy oraz klub nocny. Jeśli chcemy podziwiać nocną panoramę Singapuru, to raczej musimy skorzystać z klubu, ponieważ taras późnym wieczorem jest zamykany. Przed hotelem o godzinie 20:00 i 21:00 odbywają się pokazy świateł „Spectra – A Light & Water Show”. Pokaz trwa 15 minut i dosłownie zapiera dech w piersiach. Jeśli miałabym polecić tylko jedną atrakcję w Mieście Lwa, to poleciłabym właśnie odwiedzenie Marina Bay Sands i wzięcie udziału w tym pokazie. 

Tuż za hotelem znajdują się ogrody Gardens by the Bay. Dwie potężne kopuły skrywają dwa różne ekosystemy. W pierwszej szklarni oprócz kwiatów i roślin z różnych zakątków świata znajdziemy także baobaby i drzewa butelkowe. W drugiej znajdziemy się w lesie tropikalnym Cloud Forrest, gdzie oprócz drzew mamy także wodospad i grotę ze stalaktytami i stalagmitami. Za dodatkową opłatą można wejść na kładkę, którą chodzimy w koronach drzew. Gardens by the Bay to połączenie natury i technologii. Wszystko jest pięknie podświetlone, na każdym kroku stykamy się z najnowszymi technologiami w postaci interaktywnych przewodników, a także hologramów. Codziennie wieczorem również w ogrodach odbywa się pokaz świateł. Pokazy są tematyczne, w czerwcu tematem przewodnim było Toy Story 4.

Tuż obok hotelu Marina Bay Sands znajduje się ArtScience Museum. Jest to budynek w kształcie otwartej dłoni, w którym poczujemy się, jakbyśmy wkroczyli do przyszłości. Wszystkie wystawy są interaktywne, światło dosłownie nas otacza. Niestety, nie miałam okazji wzięcia udziału w pokazach i wystawach, weszłam tam tylko na chwilkę…

Naprzeciwko muzeum i hotelu, tuż obok części biznesowej miasta z wielkimi biurowcami znajdziemy pomnik Merliona. Pól ryba, pół lew jest oficjalną maskotką-symbolem Singapuru. Stąd możemy się przejść do Esplanade – Theatres on the Bay, gdzie od 2002 roku odbywają się darmowe przedstawienia i koncerty.

Marina Bay Street Circuit

To miejsce jest nie lada gratką dla fanów Formuły 1. Tor powstał w 2008 roku i od tego czasu odbywają się na nim zawody Grand Prix Singapuru. Odbył się tu pierwszy wyścig przy sztucznym oświetleniu; zwyciężył w nim Fernando Alonso. Rekord okrążenia toru od 2017 roku należy niezmiennie do Lewisa Hamiltona. Niestety, dane mi było oglądać tor jedynie z odległości… Ale mam nadzieję, że kolejna moja wizyta w Singapurze będzie dłuższa i uda mi się obejrzeć tor również od środka.

Ulica Orchard

To chyba najbardziej znana ulica w mieście. Znajdują się tu najdroższe sklepy i galerie handlowe. Swoje salony mają tu IWC, Breitling, Omega, Tag Heuer, są całe galerie, gdzie zakupimy najnowsze kolekcje Versace, Gucci czy Louis Vuitton. Oczywiście są tu także tańsze marki, znane również z naszych rodzimych centrów handlowych. Przechadzając się ulicą, widziałam sklepy Superdry, Nike, H&M czy z zegarkami Swatch. Wielkim zaskoczeniem dla mnie była galeria handlowa znajdująca się pod ziemią. Chciałam tylko przejść na drugą stronę ulicy przejściem podziemnym, a trafiłam do 3-poziomowej podziemnej galerii. Jako kontrast do Orchard, gdzie króluje metal, beton i szkło, warto wybrać się do dzielnicy indyjskiej i chińskiej. Tam, poza straganami i restauracjami, zobaczyć można zupełnie odmienną architekturę. Zderzenie tych kultur robi naprawdę duże wrażenie.

Mount Faber Park

Przed pożegnaniem z Singapurem warto się tu wybrać. Jest to doskonały punkt widokowy, na który dostać się można m.in. kolejką linową. Widok rozpościerający się z góry jest niesamowity. Z jednej strony widzimy beton i szkło, czyli singapurskie drapacze chmur, a z drugiej zieleń i port, na którego tle samotnie stoi najdroższy w mieście apartamentowiec. Ale to nie jedyna atrakcja tego miejsca. Znajduje się tu też tzw. The Bell of Happiness, czyli dzwon szczęścia, przy którym młode pary robią sobie sesje zdjęciowe. Gdy mu się przyjrzymy, to zobaczymy coś, co wielu z was zaskoczy: napis „Dar Pomorza 1910”. Od dawna toczy się dyskusja na temat pochodzenia dzwonu. Marek Twardowski, kustosz „Daru Pomorza” w książce „Fregata Dar Pomorza” umieścił informację, że pierwsza wzmianka o dzwonie pojawiła się na początku lat 80. Został on wtedy zauważony w tokijskim domu handlowym (był tam wystawiony na sprzedaż). Dopiero w 2001 roku dzwon trafił do Mount Faber Park.

Jewel na lotnisku Changi

Jak wygląda lotnisko, większość z Was zapewne wie. Wszystkie są do siebie dość podobne. Jednak Changi Airport jest inne. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, właściwą kontrolę bezpieczeństwa odbywamy dopiero przed samym lotem podczas wejścia do gate’u. Jest to o tyle wygodne, że poruszając się po strefie wolnocłowej (do której dostęp jest możliwy po zeskanowaniu boarding passa) możemy mieć ze sobą np. własne napoje. Butelkę należy opróżnić lub wyrzucić dopiero przed bramką. Chociaż w sumie warto jej nie wyrzucać, bo w poczekalni za kontrolą bezpieczeństwa nowej wody już nie kupimy, ale za to możemy napełnić w specjalnym automacie nasz własny pojemnik. Po drugie, jest to jedyne lotnisko, na którym podczas oczekiwania na lot możemy skorzystać z bezpłatnego kina lub basenu. W kinie obejrzymy najnowsze hity – podczas mojego pobytu leciał akurat najnowszy „Spider-Man”. Pomiędzy terminalami znajduje się Jewel – wielka galeria handlowa, w której oprócz sklepów znajdują się również restauracje i kawiarnie, place zabaw dla dzieci oraz… wodospad. Tak, pięknie podświetlony wodospad! Otoczony jest zielenią i ławeczkami, w tle cały czas leci muzyka z „Jurassic Park”, a co godzinę odbywają się tam pokazy świateł. Dlatego też warto na to lotnisko wybrać się dobre kilka godzin przed wylotem.

Od mojego pobytu w Singapurze minęły zaledwie dwa miesiące, a ja już tęsknię. Jest to jedno z najpiękniejszych miast, jakie można odwiedzić i na pewno tam jeszcze wrócę.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .