Całodzienna praca w aptece w czasach COVID-19, w której to Apple Watch ułatwia życie
Od paru dni jestem w kontakcie z Pawłem Madejem – kierownikiem apteki w Kielcach – który zdaje mi relację, jak obecnie wygląda jego życie i jak pomaga mu w nim Apple Watch.
W aptece Pawła wydano zarządzenie pracy w rękawiczkach ochronnych i to pierwsza taka sytuacja, a ta wymaga przyzwyczajenia i dostosowania się do niej. Bardzo szybko znaleziono jeden problem – kontakt z klientami siłą rzeczy nie zawsze jest bezdotykowy, a to oznacza, że (w tym przypadku) COVID-19 można łatwo przenieść z rękawiczek na ekran telefonu, a stąd już krótka droga do przeniesienia go na twarz, bo np. trzeba będzie odebrać na nim połączenie, więc trzeba go uprzednio zdezynfekować. Same rękawiczki też są problematyczne, bo przez nie nie działa Touch ID, a sam ekran reaguje różnie, przeważnie mało precyzyjnie.
Uruchomiliśmy drugą linię produkcyjną płynu do dezynfekcji rąk. Pozwoli to na wyprodukowanie płynów o pojemności 1 litra w cenie detalicznej 15 zł. Do końca tego tygodnia będzie on dostępny na wszystkich stacjach @PKN_ORLEN w Polsce. W dalszym ciągu dostępne będą także płyny 5 l
— Daniel Obajtek (@DanielObajtek) March 16, 2020
Jeśli tego mało, to apteka ma bardzo mały zapas środków dezynfekujących – płynów do oczyszczania powierzchni nie mają w ogóle (ORLEN ma w sprzedaży baniaki 5 litrowe, a wkrótce mają się pojawić 1 litrowe), a ilość chusteczek nasączonych alkoholem jest ograniczona.
Paweł w tej sytuacji bardzo szybko zauważył, że znakomicie sprawdza się jego Apple Watch – wystarczy długie naciśnięcie, aby wywołać Siri (albo wystarczy powiedzieć „Hey Siri” przy włączonym ekranie, co można wywołać podniesieniem ręki) i podyktowanie numeru lub kontaktu, z którym chce się skontaktować (dodatkowo, można też dyktować treść SMS-ów, bez konieczności korzystania z klawiatury ekranowej). Ogranicza w ten sposób kontakt z twarzą, a dotyk działa, pomimo opóźnień przez rękawiczki, a na koniec dnia po prostu wkłada zegarek pod bieżącą wodę i myje żelem dezynfekującym.
Raport z frontu. Dziś spokojniej. Nasze apele #zostanwdomu chyba skutkują.
Ruch w aptece mniejszy. Ludzie w spokoju czekają w dużych odstępach do obsługi przez okienko.
Dziękujemy #KoronawirusWPolsce #COVID19
— Paweł Madej (@PawelMadejCK) March 14, 2020
To wszystko brzmi raczej łagodnie i pewnie większość rzeczy można również zrobić za pomocą samego iPhone’a – też obsługuje Siri, można rozmawiać na głośnomówiącym i dodatkowo wspiera Raise-to-Wake – ale Paweł zrelacjonował, że tłok w jego aptece jest „jak III wojna światowa”, co z kolei wymusiło na nich ograniczenie ilości osób, które mogą jednocześnie przebywać w lokalu, a towaru, którego większość poszukuje, czyli środków ochronnych, nie ma. Podejrzewam, że cały dzień pracy w aptece, nawet w najczarniejszym scenariuszu w mojej głowie, wydaje się mi zdecydowanie łagodniejszy, niż jest w rzeczywistości. Nie dość, że to cały dzień na nogach, to jeszcze człowiek ograniczony przez rękawiczki i podstawy higieny w tym co może, a czego nie może robić. No i do tego dochodzi stres związany z faktem, że to właśnie takie zawody stoją na pierwszej linii frontu.
Na koniec naszej rozmowy, Paweł jeszcze podpowiada, że z jego doświadczeń, Apple Pay to jedna z bezpieczniejszych form płatności, ze względu na fakt, że nie ma potrzebny absolutnie żadnego fizycznego kontaktu z terminalem i jego pinpadem, i przy okazji nie dotykamy banknotów, które same w sobie mogą być skażone. Niestety inne formy bezgotówkowe, jak BLIK chociażby, wymagają tego kontaktu, dlatego lepiej już korzystać z bezdotykowej karty debetowej. Ponadto, przypomina wszystkim, aby zachowywać ten metr lub półtora odstępu, stojąc w kolejce, niezależnie czy to w aptece, czy gdziekolwiek indziej.
Panie Tomaszu … dokładnie to robimy. od piątku od 12 obsługa przez okienko, od wczoraj od 12 w przyłbicach antyodpryskowych, rękawiczki całą zmianę, dezynfekcja telefonów, blatów – resztkami płynu który mamy na dnie butelki. dobrze że dostaliśmy 2 op manusanu do mycia rąk …
— Paweł Madej (@PawelMadejCK) March 15, 2020
Załoga apteki z Kielc przedwczoraj przyodziała przyłbice antyodpryskowe, aby ograniczyć możliwość zarażenia się drogą kropelkową, a zapas masek mają tylko na 2-3 dni, więc trzymają je na sytuacje awaryjne. Wystarczy przecież jedno zarażenie, a cała ekipa idzie na dwutygodniową kwarantannę, a apteka zostanie zamknięta, co z kolei dodatkowo utrudni życie okolicznych mieszkańców. Mają też ograniczony ilościowo zespół na miejscu, więc jedno okienko jest czynne, a ludzie dodatkowo narzekają, że obsługiwani są zbyt wolno.
Paweł zresztą też tłumaczy, że są apteki, które mają gorzej niż oni – nie mają szyb, które stanowią dodatkową ochronę, firmy piorące fartuchy odmawiają odbioru ich w obecnej sytuacji, dostawy leków są opóźnione lub niepewne, bo pracownicy magazynów poszli na urlopy lub L4 i nie ma żadnych gwarancji dla przyszłych dostaw.
Paweł apeluje do wszystkich o to, aby do aptek chodzić tylko po absolutnie niezbędne leki i tylko wtedy, gdy rzeczywiście są potrzebne, i żeby odpuścić sobie kupowanie suplementów i kosmetyków.
A ja dodatkowo proszę o więcej empatii – jak wszystko się zamknie, to dopiero będzie nieciekawie.
(…) zdałem sobie sprawę z tego, że szanse na niezarażenie się mam ekstremalnie niskie.
Przed chwilą wyskoczyłem na stację benzynową zatankować samochód oraz dokupić kilka podstawowych produktów. Poranek był bardzo spokojny w moim rejonie, ale mam wrażenie, że wiele osób już nie wytrzymuje i wybiera się na dwór, aby rozciągnąć nogi – samochodów więcej niż się spodziewałem, chociaż mniej niż w typowy dzień. Dojechałem na stację, założyłem rękawiczki ochronne, zatankowałem auto i wszedłem na stację zapłacić. To właśnie ten moment, w którym przydałyby się terminale bezpośrednio przy dystrybutorach… Przy kasie kolejka ładnie zachowywała dystans od siebie, ale jak była już moja kolej, to kasjer tak potężnie kichnął (na szczęście w kierunku zaplecza), że wszyscy na stacji z niepokojem popatrzyli po sobie. To przecież osoba, która ma kontakt z setkami osób dziennie. Zapłaciłem, oczywiście bezdotykowo, zabrałem zakupy (kasjer niektóre z nich dotykał; te z półek sklepowych trzymałem do zeskanowania, więc obyło się bez ich dotykania) i udałem się do domu, kiedy to zdałem sobie sprawę z tego, że obiektywnie, to szanse na niezarażenie się mam ekstremalnie niskie. Po pierwsze, dotykałem produktów, które prawdopodobnie miały styczność z setkami osób. Potem dotykałem klucze od samochodu, klamkę, dźwignię zmiany biegów i kierownicę. Po wejściu do domu zakupy umyłem wodą i mydłem, a potem wyszorowałem sobie dłonie. Patrząc jednak na to trzeźwo, kluczy nie będę szorował po każdym dotknięciu, podobnie jak kurtki, spodni, koszuli czy butów, a wszystko przecież dotykałem w takim czy innym momencie. Samochodu tym bardziej…
Pozostaje nam próba zachowania higieny osobistej, izolowanie się od otoczenia, a szczególnie od osób starszych oraz liczenie na szczęście, że akurat nie trafimy na miejsce, gdzie przed nami był nosiciel.
PS. Błagam, nie róbcie tylko Coronavirus Challenge…
„Dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota, i nie jestem pewny co do wszechświata.”
– Albert Einstein #PL https://t.co/52WQThnyRp
— Wojtek Pietrusiewicz (@morid1n) March 16, 2020