Fauna Spiro – design to nie wszystko
Okulary zintegrowane ze słuchawkami nie są częstym widokiem, choć to całkiem wygodny sprzęt. Problemy są dwa: wysoka cena i przeciętna jakość dźwięku. Fauna opracowała kilka modeli różniących się wyglądem, ale korzystających z dokładnie tych samych rozwiązań technicznych. Testowałem wersję Spiro, która wygląda nieco ekstrawagancko i jest to niestety jej największy wyróżnik.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2022
Chciałbym napisać, że Spiro są nie do odróżnienia od klasycznych okularów i być może zrobię to za kilka lat, gdy dostaniemy kolejną generację tego urządzenia. W obecnej formie każde z okularów firmy Fauna są „smart” w sposób bardzo rzucający się w oczy. Całą elektronikę zamknięto w nausznikach, które są po prostu grube i nieprzejrzyste, niezależnie od tego, jak wygląda pozostała część oprawki. W przypadku Spiro jest to szczególnie widoczne, bo zarówno front, jak i końcówki zauszników zrobiono z przezroczystego plastiku. Główna część zausznika to natomiast czarny matowy plastik, który mocno się odróżnia. Rozumiem, że nie sposób inaczej zamknąć elektroniki wewnątrz w estetyczny sposób, niemniej efekt nie powala i gdybym mógł wybrać, zdecydowałbym się na raczej jednolity model. Jakość wykonania również jest przeciętna, plastik zdecydowanie trzeszczy przy zbyt mocnym rozchyleniu nauszników, zabrakło tu choćby prostego mechanizmu, który pozwalałby je założyć na nieco większą głowę bez nadwerężania oprawek. To spory problem, bo producent oferuje tylko jeden rozmiar oprawek (i nie są one przesadnie duże). Okulary mają zainstalowane białe szkła z filtrem światła niebieskiego bądź też przyciemnione. Nic nie stoi na przeszkodzie, by włożyć do nich również szkła korekcyjne.
Design okularów nie jest przesadnie skromny, ale nie licząc grubych nauszników, nie odróżnia się od swoich klasycznych odpowiedników. Na obudowie nie znajdziemy żadnych fizycznych przycisków ani gniazd, do obsługi służą dotykowe panele na zausznikach, natomiast do ładowania wykorzystywane są piny znajdujące się w miejscu łączenia zauszników z frontem okularów (ale nie widać ich, gdy mamy je na sobie). W komplecie dostajemy bardzo ładne (choć spore) pudełko, pełniące jednocześnie funkcję ładowarki. Ma cztery diody na zewnątrz, które sygnalizują poziom naładowania bądź status tego procesu, gdy podłączymy zasilacz. Etui pozwala doładować baterię okularów czterokrotnie, co przekłada się łącznie na 20 godz. odtwarzania, a nawet więcej. Według producenta na jednym ładowaniu Spiro wytrzymują nawet 4 godz., realnie na średniej głośności osiągają nawet godzinę dłużej, co jest świetnym wynikiem na tle konkurencji. Bose Frames Alto, z których korzystam na co dzień, wytrzymują nie więcej niż dwie godziny (nie jest to jednak najnowsza generacja). Do naładowania etui służy USB-C, w komplecie jest kabel, ale już nie sama ładowarka. Jestem wielkim fanem tego rozwiązania i, choć uzależniamy się od specjalnego etui, to wciąż jest to wygodniejsze rozwiązanie niż kable czy nawet fizyczne gniazda. Dzięki temu, że producent z nich zrezygnował, udało się osiągnąć odporność na wodę – stopień ochrony to IP52; wystaczający, by znieść deszcz i pot podczas treningu.
