Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Bitcoin (nie krypto!) – w głąb króliczej nory

Bitcoin (nie krypto!) – w głąb króliczej nory

0
Dodane: 1 rok temu

Jeśli chodzi o pierwsze zetknięcie z Bitcoinem, każdy ma swoją własną historię. W wielu z nich jednak pewien motyw się powtarza. Bardzo często napotykamy Bitcoina na swojej drodze, zastanawiamy się, co to takiego, a ktoś zwykle tłumaczy nam, że to kryptowaluta, magiczne internetowe pieniądze czy token do spekulacji, na którym można zarobić krocie. Albo stracić krocie. No, ciekawe – myślimy, albo: to jakiś przekręt – myślimy i idziemy dalej swoją drogą. Czasem nawet zastanawiamy się, czy nie kupić na próbę, jednak ostatecznie okazuje się, że za dużo z tym zachodu. No i trzeba wydać „prawdziwe pieniądze”, aby dostać to nie wiadomo co i trzymać to nie wiadomo gdzie. Może kiedy indziej – myślimy. Kilka lat później Bitcoin ponownie wypływa na powierzchnię. O proszę, jeszcze istnieje – myślimy. Ojej, jest kilkanaście razy droższy, mogłem jednak kupić, zarobiłbym krocie.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2023


Słyszałem tę historię wiele razy w książkach, artykułach i podcastach. Zwróciłem na to uwagę, bo moja historia jest podobna. Strzępy informacji o Bitcoinie docierały do mnie już wcześniej, jednak dopiero w 2016 roku zainteresowałem się nim na tyle, że postanowiłem napisać artykuł. Zebrałem na szybko dostępne informacje i przełożyłem je na język felietonu. Wydawało mi się, że rozgryzłem temat. Pomyślałem, że może nawet kupię bitcoina. Na próbę. Tylko… 600 dolarów za jeden bitcoin? Trochę drogo… Postanowiłem więc poczekać. I zapomniałem o temacie na parę lat.

Swoją znajomość z Bitcoinem zacząłem więc – jak większość – od skrajnego sceptycyzmu.

Oczywiście niczego wówczas nie rozgryzłem. Miałem powierzchowną wiedzę o tym, czym jest i jak działa bitcoin, ale nie rozumiałem historii, etosu czy rewolucyjności tej technologii. Nie rozumiałem dobrze przyczyn jej powstania, celu oraz sposobu, w jaki ma ten cel osiągnąć. Nie rozumiałem, w jaki sposób bitcoin miałby zmienić wszystko.

Oczywiście, gdy mówię: „bitcoin miałby zmienić wszystko”, wiele osób przewraca oczami. Albo uśmiecha się niewinnie, myśląc w duchu, że mi po prostu odbiło. Jakbym dołączył do sekty i opowiadał o pożytkach płynących z frenetycznego tańca na golasa wkoło ogniska. Rozumiem tę reakcję. Co pewien czas pojawiają się w naszym towarzystwie ludzie owładnięci wiarą w to, że Ziemia jest płaska albo że do szczepionek dodaje się chipy, które mają nas śledzić. Bitcoinerów łatwo intuicyjnie zaliczyć do tej kategorii. Tak się po prostu dzieje, gdy wchodzimy w relację z kimś, kto kwestionuje „utrwaloną prawdę”, tak niepodważalną, że nie przychodzi nam do głowy zastanawianie się nad nią. Na przykład czym są pieniądze, skąd się biorą i dlaczego mają wartość? No jak to czym są? Pieniądze to dolary, euro, złote, franki, korony, liry… Emituje je państwowy bank centralny, a mają one wartość, bo… bo państwo gwarantuje ich wartość. Tak? Nie. A precyzyjniej mówiąc, nie do końca. To tylko niewielki wycinek rzeczywistości, który tkwi przed naszymi oczami tak blisko, że zasłania pełen obraz. Gdy zobaczymy ten pełen obraz, zaczynamy rozumieć, że tkwiliśmy w iluzji. Czujemy się tak, jakbyśmy połknęli czerwoną pigułkę i wydostali się z Matriksa.

To pewnie brzmi nieprawdopodobnie, może nawet sekciarsko. Tylko że Bitcoina nie trzeba ani nie powinno się brać na wiarę. Ma on tę rzadką w przyrodzie cechę, że jest całkowicie transparentny dla każdego, kto zechce go sprawdzić. Jedna z najważniejszych zasad w świecie Bitcoina brzmi:

NIE UFAJ, ZWERYFIKUJ!
(DON’T TRUST, VERIFY!)

Sceptycyzm jest zapisany w DNA Bitcoina. I rzeczywiście wszystko można w nim zweryfikować. Od każdej linijki kodu, z którego zbudowana jest sieć, przez wszystkie dane na temat aktualnego jej stanu, po szczegóły każdej dokonanej za jej pomocą transakcji. Powtórzę: wszystko to jest łatwo dostępne dla każdego i możemy śledzić system w czasie rzeczywistym. Mimo to poznawanie Bitcoina zajmuje czas i wymaga gotowości do wyjścia poza przyjęte schematy.

Swoją znajomość z Bitcoinem zacząłem więc – jak większość – od skrajnego sceptycyzmu. Miałem wiele wątpliwości, ale coś mi podszeptywało, że wiem za mało i muszę dać sobie więcej czasu, zanim sformułuję kategoryczną opinię. Przy drugim podejściu do Bitcoina, w 2020 roku, stworzyłem w głowie listę pytań i zacząłem czytać. Czy technologia przetrwa próbę czasu? Czy Bitcoin będzie istniał za 100 lat? A za 1000 lat? Czy można zhakować i zniszczyć sieć? Czy można zakłócić jej działanie? Jak działa kryptografia? Czy można złamać protokół szyfrujący i ukraść bitcoin innemu użytkownikowi? Czy Bitcoin pożre całą energię świata i spowoduje katastrofę klimatyczną? Czy bitcoin jest piramidą finansową? Czy państwa mogą zdelegalizować bitcoina? Jeśli tak, czy będą w stanie wyegzekwować zakaz jego używania? Znalazłem odpowiedzi na te pytania i wielokrotnie mnie one zaskoczyły.

Sięgnąłem po „Inventing Bitcoin” Yana Pritzkera, bo książka ta miała renomę najprzystępniejszego wykładu na temat inżynierii Bitcoina.

Pierwsze objawienie przyszło po lekturze „Standardu Bitcoina” Saifedeana Ammousa. O dziwo, większość tej książki nie dotyczy bezpośrednio Bitcoina. Jej tematem jest pieniądz. To, czym w istocie jest. Jakie technologie pełniły funkcję pieniądza w historii. Dlaczego niektóre technologie nadają się do pełnienia tej funkcji, a inne nie. Czym jest twardy pieniądz. I wreszcie podstawy szkoły austriackiej – XIX-wiecznej liberalnej teorii ekonomicznej zapoczątkowanej przez Carla Mengera i rozwiniętej w XX wieku przez Ludwiga von Misesa, Friedricha von Hayeka czy Murraya Rothbarda. Ammous dokonał ważnej rzeczy: skutecznie zasiał w mojej głowie wątpliwość co do możliwości utrzymania na dłuższą metę istniejącego systemu ekonomicznego, opartego na naukach lorda Keynesa. Keynesistowski system, polegający na kontrolowaniu przez państwo podaży i ceny pieniądza oraz stymulowaniu rynku dodrukowanym pieniądzem w celu zwiększania konsumpcji, stanowi dziś główny nurt ekonomii. Można powiedzieć, że jest dla nas codziennością, której nawet już nie dostrzegamy. Jednak analiza zasad jego funkcjonowania prowadzi za każdym razem do wniosku, że jest to nic innego jak… przemyślany sposób odbierania wartości ekonomicznej obywatelom przez państwo. Przede wszystkim poprzez dodruk pieniądza i inflację.

Z królestwa pieniądza i ekonomii przeniosłem się do krainy technologii. Sięgnąłem po „Inventing Bitcoin” Yana Pritzkera, bo książka ta miała renomę najprzystępniejszego wykładu na temat inżynierii Bitcoina. Kryptografia, P2P, Proof of Work i blockchain. Cztery różne technologie stanowiące łącznie filary, na których opiera się Bitcoin. W chwili, gdy Satoshi Nakamoto ogłaszał Białą Księgę, 31 października 2008 r., wszystkie one istniały już od pewnego czasu. Wynalazek (a może odkrycie?) polegał na ich oryginalnym połączeniu i wykorzystaniu w jednej sieci. Choć każda z tych technologii jest odrębną ścieżką, którą można podążyć tak głęboko, jak tylko chcemy, narracja Pritzkera była dla mnie – technologicznego laika – doskonałym kompromisem pomiędzy szczegółowością a przystępnością. Pozwoliła zrozumieć, w jaki konkretnie sposób Satoshi stworzył białego kruka – system jednocześnie zdecentralizowany i hiperbezpieczny.

(…) miliony ludzi korzystają z pieniędzy państwowych i tradycyjnego systemu finansowego, choć niewielu rzeczywiście rozumie zasady ich działania. Przyjęcie i dokonanie zapłaty bitcoinem jest więc dziś banalnie proste.

Na tym etapie wpadłem już po uszy. Kompulsywnie pochłaniałem kolejne książki, artykuły i podcasty. Zacząłem też przypominać maniaka, który każdą rozmowę przekierowuje na temat Bitcoina i zdaje się nie myśleć o niczym innym. W króliczej norze pojawiły się liczne zapraszające do siebie odnogi. Ekonomia austriacka, kryptografia, teoria gier, programowanie, ochrona własności i praw człowieka, ekologia, trading i analiza techniczna, analiza on-chain. Z każdym krokiem droga zdawała się coraz dłuższa.

Ale uwaga! Nie chcę powiedzieć, że bez zrozumienia ekonomii austriackiej, szczegółów technologicznych Bitcoina czy innych licznych powiązanych z nim zagadnień, nie można z Bitcoina korzystać. Przeciwnie, można i zachęcam, aby spróbować. Jest to łatwe; portfele są aplikacjami, które można bez problemu ściągnąć i zainstalować na każdym smartfonie, a korzystanie z nich jest proste i intuicyjne. W końcu miliony ludzi korzystają z pieniędzy państwowych i tradycyjnego systemu finansowego, choć niewielu rzeczywiście rozumie zasady ich działania. Przyjęcie i dokonanie zapłaty bitcoinem jest więc dziś banalnie proste.

Jeśli jednak twierdzę, że warto zrozumieć Bitcoina dogłębnie, to dlatego, że z każdym dniem zagłębiania się w króliczej norze, utwierdzałem się coraz bardziej, że mam do czynienia ze zjawiskiem wyjątkowym, matematycznie doskonałym i pięknym. Że Bitcoin stanowi epokowe odkrycie. Jedno z tych, które ma szansę zmienić świat i przy okazji naprawić wiele otaczającego nas zła.

Gracjan Pietras

Autor jest adwokatem i wspólnikiem w kancelarii „Doktór Jerszyński Pietras” w Warszawie. www.djp.pl

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .