Linn Series 3 (301 & 302) – skondensowana jakość
Zestaw audio wcale nie musi zajmować mnóstwa miejsca i być skomplikowany, by fenomenalnie brzmieć. Linn Series 3 to esencja tego, co najlepsze w pełnowymiarowych głośnikach i amplitunerach, zamknięta w usypiających czujność gabarytami obudowach.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 5/2020
Sukces prostych w obsłudze głośników, które pozwalają użytkownikowi swobodnie rozbudowywać i konfigurować system audio, jest widoczny w każdym segmencie cenowym. Zaczynając od popularnego HomePoda od Apple, przez Sonos i Bowers & Wilkins po Linn, producenci starają się zaoferować swoim klientom dokładnie tego typu urządzenia. Ostatnia z wymienionych firm, czyli szkocki Linn, ma już doświadczenie z systemami multiroom, ale dopiero Series 3 nie wymaga dodatkowej jednostki sterującej. Tę rolę odgrywa jeden z głośników (model 301), w którym oprócz gniazda zasilania oraz portu Exakt Link do łączenia z kolejnymi głośnikami, znalazło się także HDMI (z ARC) i Ethernet, ponadto umieszczono na nim panel sterowania systemem. Nie ma natomiast żadnych wejść analogowych. Ma jeszcze wbudowane Bluetooth oraz Wi-Fi, umożliwiające używanie AirPlay oraz połączenie się z domową siecią bez kabli. W parze z głośnikiem 301 testowałem model 302, różniący się tym, że nie może działać samodzielnie, wymaga podłączenia przez Exakt Link do 301. Oba głośniki wyglądają właściwie identycznie, nie licząc zestawu portów z tyłu oraz przycisków i pierścienia wyświetlającego głośność na modelu 301. Są, jak na tak małe głośniki, bardzo ciężkie. Pomimo wymiarów, zaledwie 250 × 206 × 296 mm, każdy z nich waży aż 6,9 kg. Jakość materiałów i spasowania nie pozostawia nic do życzenia – to najwyższa półka, a ta zobowiązuje. Obudowy wykonano z ceramiki, a ich górne panele są szklane. Całość wykończono ręcznie. Na spodzie znalazła się gumowa obwódka, a także gwintowany otwór do zamontowania głośnika na podstawce. W każdej kolumnie zamontowano dwa głośniki: wysokotonowy o średnicy 19 mm oraz średnio-niskotonowy o średnicy 160 mm. Przykrywa je magnetyczna osłona, którą bardzo łatwo można zdemontować.
Uruchomienie zestawu nie zajmuje wiele czasu, choć, prócz podłączenia wszystkiego, wymaga też wstępnej konfiguracji przez aplikację na smartfonie. Głównym krokiem jest połączenie z internetem, zwłaszcza że zestaw korzysta nie tylko z lokalnej sieci do transmisji strumieniowej, ale też łączy się bezpośrednio z serwisami muzycznymi, nie wymagając tym samym jako źródła smartfona bądź komputera. Linn oferuje dwie aplikacje do obsługi głośników, aczkolwiek na co dzień przydaje się tylko jedna. Aplikacja nazwana po prostu Linn służy zarówno do konfiguracji urządzenia, jak i do sterowania źródłami muzyki i przypisywania funkcji do przycisków na panelu sterującym głównego głośnika. To bardzo duże udogodnienie, zwłaszcza że do przycisków można przypisać nie tylko określone źródło, ale też playlistę czy stację radiową. Po dotknięciu przycisku zaświeca się przy nim fragment pierścienia, potwierdzając wciśnięcie, a po sekundzie–dwóch zaczyna się odtwarzanie (tyczy się to zarówno źródeł lokalnych, jak i internetowych). Głośniki są kompatybilne z kilkoma serwisami muzycznymi, wśród których znajduje się Tidal, TuneIn Radio, CalmRadio czy Qobuz. W aplikacji Linn można przeglądać te wszystkie źródła, a także tworzyć kolejki odtwarzania. Drugi z programów do obsługi zestawu, czyli Kazoo, jest dużo prostszy – pozwala głównie na kontrolę nad odtwarzaniem. Ma za to obsługę Spotify, które nie pojawia się w drugiej aplikacji.