Wspominałem już, że obsługa okularów odbywa się za pomocą paneli dotykowych. Okulary parujemy z telefonem w dokładnie ten sam sposób, co każde urządzenie Bluetooth, jedyną nietypową rzeczą jest sposób, w jaki wywołujemy tryb parowania w urządzeniu – trzeba otworzyć etui i przytrzymać w nim przez chwilę okulary wciśnięte do środka. Obsługa dotykiem jest całkiem wygodna, o ile tylko nie jesteśmy w ruchu. Lewy i prawy nausznik mają różne funkcje, reagują na stuknięcia, przytrzymanie palca oraz jego przesuwanie, ale zestaw gestów opracowano całkiem sensownie. Dwukrotne stuknięcie w lewy nausznik wznawia lub wstrzymuje odtwarzanie, natomiast przytrzymanie go przez kilka sekund powoduje przejście do kolejnego utworu. Głośność regulujemy, przesuwając palcem wzdłuż nausznika, przy czym jednokrotne przesunięcie po całej jego długości nie jest równoważne z przejściem przez całą skalę głośności, a jedynie przez jej fragment. To zapobiega przypadkowemu znacznemu zwiększeniu głośności. Podobnie odbieramy i odrzucamy połączenia. Prawy nausznik pozwala natomiast wywołać asystenta głosowego. Zabrakło mi jedynie opcji powrotu do poprzedniego utworu, szkoda, że nie można też przeprogramować gestów.
Konstrukcja okularów pozwalałaby teoretycznie na zastosowanie do transmisji dźwięku przewodnictwa kostnego, ale wiąże się to z dużymi ograniczeniami w zakresie jakości brzmienia. Zamiast niego producent zdecydował się na zastosowanie głośników kierunkowych umieszczonych w tylnej części zauszników i skierowanych bezpośrednio do ucha. Dzięki temu dźwięk ma więcej głębi, ale też słychać go na zewnątrz. Nie jest to może szczególnie uciążliwe na ulicy, ale już w cichym, zamkniętym pomieszczeniu może przeszkadzać innym. Ponadto nie jesteśmy oczywiście w żaden sposób izolowani od dźwięku otoczenia. Czyni to Spiro doskonałym towarzyszem spacerów, biegania czy jazdy na rowerze, ale sprawia też, że na głośnej ulicy ich użyteczność znacznie spada. Jakość dźwięku, jaki są w stanie wygenerować okulary, należy oceniać przez pryzmat tego, że w przeciwieństwie do słuchawek te nie znajdują się ani w, ani też na uchu. W bezpośrednim porównaniu z niemal dowolnymi pchełkami Spiro wypadają bowiem kiepsko. Są głośne, dominują w nich średnie tony, sporo jest też góry (i to z niezłymi detalami). Najsłabiej jest z basem, bo nie słychać go prawie wcale. Słuchawki nie brzmią jednak płasko, niskie tony są po prostu cichsze od pozostałych. Ich brzmienie czyni je najlepszymi do słuchania podcastów, radia czy audiobooków. Sprawdzają się też podczas rozmów, dzięki dwóm wbudowanym mikrofonom nasz głos jest wyraźny, nieźle radzą sobie również z wiatrem. Przy mocnym nas nie słychać, więc rozmowy podczas jazdy rowerem odpadają, ale już idąc ulicą, możemy bez problemu się z kimś porozumieć. W tym względzie Spiro wypadają lepiej od Bose Frames Alto.
Oparcie swojego portfolio wyłącznie na produktach niszowych, jakimi niewątpliwie są okulary audio, to bardzo odważny krok. Decydując się na niego, producent musi być mocno pewny jakości, wszak nie dywersyfikuje ryzyka związanego z ewentualnymi problemami. W przypadku oferty Fauna mamy co prawda kilka modeli okularów, ale wszystkie bazują na dokładnie tych samych rozwiązaniach technicznych. Te nie są doskonałe, bo choć jakość brzmienia i akumulatora jest satysfakcjonująca i wyróżnia się na tle konkurencji, to nie są to wszystkie istotne cechy okularów. Jakość materiałów pozostawia sporo do życzenia, szkoda też, że producent nie daje wyboru rozmiaru oprawek.