Bowers & Wilkins PX7
Do posłuchania w ciszy muzyki w wysokiej jakości potrzeba dobrego stereo, odpowiednio ustawionego w salonie. Można też założyć słuchawki, włączyć ANC i dać się pochłonąć brzmieniu w dowolnym miejscu. Bowers & Wilkins od zawsze tworzył sprzęt wyróżniający się jakością brzmienia, a PX7 to najwyższy i zdecydowanie najlepszy model słuchawek tego producenta.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2020
Wzornictwo stosowane w słuchawkach Bowers & Wilkins mocno zmieniło się przez ostatnie lata. Błyszczące elementy ze stali i naturalną skórę zastąpiono włóknem węglowym, wstawkami ze szczotkowanego aluminium i materiałami przypominającym cordurę. Skóry jest znacznie mniej i teraz jest syntetyczna, choć bardzo dobrej jakości. Stały się dzięki temu przyjaźniejsze środowisku, ale i lżejsze, znacznie trudniej je też zniszczyć w transporcie, bo materiał pokrywający nauszniki i pałąk nie rysuje się tak, jak skóra, rys nie zbierają też stalowe elementy, polerowane na wysoki połysk. Fakt, nie są tak eleganckie, jak poprzednie modele, ale po ponad trzech tygodniach używania ich właściwie codziennie nie odczułem z tego powodu żadnego dyskomfortu. Wciąż wyglądają nowocześnie i zgrabnie, producent zadbał zarówno o najwyższą jakość materiałów, jak i wykończenia. Ponadto PX7 są świetnie zaprojektowane, ich przyciski doskonale czuć pod palcami, a szeroko rozsuwany pałąk i ruchome nauszniki pozwalają dopasować je nawet do dużej głowy. Poduszki nauszników są grube, choć dość sztywne, zdecydowanie wymagają przyzwyczajenia, zwłaszcza jeśli na co dzień używamy modeli typowo salonowych. PX7 są z założenia sprzętem uniwersalnym, dostosowanym też do odsłuchu w ruchu, muszą więc przylegać do głowy odpowiednio mocno, by z niej nie spaść. Przywyknięcie do tych nauszników zajęło mi chwilę, ale było warto, bo odwdzięczają się bardzo dobrą izolacją otoczenia i przyzwoitym oddychaniem, pomimo tego, że przylegają do skóry dużą powierzchnią.
Rzadko spotykam się z tak wygodnym sterowaniem muzyką. Na lewej słuchawce mamy tylko przycisk do przełączania działania ANC. Są cztery tryby: mocne, słabe, adaptacyjne i wyłączone, a przechodzenie między nimi jest błyskawiczne. Przytrzymanie przycisku włącza natomiast przekazywanie dźwięków z zewnątrz, przydatne zarówno w biurze, jak i w sklepie, bo choć to mało komfortowe, to da się w ten sposób rozmawiać. Na prawej słuchawce znalazły się trzy przyciski – środkowy, wypukły, steruje odtwarzaniem, a dwa skrajne o niższym profilu regulują wyłącznie dźwięk. Ponadto na tym nauszniku mamy suwak do włączania i parowania, a także gniazdo mini jack (3,5 mm) oraz USB-C. Nie zabrakło też diody do sygnalizowania stanu pracy urządzenia i mikrofonu. W zestawie ze słuchawkami dostajemy sztywne, porządne etui, w którego wewnętrznej kieszeni mieści się przewód do ładowania i dwustronny kabel mini jack (oba przewody są w zestawie). Słuchawki składają się do niego na płasko, więc nie zajmują zbyt wiele miejsca. Akumulator PX7 jest bardzo mocny, nie dość, że wytrzymuje do 30 godzin pracy z włączonym ANC, to już po 15 minutach ładowania pozwala na słuchanie muzyki przez kolejne 6 godzin. Sam ładowałem je po dwóch tygodniach, słuchając przez około 2 godziny dziennie, korzystając z nich głównie z włączonym automatycznym ANC, połączonych przez Bluetooth i na średniej głośności.
Lista funkcji PX7 jest na tyle długa, że korzystanie z przeznaczonej do ich obsługi aplikacji jest wskazane. Program dostępny na iOS oraz Androida pozwala oczywiście sprawdzić stan baterii akumulatora i zaktualizować oprogramowanie, ale są tu też ustawienia stopnia przepuszczania dźwięku z zewnątrz, intensywności ANC czy zarządzanie sparowanymi urządzeniami. ANC działające w trybie automatycznym dobrze radzi sobie z regulacją stopnia wyciszania dźwięku z zewnątrz; ani razu nie odczułem potrzeby, by samodzielnie zmieniać jego poziom na niski lub wysoki (wyłączałem je jedynie całkowicie, jeśli chciałem posłuchać muzyki w domu, w ciszy). Słuchawki mogą być połączone z dwoma źródłami dźwięku jednocześnie i przełączać się między nimi automatycznie (co przydaje się na przykład wtedy, gdy podczas słuchania muzyki zadzwoni telefon, sparowany jako drugie źródło). Aplikacja pozwala też określić czas do automatycznego wyłączenia słuchawek, czułość czujnika zbliżeniowego w nausznikach, zmienić nazwę, pod jaką widoczne jest urządzenie czy wyłączyć komunikaty głosowe. Czujnik zbliżeniowy przydaje się bardzo, wystarczy odchylić na około sekundę–dwie jedną ze słuchawek, by odtwarzanie zostało wstrzymane (wznowienie następuje po powtórnym zbliżeniu nausznika). Bardzo przyjemnym dodatkiem jest zakładka „Soundscapes”, w której znajduje się sześć podkładów z różnymi dźwiękami natury, a także minutnik, pozwalający wyłączyć je po określonym czasie. W połączeniu z ANC stanowią doskonały sposób na całkowite odcięcie się od jakichkolwiek hałasów z zewnątrz.
Nie mogłem doczekać się momentu, w którym PX7 trafią na moją głowę. Po świetnych PX5 i równie dobrych poprzednich modelach (w tym przewodowych P5, których bardzo długo używałem) spodziewałem się, że Bowers & Wilkins nie zawiedzie ze swoim flagowym modelem. Słuchawek używałem głównie sparowanych ze smartfonem (Samsung Galaxy S20+, iPhone Xs), ale można używać ich też przewodowo (zarówno przez mini jack, jak i przez USB). Ciekawostką jest to, że podczas odsłuchu po kablu i tak trzeba je włączyć. PX7 mają konstrukcję zamkniętą, a za brzmienie odpowiadają przetworniki o średnicy 46,3 mm. Cechą rozpoznawczą słuchawek Bowers & Wilkins jest lekko podbity bas i nieco głośniejsza i bardziej szczegółowa góra. PX7 brzmią właśnie tak, mają wyraźny charakter i nawet nie próbują grać neutralnie. Pomimo konstrukcji zamkniętej scena jest całkiem szeroka, choć nie mogę narzekać na separację instrumentów. Bas jest doskonały: elastyczny, o dużej dynamice, będący zawsze pod kontrolą. W klubowych utworach potrafi uderzać bardzo mocno i miękko, z kolei w hard rockowych kawałkach również nie brak mu mocy, ale jest krótki i wyraźny. Środek brzmi bardzo dobrze, niezależnie od utworu nie daje się zagłuszyć przez pozostałe tony. Separacja dźwięków jest bardzo wyraźna, wszystko brzmi czysto i szczegółowo. Wysokie tony są natomiast delikatnie głośniejsze, ale i mają mnóstwo detali. Na niewielu słuchawkach nawet przy bardzo wysokiej głośności wszystko brzmi dobrze, wliczając w to górę. PX7 należą do tego wąskiego grona – są wręcz stworzone do tego, by podkręcić głośność powyżej tego poziomu, który dotąd wydawał się nam za komfortowy.
Bowers & Wilkins PX7 mają wiele cech, które czynią je świetnymi i nowoczesnymi słuchawkami: sprawnie działające ANC, automatyczne pauzowanie muzyki czy w końcu szybkie ładowanie. Choć wszystkie te rzeczy znacznie podnoszą komfort słuchania, to na pierwszym miejscu i tak jest brzmienie. W PX7 okazało się priorytetem – doszlifowano je tak, by słuchawki brzmiały czysto i mocno, ale jednocześnie miały swój charakter, znany już z innych konstrukcji firmy. Uwielbiam je właśnie za to – są jakieś i wcale się z tym nie kryją.
Komentarze: 5
Miałbym prośbę o dokładne sprawdzenie trybu Auto ANC. W moim przypadku i drugich słuchawek w salonie tryb ten nie działa. Po wybraniu Auto nie przełącza się tryb ostatnio wybrany czyli również nie włącza się ANC jeżeli ostatnim trybem był wyłączony. Najlepiej widać to w aplikacji gdy wybieramy tryby randomowo. Przycisk wyboru trybu na słuchawkach działa sekwencyjnie i trudniej to zauważyć.
Dzięki za recenzję.
Testowałem słuchawki w czerwcu (już ich nie mam), miały najnowszy dostępny soft. Mało prawdopodobne jest, że coś popsuli aktualizacją, choć mogło tak być. Faktycznie, przycisk działa sekwencyjnie, nie zauważyłem jednak problemu z brakiem aktywacji ANC w trybie auto, gdy wcześniej było wyłączone. Możliwe, że tak było i w moim egzemplarzu, ale nie ma niestety jak tego sprawdzić.
Na pewno nic nie popsuli aktualizacją, bo takowej nie było. Ja w ogóle nie przejmuję się trybem auto, dla zawsze mam ustawiony tryb wysoki. Chyba, ze przypadkiem wcisnę guzik od ANC. Ogólnie słuchawki są świetne (korzystam od stycznia).
Mam tylko trzy zażalenia:
1. Aplikacja nigdy nie łączy się za pierwszym razem.
2. Nie można korzystać z mikrofonu przy połączeniu USB (trochę boli, bo w PXC 550 się dało i jedna godzinna rozmowa w tygodniu załatwiała temat ładowania).
3. Ostatnio coś tak sobie działa czujnik zbliżeniowy.
Jakosc wykonania jest zdecydowanie na plus – przez te pół roku nie miały lekko, a ciagle wyglądają jak nowe.
Potwierdzam powyższe „bolączki”. Mam niestety wrażenie, że z jakością wykonania firma trochę zeszła z wysokiej na wysoką z minusem. Moje były naprawiane po tygodniu od zakupu (padła lewa słuchawka). Chciałem je wymienić na nowe ale serwis postanowił je „drutować”. Teraz przycisk wyboru ANC czasem nie kontaktuje. Trochę słabo…
Sprawdzałem na 1.0 i 1.1 i efekt był ten sam. Nie wpływa to oczywiście zupełnie na jakość dźwięku – też je lubię za to, że mają nadal charakter wszystkich słuchawek B&W