Elektryczne lusterka w Lexusie ES 300h
Na pierwszy rzut oka przód Lexusa specjalnie nie wyróżnia się niczym od poprzedniej generacji. Owszem, przeszedł lifting, ale nie każdego musi to przekonać. Ciekawostką są jednak elektryczne boczne lusterka – na zewnątrz po bokach mamy dwie kamery, a w środku dwa małe monitory. Czy takie rozwiązanie sprawdza się w praktyce?
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 08/2020
Przyznaję, że od początku wydało mi się to bardzo ciekawe rozwiązanie. Pierwszy raz zobaczyłem je w jednym z najnowszych modeli Audi, ale nie dane mi było sprawdzić, jak się z niego korzysta. Na początku tego roku Lexus zapowiedział, że nowa wersja modelu ES trafi na rynek europejski również w opcji z elektrycznymi bocznymi lusterkami. Gdy dowiedziałem się, że będę mógł sprawdzić to rozwiązanie na drodze, nie mogłem się doczekać testów. Ku mojemu zaskoczeniu taki system w aucie przypadł mi do gustu, choć nie jest on pozbawiony wad.
Pierwszą różnicę w porównaniu do konwencjonalnych lusterek widzimy już podczas pierwszego podejścia do samochodu. Lexus ES na wysokości przednich słupków nie ma tradycyjnych obudów skrywających lusterka, a o wiele mniejszą i smuklejszą konstrukcję, w której czai się kamera. Kiedy wsiądziemy do środka, zobaczymy, że po stronie kierowcy i pasażera na słupkach A zawieszone są dwa nieduże monitory. Ich wygląd jest dyskusyjny i wielu może wydawać się, że Lexus postanowił dodać je po fakcie. Nie wiem, jak było w rzeczywistości, jednak wydaje mi się, że skoro to rozwiązanie jest „opcją”, to trudno było to rozwiązać inaczej, bez zmian w konstrukcji auta. Pewnie gdyby ten model był dostępny tylko z takimi lusterkami, to Japończycy podeszliby do tego w inny sposób. Zakładam też, że na razie badają oni grunt i sprawdzają, czy to rozwiązanie się przyjmie, by ewentualnie wprowadzać je w innych modelach.
Podczas pierwszej jazdy problemem nie były same monitory, a ich umiejscowienie. Znajdują się one przy samych słupkach A, a nie za nimi i na zewnątrz pojazdu – jak w tradycyjnych lusterkach bocznych. Wieloletnie przyzwyczajenia robią swoje i od teraz trzeba było zmienić miejsce, w które podążał wzrok przy zerkaniu w lusterka. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jest to dla mnie wygodniejsze niż lusterka. Szybkie rzucenie okiem na te monitory wymagało ode mnie mniejszego ruchu głową, a rzucanie na nie okiem jest nieco krótsze – a co za tym idzie – bezpieczniejsze, bo na krócej odrywamy wzrok od toru jazdy. Wadą, którą dość szybko zauważyłem, jest to, iż zarówno monitory, jak i same kamery, mogłyby mieć wyższą rozdzielczość. Dla wielu osób obecna może być wystarczająca, ja oczekiwałem nieco lepszej jakości. Liczę, że w przyszłej generacji tej technologii zostanie to poprawione i ulepszone.
Oczywiście nie jest to po prostu obraz cyfrowy zamiast odbicia w lustrze. Między innymi mamy tu lepsze pole widzenia oraz automatyczne rozszerzanie obrazu przy manewrowaniu lub zmianie pasa ruchu. Daje to kierowcy więcej informacji na temat tego, co dzieje się wokół pojazdu i zwiększa nasze bezpieczeństwo. Przewagą nad zwykłym lusterkiem jest tutaj mniejsza podatność na zamoknięcie lub parowanie. Dzięki temu niemal zawsze mamy dobrą widoczność.
Rozwiązanie, jakim są cyfrowe lusterka, wielu osobom może wydać się zbędnym bajerem, jednak widzę w tym przyszłość. Zanim stałoby się to powszechne, może upłynąć jeszcze sporo czasu. Docelowo na pewno takie właśnie lusterka znajdą się w przyszłości w samochodach autonomicznych, gdyż tam i tak nie będziemy mieć potrzeby ciągłego monitorowania tego, co się dzieje wokół naszego pojazdu. Potrzebny nam będzie jedynie podgląd. Rozwiązanie, jakie zastosował Lexus, pozostawia nieco do życzenia, jednak całość naprawdę przypadła mi do gustu i jestem niezwykle ciekaw, ilu innych producentów zdecyduje się na takie elektroniczne lusterka w swoich modelach. Lexus niebawem wprowadzi na rynek nowego LS-a, który będzie wyposażony w elektroniczne lusterko wsteczne. To również może być bardzo ciekawe.
Czy poza takimi kamerami nowy Lexus ES ma w sobie coś, co mogłoby nas skłonić do jego kupna? Osobiście bardzo lubię design nadwozia pojazdów japońskiego producenta. Jeśli chodzi o wnętrze, to już wiele zależy od modelu. Jeżeli myślimy o aucie z napędem hybrydowym, to wciąż uważam, że pod tym względem Toyota i Lexus nie mają sobie równych, ale teraz większość kierowców, którzy szukają alternatywnych napędów, zdecyduje się raczej na samochód elektryczny niż na hybrydę.
Poza tym ES 300h to naprawdę wygodna i dobra w prowadzeniu średniej wielkości limuzyna, którą przyjemnie jeździ się nie tylko po mieście, ale i w trasie, a pomimo swoich gabarytów spalanie poza miastem na poziomie 4,5–5 l/100 km nie zrujnuje naszego portfela. Dodatkowo warto wspomnieć, że od teraz wszystkie nowe modele Lexusa są wyposażone w systemy Android Auto i Apple CarPlay. Szkoda tylko, że ten drugi jest tutaj przewodowy, a wyświetlacz nie jest dotykowy i musimy go obsługiwać dziwacznym, mało precyzyjnym gładzikiem.