Auto tygodnia #9 – Opel Crossland GS Line
Opel Crossland GS Line, najnowsza poliftowa wersja niemiecko-francuskiego crossovera, który w przeciwieństwie do innych crossoverów bardziej przypomina minivana niż mini-SUV-a. Pod maską najmocniejszy silnik w gamie. Dla kogo to auto? Jakie ma zalety i jakie wypatrzyłem w nim wady?
O wyglądzie tego modelu nie będę się szczególnie rozpisywał. Jaki Crossland jest, każdy widzi. Bryła tego auta kojarzy mi się z funkcjonalnymi mini, czy nawet mikrovanami, choć formalnie rzecz biorąc Crossland jest pozycjonowany przez markę Opel jako crossover segmentu B.
Do crossovera upodabniają ten model np. zderzaki czarne z tworzywa sztucznego, wykonane z tego samego materiału nadkola, czy dość wysokie nakładki progowe. W testowanej wersji GS Line uwagę przykuwały malowane na błyszczącą czerń alufelgi. Koła na zdjęciach wydają się małe, ale mają 17″, nie jest to zatem mikrosamochód i zmieści całkiem sporo.
Lifting przyniósł kilka wizualnych zmian. Widać, że projektanci starali się, by auto nie było nudne, ale chyba się zgodzicie, że trudno ten samochód nazwać pięknym. Nie taka jest jednak jego rola, bo nie jest to bulwarowe świecidełko demonstrujące zasobność właściciela, lecz funkcjonalny środek transportu, który pozwoli wam wygodnie dotrzeć do celu. Z przodu mamy charakterystyczny pas przedni z czarnym logo i panelem w kolorze piano blach, ten sam kolor znajdziemy również w atrapach nawiewów, na bocznych lusterach, słupkach nadwozia, czy… na całym dachu. Pozytywnie oceniam też stylistyczny zabieg oddzielenia dachu od drzwi czerwoną listwą, która biegnie od słupka A i zachodzi na tylne lampy.
Ciekawie wykończone tylne światła to niestety tylko częściowo LED-y, czerwone pozycyjne i światła stop to diody, ale już źródła światła kierunkowskazów czy światło sygnalizujące włączenie wstecznego biegu to już zwykłe żarówki. Naprawdę nie dało się tego unowocześnić przy okazji liftingu?
Przy długości 4,2 metra Crossland zapewnia typowo miejską wygodę prowadzenia i manewrowania. Owszem, trochę ma technologiczne braki (do których jeszcze wrócę), ale jeżeli chodzi o elastyczność napędu, zawieszenie, układ kierowniczy czy też to, jak ten samochód się prowadzi, to typowy samochód do miasta, co jednak nie znaczy, że nie da się nim pojechać i dalej. Da się, a nawet się opłaca.
Pod maską testowanej wersji pracuje trzycylindrowy, turbodoładowany francuski silnik benzynowy, który Opel nazywa 1.2 Turbo, ale tak naprawdę to znany np. z Peugeotów i Citroenów 1.2 PureTech S&S. Moc maksymalna generowana przez tę jednostkę to 130 KM oraz 230 Nm, które przenoszone są na przednią oś, za pośrednictwem sprawnie działającej skrzyni automatycznej o sześciu przełożeniach. To wystarczy aż nadto w rodzinnym, miejskim aucie. O ile do kultury akustycznej pracy można mieć niewielkie zastrzeżenia (jak wkręcamy na obroty, to te trzy cylindry słychać), ale do elastyczności już nie. Dynamika? Producent obiecuje 10,2 s do 100 km/h i prędkość maksymalną 198 km/h. Mnie się udało nawet zejść poniżej 10 sekund (uzyskałem 9,8 s) w sprincie do setki, co jednak nie zmienia faktu, że GS Line ze sportem nie ma nic wspólnego.
Wnętrze również zawiera pewne elementy, które miały rozwiać wizualną nudę. Czerwone tworzywo (piano red?) na desce rozdzielczej, czy czerwone przeszycia na tapicerce foteli wyglądają nieźle, ale otoczenie jest przede wszystkim mocno plastikowe. Czy to wada? Nie, to po prostu cecha produktu, od mieszczucha segmentu B nie oczekuję luksusowych tworzyw i dywaników z wełny merynosów.
Również boczki drzwi to przede wszystkim twarde tworzywo sztuczne, ale akurat tam, gdzie łokieć może spotkać się z podparciem zastosowano trochę ekoskórki podszytej gąbeczką. Co więcej, także w tym miejscu zastosowano czerwone ozdobniki. Kieszenie w drzwiach są już niestety wyłącznie plastikowe, nie mają żadnego podszycia czy choćby gumowanego denka. Małe rzeczy wrzucone w nie będą się telepać podczas jazdy. Większe rzeczy z pewnością zmieścimy do głębokiego i zaskakująco pojemnego bagażnika mieszczącego aż 410 litrów. Przypominam: to auto segmentu B.
Na odrębny akapit zasługują fotele przednie z atestem AGR i regulacją elektryczno-manualną. Manualnie mamy regulację na wysokość i wzdłuż, a także kąta nachylenia oparcia, elektrycznie możemy kontrolować podparcie lędźwi, czy podniesienie kąta siedziska. Co więcej mamy też ręcznie wysuwane podparcie na podudzia. Przyznam się, że takiego szerokiego zakresu regulacji w miejskim crossoverze segmentu B się nie spodziewałem. Fotel ten jest bardzo wygodny i nie męczy nawet po pokonaniu na raz dłuższej trasy. Szkoda jednak, że podłokietnik pomiędzy fotelem kierowcy a pasażera nie ma żadnej regulacji. Dla mnie (mam 177 cm wzrostu) był on umieszczony minimalnie za nisko, czego niestety nie da się skorygować.
Jeżeli chodzi o miejsce z tyłu jest naprawdę dobrze. Dwie dorosłe osoby zmieszczą się w Crosslandzie bez najmniejszych problemów. Jest miejsce na nogi, na stopy i nad głową. Dzieci? Tym bardziej, również w fotelikach (są oczywiście ISOfiksy). Niestety, z tyłu nie ma gniazd USB, ale przynajmniej jest 12V, więc wystarczy dokupić przejściówkę i w ten sposób zapewnić możliwość ładowania urządzeń mobilnych z tyłu auta. Nie ma również nawiewów na tylne fotele, a to już większy problem, utrudniający uzyskanie komfortu termicznego w drugim rzędzie. Brakuje też podłokietnika dla pasażerów kanapy. Niektóre auta segmentu B są już w taki element wyposażane.
Technika? Multimedia? Cóż. Są. W centralnej części kokpitu mamy dotykowy ekran pokładowego systemu multimedialnego, bez nawigacji, ale to nie problem bo działają Android Auto i Apple CarPlay (oba po kablu). Miłośnicy klasycznej ergonomii docenią również sporo fizycznych przycisków i pokręteł. System, choć jego grafika i interfejs nieco trącą myszką, działa dość płynnie.
Równie prosto sterujemy funkcjami za pomocą samej kierownicy. Po prawej stronie multimedia i prowadzenie rozmów przez głośniki auta, po lewej ogranicznik prędkości i tempomat (nieadaptacyjny). Przed oczami kierowcy zestaw klasycznych, analogowych zegarów z niewielkim ekranem komputera pokładowego pomiędzy nimi. Skoro wspomniałem o tempomacie, to co z pozostałą asystą? Cóż, mamy automatyczne światła z czujnikiem oświetlenia, czujnik deszczu, system wykrywania zmęczenia kierowcy czy asystenta pasa ruchu, który jednak nie koryguje toru (nie mówiąc o jakimkolwiek adaptacyjnym prowadzeniu), a jedynie ostrzega przed niezaplanowanym opuszczeniem pasa ruchu sygnałem dźwiękowym.
GS Line to nie jest „bieda wersja” lecz prawie najwyższy poziom wyposażenia Crosslanda, a mimo to w pakiecie nie otrzymujemy kamery cofania, a z kolei czujniki parkowania mamy tylko z tyłu. Szczerze pisząc, po aucie miejskim spodziewałem się jednak obecności obu tych rozwiązań. W 2023 roku wersji GS Line nie można już zamówić z konfiguratora, zastępuje ją nieco lepiej wyposażona wersja GS, która kamerę cofania już ma w standardzie.
Za to rozwiązaniem, który przyczyni się do większej wygody eksploatacji auta w mieście jest na pewno automatyczna skrzynia biegów. W testowanym Oplu reaguje ona szybciej niż np. volkswagenowskie DSG łączone z małolitrażowymi silnikami.
Coraz rzadszy widok we współczesnych autach, klasyczny, manualny „ręczny”. Ponieważ mamy tu pojazd z automatyczną skrzynią, przydałby się autohold, którego jednak w Crosslandzie nie znalazłem.
Ile pali ten wóz? Powyżej widzicie sumaryczne wskazania komputera pokładowego z dystansu uwzględniającego wielu testerów. 7,8 l/100 km to sporo, ale wymaga to cięższej nogi. Moi poprzednicy niewątpliwie taką nogą dysponowali.
W moim przypadku średnia z całego testu to 6,6 l/100 km. Zbiornik paliwa mieści 45 litrów benzyny, zatem można liczyć spokojnie na przejechanie 600 km na jednym baku. W spokojnie pokonywanej trasie drogami krajowymi (ograniczenia do 70 km/h i 90 km/h), Opel Crossland z 1.2 Turbo jest w stanie zejść nawet do poziomu z piątką z przodu (ok. 5,5 l/100 km). Na trasie ekspresowej wciąż mamy poniżej 7 l/100 km. Na autostradzie mamy szansę na wciąż poniżej 8 l/100 km. Natomiast nie polecam jazdy tym autem z maksymalna prędkością autostradową. Wówczas robi się w kabinie po prostu za głośno, a w układzie kierowniczym daje się już zauważyć pewną nerwowość. 120 km/h na trasach szybkiego ruchu to optymalna prędkość dla nowego Crosslanda. Pewne prowadzenie i możliwość prowadzenia spokojnej rozmowy z pasażerami.
Najnowszy Opel Crossland to auto przede wszystkim funkcjonalne, dość pakowne, przyzwoicie wyciszone (do 120 km/h), wygodne w obsłudze (tradycyjna ergonomia) i nie wymaga uczenia się technologicznych nowinek. W roli mieszczucha ma pewne braki (piję jeszcze raz do braku kamery cofania), ale dzięki niewielkim gabarytom nie jest kłopotliwe w ciasnych miejskich uliczkach. Do tego napęd, który ma w zupełności wystarczającą moc do rodzinnego auta miejskiego, a na dodatek potrafi być całkiem oszczędny. Ile kosztuje?
Jeszcze w ubiegłym roku stwierdziłbym, że auto to jest dość atrakcyjnie wycenione, bo wówczas można było kupić ten model za kwotę poniżej 100 tys. zł i to nie tylko w najuboższej, bazowej wersji z najsłabszym silnikiem. Niestety, to już przeszłość. Według najnowszego cennika Opla, model Crossland startuje od kwoty 102 800 zł. Topowa wersja GS z silnikiem 1.2 Turbo i automatem, podobna do testowanej GS Line (ale nieco lepiej wyposażona, ma kamerę cofania w standardzie) startuje od 120 650 zł.