Linn Series 3 to typowo salonowy zestaw. Używałem go na co dzień, zarówno podczas oglądania filmów, jak i słuchania muzyki bądź stacji radiowych. Przypisałem do przycisków na obudowie dwie stacje radiowe oraz kilka playlist, dzięki czemu nie musiałem sięgać nawet po telefon. Wydaje się to drobnym udogodnieniem, ale w sytuacjach, gdy nie mam za wiele czasu, a muzyka ma stanowić jedynie tło do tego, co robię, przyciski na obudowie sprawiały, że w ogóle ją włączałem. Przydają się też do przełączania źródeł, zwłaszcza że w zestawie z głośnikami nie ma pilota. Uważam to za spory błąd, zwłaszcza ze względu na programowalne przyciski, dla których alternatywą jest tylko smartfon. Za przykład może posłużyć świetny pilot dołączany do zestawu Audio Pro A26 – tam również mamy przyciski, do których da się przypisać funkcje, dostęp do nich z pilota jest nieporównywalnie wygodniejszy, szczególnie że z zestawu w salonie korzysta zazwyczaj więcej niż jedna osoba.
Choć z zewnątrz Linn Series 3 wydaje się nieskomplikowanym urządzeniem, to wystarczy go posłuchać, by zmienić zdanie. Każda kolumna ma po dwa głośniki oraz po dwa wzmacniacze, oba o mocy 100 W. Gwarantuje to nie tylko wysoką szczegółowość brzmienia spowodowaną minimalizacją zakłóceń, ale też zmniejszenie emisji ciepła (która ma znaczenie w przypadku stosowania tak kompaktowych obudów, ale nie przekłada się już bezpośrednio na jakość dźwięku). Nie sposób nie zauważyć, że zestaw jest bardzo głośny, ale nawet przy wysokiej głośności brzmienie nie traci detali. Głośniki bardzo dobrze odwzorowują przestrzeń, a scena jest szeroka – to szczególnie warte odnotowania, bo mamy do czynienia z zaledwie dwoma kolumnami. W samym brzmieniu najbardziej zapadły mi w pamięć wokale, brzmiące tu po prostu niezwykle naturalnie i szczegółowo. W „No Time to Die” śpiewanym przez Billie Eilish słychać nie tylko każdą modulację głosu, ale nawet delikatne wdechy brane pomiędzy kolejnymi słowami. W utworach z bogatym środkiem wokal pozostaje dobrze słyszalny, nawet jeśli wtórują mu gitary elektryczne i mocna perkusja. Za przykład niech posłuży „Back in Black” autorstwa AC/DC, w którym przez cały czas dzieje się bardzo dużo, ale instrumenty w środkowych pasmach pozostają dobrze odseparowane i nie zakłócają wokalu. Środek wypadał dobrze nawet w tak chaotycznych utworach, jak „Song 2” od Blur. To zawsze dobry sprawdzian dla głośników: w „Song 2” nie ma mocnego, wyraźnego dołu, który dyktowałby rytm, za to gitary są tak obfite, że na gorszym sprzęcie zlewają się w nieznośną kakofonię. Linn Series 3 bez trudu daje sobie radę z tym utworem. Roisin Murphy pozwoliła mi natomiast agresywnym „Narcissus” sprawdzić, jak zestaw radzi sobie z wyeksponowaną górą i dołem. Soprany są świetnie zbalansowane, nie kłują nawet wtedy, gdy to na nich opiera się fragment utworu i są w nim stosunkowo głośne. Mocno uderzający dół wybrzmiewa natomiast krótko, trochę twardo, wyraźnie nadając rytm. W innych utworach przybiera najróżniejsze brzmienie – od miękkiego, niemal dudniącego pomruku, po trwające dosłownie chwilę uderzenia. Choć Linn Series 3 nie jest zestawem kina domowego, to dobrze radzi sobie z filmami, wliczając w to produkcje Michaela Baya i towarzyszące im w warstwie audio nieustanne wybuchy.
Zachwycający to mało powiedziane – dźwięk płynący z Linn Series 3 jest tak dobry, że trudno uwierzyć, że pochodzi z tak małych kolumn. Ten zestaw udowadnia, że można zachować kompaktowe wymiary, nie rezygnując przy tym z jakości brzmienia, choć cena tego jest bardzo wysoka. W Series 3 bardzo spodobała się mi też bezobsługowość, uzyskiwana dzięki programowalnym przyciskom, a także bezbłędne działanie AirPlay, Bluetooth i HDMI ARC. Przydałby się pilot – w tym zestawie zastrzeżenia mam tylko do elementu, którego w nim po prostu brakuje.
Komentarze: 1
W sumie, za prawie 30k, to musi brzmieć :)