Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Do Amsterdamu na Vermeera

Do Amsterdamu na Vermeera

0
Dodane: 11 miesięcy temu

Amsterdam, druga obok Pekinu stolica rowerów. A może pierwsza? Pływające miasto, pełne kanałów, niczym Wenecja. Ale przede wszystkim miasto znane z wielu świetnych muzeów, m.in. Muzeum Van Gogha, Nemo, Heinekena, Domu Anny Frank, Rijksmuseum… I właśnie przez to ostatnie się tam znaleźliśmy.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 5/2023


Amsterdam, stolica Holandii, tzn. przepraszam, Królestwa Niderlandów, jest stosunkowo blisko nas. Jednak, choć jest bardzo liberalny w kontekście sposobu życia i wielu używek, nie jest pierwszym wyborem dla Polaków na weekendowe wypady. W odróżnieniu od Holendrów, którzy bardzo często wybierają nasz Kraków dokładnie w tym samym celu.

Jan Vermeer

Nas do Amsterdamu ściągnął Vermeer, Jan Vermeer, XVII-wieczny malarz. Wszyscy znamy „Damę z perłą” albo „Mleczarkę”. Rijksmuseum dokonało niemożliwego. Przygotowało wystawę, monografię Vermeera i ściągnęło na nią z całego świata 29 obrazów z 32 zachowanych do dzisiejszego dnia. Jest to wydarzenie przełomowe na skalę światową i niezależnie od tego, kogo dotyczy, aby w jedno miejsce, na jedną wystawę, ściągnąć praktycznie wszystkie dzieła jednego artysty.

Wystawa została ogłoszona mniej więcej w październiku zeszłego roku. Jak tylko dowiedzieliśmy się o tym, od razu, w ciemno, kupiliśmy bilety na pierwszy wolny termin. Wylosowaliśmy koniec marca. Nie wiedzieliśmy, czy będziemy mieli wtedy czas, jaka będzie pogoda, czy będą hotele. Nic. Ale udało się zdobyć bilety, co teraz jest już niemożliwe. Wszystkie bilety, do końca trwania wystawy, czyli do połowy czerwca, zostały praktycznie na pniu wyprzedane. Około pół miliona biletów. Wyobrażacie sobie? Rijksmuseum normalnie otwarte jest w godzinach 9:00–17:00. Wystawa Vermeera otwierana jest przed 8:00 i jest czynna do północy. Wydzielono osobną kolejkę do wejścia, są oczywiście osobne bilety, szatnia itd. Wszystko po to, aby jak najwięcej zwiedzających mogło obejrzeć wystawę. Niesamowite.

Jak wspomniałem, obrazy ściągnięte są z całego świata. Z Niemiec, USA, Japonii, z całej Holandii itd. Pierwszy raz widziałem na wystawie w muzeum ochroniarzy wyglądających bardziej na operatorów jednostek specjalnych, a nie strażników muzealnych. Jednocześnie, nawet najbardziej znane dzieła są na wyciągnięcie ręki, dostępne bez ograniczeń, bez kapsuł bezpieczeństwa, szyb pancernych itp. Czyste obcowanie ze sztuką.

Zwiedzający są wpuszczani w slotach 15-minutowych, jednocześnie nie ma ciśnienia, aby wyjść, można siedzieć do woli i kontemplować dzieła. Pomimo tego nie ma ścisku i każdy może na spokojnie dokładnie obejrzeć każdy z obrazów i poczytać o historii Jana Vermeera. Absolutnie polecam.

Polecam też oczywiście zwiedzenie samego Rijksmuseum pełnego innych wspaniałych dzieł.

Gdzie mieszkać?

Jak już mieliśmy bilety „na Vermeera”, dopiero zaczęliśmy szukać hotelu. Zdecydowaliśmy się znaleźć coś na terenie starej części miasta, wśród kanałów, po to, żeby móc wszystko zwiedzić na piechotę, bez potrzeby korzystania z komunikacji miejskiej. Z drugiej strony Amsterdam jest bardzo dobrze skomunikowany – metro, tramwaje, tramwaje wodne, rowery i hulajnogi do wypożyczenia na każdym rogu, taksówki i Ubery. Do wyboru i koloru.

Rozstrzał cenowy jest ogromny, ale też warto bardzo dokładnie przyjrzeć się ofertom hotelowym. Zaskoczyć może powszechny brak zamykanych łazienek w pokojach hotelowych albo wręcz mikroskopijny ich rozmiar.

Dojazd z lotniska Schiphol do centrum miasta to raptem 20 minut pociągiem kursującym co 5–10 minut.

Tramwaj wodny

Obowiązkową wycieczką – i w sumie bardzo ją polecam – jest przepłynięcie się tramwajem wodnym. Zobaczymy wtedy Amsterdam z zupełnie innej perspektywy. Koszt od osoby to ok. 15 EUR. Zdecydowanie warto.

Nemo

Jeśli podróżujemy z młodszą młodzieżą, warto odwiedzić Nemo. To takie warszawskie Centrum Kopernika, ale… na sterydach. Budynek niesamowity, imitujący statek kapitana Nemo. Na pięciu dużych piętrach znajdziemy mnóstwo instalacji i eksperymentów, wszystkie interaktywne, dostosowane do dzieciaków w różnym wieku.

Od elektryczności, przez hydraulikę, po optykę, chemię, na ludzkim ciele kończąc. Genialnym pomysłem jest laboratorium, w którym przeprowadzamy z naszymi pociechami eksperymenty z różnych dziedzin. Murowane kilka godzin absolutnie bez nudy.

Heineken Experience

Ciekawym miejscem, z kolei w szczególności dla… dużych chłopców, jest muzeum Heinekena, czyli Heineken Experience.

W starym, historycznym budynku browaru przeżyjemy po części multimedialną, po części… organoleptyczną przygodę z historią legendarnego piwa.

Dowiemy się, jak piwo było kiedyś, a jak jest teraz wytwarzane. Nauczymy się, jak je kosztować i po co jest w nim piana.

Oczywiście w cenie biletu są… trzy piwa. A jakże. Do tego naprawdę świetny sklep, w którym kupimy ubrania, gadżety i inne mniej lub bardziej potrzebne bibeloty z zielonym logo.

Scheepvaartmuseum – Narodowe Muzeum Morskie

Opodal Nemo znajduje się Scheepvaartmuseum. Niderlandy historycznie żyją morzem. Ziemię wydarli morzu, handlowali dzięki morzu, mieli kolonie zamorskie. Muzeum Morskie to muzeum poświęcone historii żeglugi i handlu morskiego w Holandii. Znajduje się w budynku z XVII wieku, który pierwotnie służył jako magazyn towarowy.

W muzeum można zobaczyć różnego rodzaju eksponaty związane z holenderską żeglugą, w tym makiety statków, narzędzia nawigacyjne, dzieła sztuki przedstawiające sceny morskie oraz różnego rodzaju dokumenty i mapy. Jedną z najważniejszych atrakcji jest replika okrętu z XVIII wieku, który można zwiedzać i poznać warunki życia na statku podczas długich rejsów. Właśnie ta replika statku Amsterdam, ogromna, jest jednocześnie bardzo kontrowersyjna. Pierwotnie była chlubą miasta, gdy jednak wyszło na jaw, że statek służył głównie do przewożenia niewolników, stał się symbolem walki z niewolnictwem. Opowiada o roli Amsterdamu jako centrum handlu niewolnikami oraz o cierpieniach milionów ludzi, którzy byli zmuszani do niewolniczej pracy.

Muzeum Van Gogha

Kolejnym obowiązkowym punktem na mapie Amsterdamu jest Muzeum Van Gogha. To jedno z najważniejszych muzeów sztuki na świecie, które poświęcone jest życiu i twórczości holenderskiego artysty. Muzeum zostało otwarte w 1973 roku.

W muzeum znajduje się największa na świecie kolekcja prac Vincenta van Gogha, obejmująca ponad 200 obrazów, 500 rysunków i setki listów artysty. Wśród najważniejszych dzieł znajdują się takie arcydzieła, jak „Słoneczniki”, „Jedzący ziemniaki” czy „Noc gwiaździsta”.

W Muzeum można zobaczyć również prace innych artystów związanych z życiem van Gogha i jego wpływem na rozwój sztuki, w tym Paula Gauguina, Émile’a Bernarda, Henriego de Toulouse-Lautreca czy Paula Cézanne’a.

Niestety nie udało nam się go zwiedzić. Pomimo że mieliśmy kupione wcześniej, przez internet, bilety, to w dniu naszej rezerwacji dostaliśmy informację o odwołaniu. Takie sytuacje też, niestety, się zdarzają. Trzeba być na taką ewentualność przygotowanym.

Rowery

Amsterdam stoi, a w zasadzie jedzie, rowerami. Jest ich wszędzie pełno i wszyscy na nich jeżdżą. Bardzo popularne są wszelkie modele cargo, którymi amsterdamczycy worzą swoje dzieci, zakupy czy towary do i ze sklepów. Coraz więcej (jak już nie większość) rowerów stanowią elektryki, które niestety jeżdżą bardzo szybko. Sam jestem rowerzystą. Bardzo dużo jeżdżę na rowerze, ale to, co się dzieje na ulicach w Amsterdamie, bardziej przypomina, pardon, Kinszasę niż stolicę europejskiego kraju. Nikt z rowerzystów nie zwraca uwagi na znaki, czerwone światła i… ludzi przechodzących po pasach na zielonym świetle. Wielokrotnie musiałem łapać mojego Leona, żeby nie został potrącony przez pędzącego rowerzystę. Oczywiście, gdy byliśmy na pasach, mając mylne przeświadczenie o swoim bezpieczeństwie. To jest jakiś kosmos. Przy tym polskie ulice, na które wszyscy piesi narzekają, są centrum praworządności. Niestety ta sytuacja jest na tapecie już od jakiegoś czasu i włodarze miejscy są jej świadomi. Trwa właśnie dyskusja w Amsterdamie, aby wprowadzić ograniczenie prędkości do 20 km/h dla rowerów, a w „elektrykach” wręcz założyć do tej prędkości ograniczniki.

Jak już jesteśmy przy rowerach, to warto zobaczyć jedną z najnowszych inwestycji w Amsterdamie – parkingi rowerowe pod kanałem bezpośrednio przy dworcu głównym. To istne science fiction. Czad.

Co jeść?

Amsterdam jest pełen sklepów z serami. Gouda to dziedzictwo narodowe, ale oczywiście nie jest to jedyny gatunek dostępny. Sklepy wyglądają niesamowicie. Od podłogi do sufitu stoją na półkach wielkie żółte kręgi serowe. Raj.

Bardzo popularne są też frytki. Praktycznie są na każdym rogu, ale osobiście polecam te „najlepsze”, czyli z nagradzanej frytkarni – Manekenpis. Są wyborne, grube i mają ogromny wybór sosów.

Legenda miejska głosi, że najbardziej tradycyjnym daniem są kanapki ze śledziem. Ale w starej części Amsterdamu, która wcale nie jest mała, znalazłem raptem trzy, dosłownie trzy, miejsca z takimi kanapkami, podczas gdy smażalni frytek było kilkadziesiąt. Niemniej warto choć raz zjeść, bo są pyszne.

My wybraliśmy się na jedną kolację do polecanej restauracji Pesca. Wymagana rezerwacja, z minimum kilkudniowym wyprzedzeniem, ale warto. Pesca to przeżycie. Jak sama nazwa wskazuje, jest to miejsce rybne, a wybór posiłku to istny teatr – nie ma kucharzy ani kelnerów, są tylko „artyści”. Najpierw mamy opowieść o rybach, o gatunkach ich historii itd., potem wybór odbywa się jak na targu, z lad uginających się pod ciężarem i wyborem ryb. Na koniec absolutnie genialnie przyrządzone dania. POLECAM.

Dominik Łada

MacUser od 2001 roku, rowery, fotografia i dobra kuchnia. Redaktor naczelny iMagazine - @dominiklada

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .