Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Devialet Phantom Reactor 600 – głośnik z przyszłości

Devialet Phantom Reactor 600 – głośnik z przyszłości

0
Dodane: 4 lata temu

Większość systemów multiroom oferuje nie tylko duże głośniki, ale i mniejsze urządzenia, które bez problemu postawimy na szafce nocnej czy regale. Devialet zamknął jakość brzmienia większych kolumn w niemal miniaturowym Phantom Reactor 600, więc dobry dźwięk możemy mieć wszędzie, nie tylko w salonie.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2020


Phantom Reactor to prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalna linia produktów francuskiego Devialet. Kuliste, nieprzypominające głośników obudowy wykonane z matowej stali nierdzewnej, mieszczą dwa głośniki niskotonowe oraz jeden pełnozakresowy. Ponadto z tyłu mamy gniazdo Ethernet, minijack (będący jednocześnie złączem optycznym), port zasilania oraz włącznik – wszystkie ukryte tak, by podłączone do nich kable jak najmniej rzucały się w oczy. Do pełni szczęścia brakuje tylko HDMI z ARC, przy tym, jaki dźwięk generuje Phantom Reactor 600, aż prosi się o wygodniejszy sposób podłączenia do telewizora niż kabel optyczny. Niemniej jednak rozumiem, że niewielki głośnik, który nie jest sprzedawany w kompletach stereo, może go nie mieć. Tylna część została ukształtowana tak, by pełnić funkcję radiatora, natomiast góra i front są gładkie. Na górze znalazły się dotykowe przyciski sterujące, pozwalające nie tylko kontrolować odtwarzanie, ale też sparować głośnik z urządzeniem Bluetooth lub powiązać go z aplikacją. Po obu stronach znajdziemy dwie kuliste wypukłości, kryjące głośniki niskotonowe. Głośnik waży 4,3 kg i stoi na solidnej, gumowej podstawie, tłumiącej ewentualne drgania i zapobiegającej przesuwaniu się go. Umieszczono w niej gwint, który pozwala zamontować Phantom Reactor na uchwycie ściennym lub stojaku (oferowany przez Devialet trójnóg wygląda fenomenalnie). Obudowa dostępna jest w dwóch kolorach: białym i czarnym. Dostałem ten drugi wariant i jestem nim zachwycony, jednolita kolorystyka podkreśla jego elegancję, ponadto dzięki niej łatwo dopasować go do wnętrza.

Coraz więcej głośników jest zupełnie samodzielnymi urządzeniami, co w przypadku sprzętu multiroom jest szczególnie przydatne. Phantom Reactor 600 na pierwszym miejscu stawia komunikację bezprzewodową i, choć Bluetooth jest bardziej uniwersalnym rozwiązaniem, to wykorzystanie Wi-Fi stanowi tę rozsądniejszą opcję, zwłaszcza gdy używamy ich w kilku pomieszczeniach. Głośnik obsługuje sieci Wi-Fi na częstotliwości 2,4 GHz oraz 5 GHz, można też go podłączyć przewodowo. Dostępne są trzy tryby pracy, oprócz samodzielnego jest też możliwe połączenie kilku głośników Devialet w jeden system multiroom bądź też stworzenie pary stereo z dwóch Phantom Reactor 600. To właśnie w tej ostatniej konfiguracji używałem ich najdłużej, do testu dostałem bowiem dwie sztuki tego modelu. Skonfigurowanie głośników przez aplikację na smartfonie jest proste i szybkie, wymaga tylko przytrzymania przycisku dotykowego na obudowie, jeśli głośniki były już wcześniej dodawane do innego systemu. Jako recenzent korzystam dość często z urządzeń, które były już wcześniej używane i tym bardziej doceniam brak konieczności resetowania głośników do ustawień fabrycznych – tu przemyślano nawet ten detal. Sama aplikacja jest potrzebna tylko do konfiguracji, ma co prawda podgląd odtwarzania i daje możliwość zmiany trybu pracy, ale funkcja ta przydaje się tylko przy fizycznym przenoszeniu głośników w inne miejsce. Program daje też opcję ustawienia synchronizacji audio w przypadku źródła analogowego, ustawienie na stałe określonego sposobu łączenia się z siecią oraz włączenia automatycznego wybierania analogowego bądź cyfrowego (w przypadku wejścia optycznego) sygnału. Na co dzień aplikacja może służyć wyłącznie do zdalnej zmiany źródła dźwięku, bo do głośników nie dołączono pilota.

Bardzo szybko polubiłem się z Phantom Reactor 600, na co wpływ miało nie tylko ich brzmienie, ale i wygoda obsługi. Zazwyczaj korzystałem z AirPlay, ale wspierany jest też Spotify Connect. Głośniki gotowe są do pracy właściwie cały czas, nie trzeba ich włączać i wyłączać – po wstrzymaniu odtwarzania przechodzą w tryb czuwania, z którego błyskawicznie się wybudzają. Ponadto rozmiar obudowy (219 × 157 × 168 mm) pozwolił mi zmieścić go pojedynczo na regale, na którym zmieściłby się mało który sensownie brzmiący głośnik. Większy model, czyli Phantom Reactor 900, różni się przede wszystkim mocą, ale do nagłośnienia średniej wielkości salonu para mniejszych w zupełności wystarcza. Głośniki mają jeszcze jedną cechę, która nie ma absolutnie żadnego wpływu na brzmienie czy wygodę obsługi. Boczne pokrywy głośników niskotonowych wyraźnie się poruszają, czym absolutnie mnie kupiły – nawet bez nich Phantom Reactor 600 robi wrażenie sprzętu wyjętego z może niedalekiej, ale jednak przyszłości.

Miniaturyzacja jest bardzo trudnym i kosztownym procesem, czego dowodem jest ponad 100 patentów, jakie chronią rozwiązania zastosowane w Phantom Reactor 600. Nie jest to tylko marketing – słysząc po raz pierwszy, jak brzmią te głośniki, uznałem, że ktoś bardzo mocno nagiął zasady fizyki, bo dźwięk tych maleństw jest fenomenalny. Wszystko, od wysokich tonów po bas, robi ogromne wrażenie i podaje w wątpliwość stawianie w salonie znacznie większych kolumn głośnikowych. Pasmo przenoszenia od 18 Hz do 21 kHz jest wynikiem wybitnym, zwłaszcza jak na tak małe głośniki, mamy też niski współczynnik THD (0,0001%). Ponadto Devialet zastosował kilka autorskich technologii znanych z poprzednich modeli, czyli ADH (Analog Digital Hybrid, oznaczający połączenie wzmacniacza analogowego klasy A z cyfrowym klasy D), SAM (Speaker Active Matching, zapewniający aktywną korekcję sygnału, mającą na celu dopasowanie sygnału wejściowego do parametrów konkretnego głośnika), HBI (Heart Bass Implosion, odpowiadający za generowanie niskich tonów) oraz ACE (Active Cospherical Engine, regulujący sposób rozchodzenia się dźwięku).

Przyznaję, że nie znam szczegółów technicznych tych rozwiązań, niemniej jednak efekt pracy inżynierów Devialet wyraźnie słychać. Najbardziej imponuje dół, który jest po prostu potężny, miękki i mięsisty, robi wręcz filmowe wrażenie. Kontrolowany jest doskonale, a szczególnie dobrze wypada w utworach, w których bas nie dominuje, a stanowi jedynie akcenty w tle. Wraz ze wzrostem głośności niskie tony nie tylko stają się mocniejsze, ale i wyraźniejsze, i bogatsze w detale. Optymalnym poziomem głośności było 50% mocy – nie było to zbyt głośno, by się męczyć, a jednocześnie wystarczająco, by usłyszeć wszystko, co głośniki są w stanie wygenerować. Powyżej tego poziomu odsłuch wciąż był komfortowy, ale nie sposób było doszukać się w brzmieniu kolejnych niuansów. Środek w Phantom Reactor 600 jest bardzo przyjemny, wokale są czyste i dobrze słyszalne. Głośniki wyciągają z nagrań wszystko, co najlepsze, ale i są bezlitosne dla słabej jakości nagrań czy kiepskiego masteringu. Niektóre utwory brzmiały niezwykle płasko i choć różnicę słyszałem też na innych głośnikach i słuchawkach, to tu była bardzo odczuwalna. Dobrze nagrana muzyka odwdzięcza się mnogością detali i bardzo dobrą separacją. Góra również brzmi dobrze: wspaniale słychać drobne detale, zarówno w popie („Starboy” od The Weeknd i Daft Punk jest doskonałym materiałem do testów), jak i w jazzie. Phantom Reactor 600 brzmią raczej neutralnie, w niektórych utworach można odnotować lekkie ocieplenie brzmienia. Dobra jest też przestrzeń i separacja, szczególnie przy zestawieniu ich w parę stereo.

Trochę ekstrawaganckie, z pewnością niepozorne, a przede wszystkim nieustannie dostarczające radości odsłuchu. Takie właśnie są Devialet Phantom Reactor 600. To prawdziwie nowoczesny sprzęt, mający tylko tyle funkcji, ile potrzeba, ale wykorzystujący jednocześnie najbardziej zaawansowane rozwiązania techniczne, by dostarczyć dźwięk w najlepszej możliwej jakości. Devialet dowiódł, że nawet nie mając miejsca na klasyczne, pełnowymiarowe kolumny, można cieszyć się fenomenalnym brzmieniem.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .