Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Loewe Klang S1 – radio, po prostu

Loewe Klang S1 – radio, po prostu

0
Dodane: 2 lata temu

Gdybym miał podsumować wszystko, czego słucham, to muzyka ustępuje pod względem czasu podcastom i audycjom radiowym. Szukając urządzenia, które mogłoby zapewnić mi dostęp do nich w salonie, doszedłem do wniosku, że wybór wcale nie jest zbyt wielki. Udało mi się przetestować Loewe Klang S1 – świetne, choć drogie urządzenie, które w wielkim skrócie można nazwać radiem.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2021


Radio to oczywiście skrót myślowy – kiedyś skrzynka z anteną stojąca w kuchni czy salonie faktycznie odbierała tylko sygnał AM i FM. Teraz wygląda to zupełnie inaczej i będąc w zasięgu internetu, nie trzeba martwić się o jakość sygnału, bo właściwie wszystkie rozgłośnie nadają też w sieci. Loewe Klang S1 nie ogranicza się do radia, natomiast jego forma nieodłącznie kojarzy się właśnie z takimi urządzeniami. Podłużny prostopadłościan z zaokrąglonymi rogami wykonano ze szczotkowanego aluminium, z tego materiału są też przyciski na obudowie i pokrętło regulacji głośności. Z przodu i z tyłu pokryto go tkaniną, zakrywającą dwa głośniki oraz otwór bass reflex. Na górze obudowy znalazł się spory, kolorowy wyświetlacz, co prawda nie jest dotykowy, ale menu jest skonstruowane tak, by dało się je obsługiwać bez problemu za pomocą przycisków. Z tyłu jest dość pusto, bo oprócz gniazda zasilania i anteny mamy tylko pojedynczy port USB-A. Prosta, surowa forma obudowy sprawia, że pasuje przede wszystkim do nowoczesnych wnętrz, do tego do wyboru mamy obudowę w dwóch kolorach. Materiały są najwyższej jakości, choć wrażenie psują trochę głośne przyciski na obudowie oraz pokrętło obracające się skokowo, cykające nieadekwatnie głośno do tego, jak wygląda. W komplecie dostajemy zgrabny, elegancki pilot – przydaje się, choć korzystałem z niego dość rzadko.

Loewe pozwala skonfigurować Klang S1 za pomocą aplikacji na smartfona bądź z użyciem przycisków na obudowie. Proces jest prosty i szybki dzięki obsłudze WPS podczas parowania z Wi-Fi. Alternatywą jest wpisywanie hasła, wybierając każdy znak osobno – nie polecam tego nikomu. Urządzenie ma niewiele opcji konfiguracji, ale niczego mi tu nie brakowało: oprócz godziny czy korekcji dźwięku mamy też timer, po którym sprzęt się wyłączy, regulację podświetlenia czy aktualizację oprogramowania. Osobno logujemy się do serwisów streamingowych, dostępne jest Spotify, Amazon Music oraz Deezer. Oprócz tego możemy odtwarzać radio FM, DAB+ lub przez internet, mamy też dostęp do katalogu podcastów. Klang S1 obsługuje również lokalne źródła dźwięku – możemy sparować z nim smartfona przez Bluetooth bądź też podłączyć pendrive’a z muzyką. Trochę brakuje AirPlay czy Chromecasta, ale rozumiem decyzję producenta, który postawił na specjalizację tego urządzenia.

Słucham radia wszędzie, gdzie jest to wygodne – w samochodzie włącza się samo, na telefonie mam aplikację, która od razu zaczyna je odtwarzać. Nie przepadam natomiast za tym, by puszczać je z telefonu na inne urządzenie. To już kilka kroków za dużo, ponadto uzależniam odtwarzanie od smartfona – jeśli wyjdę z domu, radio przestanie działać. To właśnie z tego powodu niezmiernie podoba mi się prostota interfejsu Klang S1. Początkowo się od niego odbiłem, bo opisane na przyciskach funkcje nie są oczywiste, a na ekranie nie pojawiają się żadne animacje, które prowadziłyby użytkownika pomiędzy ekranami. Samo menu jest zresztą bardzo proste, przypomina mi pierwsze iPody – ot, lista pozycji, którą przewijamy przyciskami. Wielka szkoda, że pokrętło służy tylko do regulacji głośności, aż się prosi, by służyło też do nawigacji. System znajduje wszystkie źródła automatycznie, tyczy się to zarówno stacji radiowych, jak i podcastów. Ulubione stacje można przypisać do rozwijanej przyciskiem listy obejmującej maksymalnie 20 pozycji bądź też do przycisków skrótów na obudowie urządzenia. Listy skrótów są osobne dla każdego ze źródeł, co z jednej strony daje więcej miejsca do zapisywania, z drugiej jednak wymaga ręcznego przełączania się między źródłami, jeśli chcemy zmienić jego typ i na przykład z playlisty na Spotify przejść do ulubionej stacji radiowej.

Nikogo chyba nie zdziwi, że na Loewe Klang S1 głównie słuchałem radia i podcastów. To sprzęt, który jest wręcz do tego stworzony. Nie oznacza to jednak, że nie radzi sobie z muzyką – wręcz przeciwnie, jego brzmienie mi się spodobało, choć gdyby miał służyć mi głównie do takiego odsłuchu, zastanowiłbym się mocno nad zakupem. Zdecydowanie najlepiej brzmią średnie tony, są najbardziej szczegółowe, brzmią też trochę głośniej od pozostałych. Wysokie tony nie budzą zastrzeżeń, dopiero przy dużej głośności zaczynają męczyć ostrym brzmieniem. Dół ma sporo mocy, jest mięsisty i całkiem miękki, nigdzie mi go nie brakowało, aczkolwiek Klang S1 nie zapewni kinowego uderzenia niskich tonów. Urządzenie nieźle odwzorowuje przestrzeń, scena co prawda jest dość wąska, ale separacja dźwięków wypada dobrze.

Radio jako urządzenie to produkt, który bardzo trudno kupić. Z jednej strony mamy klasyczne konstrukcje, obsługujące fale AM i FM, z drugiej natomiast sprzęt pokroju Loewe Klang S1. Nie tylko posłuchamy na nim radia i podcastów, ale puścimy też muzykę z Deezera, pendrive’a lub własnego telefonu. To bez wątpienia doskonale zaprojektowany sprzęt, choć nie obyło się bez drobnych mankamentów konstrukcyjnych. Wygodna obsługa i bardzo szybkie uruchamianie sprawiły, że w domu słucham teraz radia nie tylko częściej, ale i znacznie chętniej – myślę, że to wystarczająca rekomendacja.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .