Fotowoltaika się w Polsce jeszcze nie rozpędziła, a już ją dławią
W niedzielę, 23 kwietnia Polskie Sieci Elektroenergetyczne ogłosiły zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego dostaw energii elektrycznej w Polsce. Tym zagrożeniem wg PSE jest nadwyżka energii z OZE. To nie jest dobra wiadomość dla posiadaczy paneli fotowoltaicznych i innych instalacji OZE, ale nie ma prostego rozwiązania tego problemu w Polsce.
Możecie zapytać, ale jak to, nadmiar mocy to chyba dobrze? Produkujemy dużo czystej energii z OZE i zagrożenie bezpieczeństwa? Wspomniane „zagrożenie bezpieczeństwa” to formuła, która zezwala PSE na wydawanie dyspozycji odłączenia źródeł energetycznych od sieci, niezależnie od tego, kto jest ich właścicielem. Liczysz na rekompensatę, bo zainwestowałeś w panele i chcesz mieć niższe koszty energii? Tu można się zdziwić. Redukcje wynikające z „zagrożenia bezpieczeństwa” nie podlegają wypłacie rekompensaty od operatora sieci energetycznej.
Wiosenny słoneczny dzień, taki jakim był 23 kwietnia 2023 roku, to warunki wręcz idealne dla sprawności instalacji fotowoltaicznych. Słońce jest już wysoko nad horyzontem (najdłuższy dzień wszak już za 2 miesiące), a z drugiej strony nie ma jeszcze upalnych temperatur, które obniżają sprawność paneli fotowoltaicznych. W efekcie panele, niezależnie do kogo należały, bardzo sprawnie produkowały prąd. Problem w tym, że polska sieć nie miała wolnej przestrzeni by tą wygenerowaną moc przyjąć i zagospodarować, bo popyt niski, a ceny, usztywnione przez państwo, wciąż wysokie mimo nadwyżki produkcji energii.
W rezultacie według danych PSE prognozy na niedzielę 23 kwietnia zakładały produkcję z samej fotowoltaiki na poziomie rzędu 7,5 GW mocy w szczycie. Do tego trzeba dodać jeszcze ok. 3 GW z farm wiatrowych. Z drugiej strony zapotrzebowanie na energię elektryczną w niedzielę jest niskie, wiele zakładów nie pracuje, handlu nie ma, a przy ładnej pogodzie, zamiast korzystać z prądu w domach, wolimy gdzieś wyjść. Do tego nie trzeba jeszcze uruchamiać klimatyzacji, bo przecież upałów nie ma.
Efekt? Jak kalkuluje serwis wysokienapiecie.pl, tego pogodnego dnia samo polskie OZE byłoby w stanie pokryć 2/3 zapotrzebowania całego kraju. Niestety, miks energetyczny Polski jest oparty na blokach węglowych z XX wieku, których wyłączenie jest… trudne, do tego może generować poważne awarie. Ich ponowny rozruch mógłby potrwać znacznie dłużej niż skok zapotrzebowania w kolejny dzień, poniedziałek, gdy już ruszą fabryki, handel, biura, a słońca może być mniej. Wówczas prądu mogłoby naprawdę zabraknąć.
Niedzielne „zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego” to sytuacja w praktyce nieodczuwalna dla konsumentów, bo nie ma mowy o żadnych blackoutach, czy przerwach w dostawach energii – tej było przecież za dużo. Wyłączono więc to, co wyłączyć najłatwiej. W godzinach 11-17 23 kwietnia, czyli w czasie najlepszego nasłonecznienia, źródła OZE podpięte pod sieć średniego napięcia (poniżej 110 kV) nie produkowały prądu dla sieci.
W Polsce, w przeciwieństwie do np. Szwecji, Holandii i innych krajów Zachodniej Europy, nie stosuje się tzw. dynamicznych taryf energii, w których stawki za energię zmieniają się w zależności od sytuacji na rynku energii. W efekcie w czasie dużych nadwyżek energetycznych konsumenci mogą np. ładować swoje auta, czy wykorzystywać systemy ogrzewania np. wody (elektryczne oczywiście), przy wręcz ujemnych cenach energii i jeszcze na tym zarabiać. Tak, to nie żart: inteligentne sieci energetyczne i dynamiczne taryfy energii wręcz zachęcają konsumentów, by np. wstawiali pieczeń do elektrycznego piekarnika, czy uruchamiali pranie w czasie nadwyżki energii w sieci energetycznej, dzięki czemu mogą zużyć prąd za… ujemną cenę i jeszcze zredukować własne rachunki za prąd.
Niestety, wymaga to sieci energetycznej o znacznie wyższej elastyczności, a tego w Polsce wciąż nie ma. W efekcie zarządcom rynku energii, takim jak PSE pozostają działania administracyjne, takie jak przymusowe odcięcie OZE od sieci energetycznej.
Takie sytuacje wraz z rozwojem OZE i zwiększającą się dywersyfikacją technologii produkcji energii będą zdarzać się coraz częściej, przynajmniej do czasu, gdy opłacalność dużych magazynów energii nie będzie wyższa niż zgoda na odłączenie i – mówiąc wprost – zmarnowanie części potencjału produkcyjnego OZE. W Polsce mało kto rozumie jak naprawdę działają sieci energetyczne, w rezultacie presja społeczna na rząd i rozwój sieci energetycznych jest niska. Może czas to zmienić?